I o tym, jak to się robi w NBA.
Sezon w Lidze Mistrzów i NBA zmierza ku końcowi. Finałowe rozgrywki, które obserwuję z uwagą od kilku tygodni po raz kolejny przypomniały mi wyższość koszykówki nad piłką kopaną.
O wielu kontrowersjach, o których zaraz napiszę, dyskutuje się w piłkarskim świecie od dawna, tyle że nic konkretnego się w ich temacie nie wydarzyło. I tu wychodzi na wierzch pierwsza różnica pomiędzy FIFA/UEFA a amerykańską ligą zawodową. Za Oceanem działacze i kluby są zdecydowanie bardziej otwarci na zmiany, testowanie różnych rozwiązań, a ewentualne babole (jak premiowanie wyższym miejscem w Play-Off zwycięzców dywizji) są niwelowane, zanim narobią wielu szkód (choć niektórych oczywiście nie da się uniknąć).
Być może Łysy z UEFA, Gianni Infantino, który niedawno został prezydentem FIFA, odważniej poprowadzi światową piłkę nożną ku zmianom. Jednak do tego czasu mamy się nad czym pastwić.
-
Finansowe El-Dorado
Federacja, żeby znieść różnice w klasie sportowej spowodowane bogactwem wąskiej grupy klubów, strzeże ich budżetów, by wydatki przypadkiem nie przekraczały dochodów. Z marnym skutkiem, za którym stoi pobłażliwość i kreatywna księgowość. Podział coraz mocniej się uwidacznia i nawet jeden Leicester wiosny nie czyni.
W NBA zdano sobie sprawę, że cała liga to produkt. CAŁA. Dlatego wprowadzono Salary Cap, które zapobiega ściąganiu najlepszych graczy do jednej drużyny. Gdyby jakaś zdecydowała się wszystkim zaoferować kontrakty tak wysokie, jakich żądają, poszłaby z torbami z powodu tzw. podatku od luksusu.
I w drugą stronę. Jeśli jakaś drużyna (mam na myśli Philadelphia 76ers) z premedytacją się osłabia, by dostać wyższy numer w drafcie, czyniąc to regularnie, widzialna ręka NBA zaprowadza porządek w klubie, który psuje wizerunek produktu i rywalizację w lidze.
-
Gole na wyjeździe liczą się podwójnie
Absurd, za sprawą którego wiele znakomitych drużyn pożegnało się z rozgrywkami (vide Bayern), mimo że w dwumeczu padł remis. Dlaczego? Ponieważ na wyjeździe strzeliły mniej goli. Bawi mnie argument, że na boisku przeciwnika trudniej strzelić bramkę. A to niby dlaczego? Warunki dla obu drużyn są takie same, a profesjonalny piłkarz powinien mieć gdzieś fakt, że widzowie na trybunach kibicują drużynie przeciwnej.
Co na to NBA? W Play-Offach gramy do 4 zwycięstw, niezależnie od tego, gdzie zostaną odniesione i jaką liczbą punktów. Oczywiście, nie nawołuję, by w piłce nożnej zlikwidować remisy (choć to może nie głupie rozwiązanie?), ale by przy równej liczbie bramek w dwóch meczach po prostu kontynuować zawody w dogrywce, a może nawet od razu przechodzić do karnych.
-
Brak powtórek
Karny podyktowany dla Atletico to kolejny powód, dla którego powtórki wideo są wręcz niezbędne w piłce kopanej. Do całego zdarzenia doszło metr przed polem karnym, ale sędzia wskazał na wapno. Nie wymagam od koleżki sokolego wzroku i nieomylności, raczej od jego przełożonych żądam, by umożliwili mu weryfikację trudnej decyzji.
Sędziowie w NBA do woli korzystają z powtórek wideo (być może czasami zbyt często), to jednak nie wpływa na poziom emocji w meczu, a pozwala rozstrzygać sporne kwestie, jak np. czy punkty zdobyto przed końcową syreną lub czy zawodnik A faulował koleżkę B.
To rozwiązanie oczywiście nie eliminuje błędów, a w piłce nożnej mogłoby ustrzelić dynamikę zawodów (boisko piłkarskie jest kilka razy większe od koszykarskiego, więc sędzia musiałby się trochę nabiegać). Ale gdyby tak ustalić tu regułę challenge lub oddać powtórki w ręce sędziów technicznych?
-
Flopowanie i trenerzy-buraki
Umiejętności aktorskie Barcelony zna cały świat, burackie zachowanie Diego Simeone także wszyscy widzieli. Piłkarze zazwyczaj nie otrzymają za swoje akcje żadnej kary, trener być może posiedzi przez jeden mecz na trybunach.
A w NBA? Po pierwsze koszykarz udający faul lub trener-wariat płaci srogą karę za swoje zachowanie. Po drugie delikatnie sugeruje mu się, by przeprosił. Po trzecie – jeśli sędzia to wychwyci (np. w powtórce) – delikwent wylatuje z parkietu na zbity pysk lub dostaje przewinienie.
***
Takich przepisów pewnie by się jeszcze sporo znalazło, ale przyznam, że powyższe argumenty wystarczają mi, by z wypiekami na twarzy śledzić Play-Offy NBA, a Ligę Mistrzów traktować jako tło do pracy. Mam pewność, że w moich ulubionych rozgrywkach nie zwycięży drużyna przypadkowa.
Tak jakby to tylko Barcelonie zdarzyło się przyaktorzyć. Sorry ale chociażby największy rywal jest dużo lepszy w te klocki, mając do dyspozycji sędziów, Dzisiaj zaliczyli im bramkę po dwumetrowym spalonym. Barsie w tym czasie sędzia nie uznał prawidłowego gola i nie dał ewidentngo karnego. To też jest jedna z patologii piłki.
Idiotyczne wydaje mi się trwanie przy 90 minutach, zamiast wprowadzić 2 razy po 30 min czystej gry z zatrzymywaniem zegara. Z miejsca kończy się gra na czas i bezsensowne żółte kartki.
Przywołałem Barcę, bo dość często trafiam na jej mecze i flopowanie Neymara to dla mnie wręcz legenda. Ale oczywiście zdaję sobie sprawę, że inni też stosują takie zagrywki.
Co do zatrzymywania zegara – jest to jakaś idea, choć – moim zdaniem – too byłaby rewolucja na miarę 25 punktów w siatkówce, co w przypadku tak mało mobilnej przepisowo nożnej raczej nie przejdzie.