Gdybyś zapytał mnie, drogi Czytelniku, jakie piwa zabrałbym ze sobą na bezludną wyspę, bez wahania postawiłbym na stouty.
Gdy rozmawiam z kolegami piwoszami, często przewija się temat „gatunku, bez którego nie mógłbyś żyć”. Większość z nich rzuca: india pale ale. Niby narzekają, że na rewolucyjnym rynku dominują „ipy-sripy”, ale koniec końców właśnie bez nich nie potrafią się obejść.
A ja, choć IPA lubię, na pewno sobie bez niego poradzę. Za to cierpiałbym, gdyby z kuli ziemskiej zniknęły stouty, których doskonałość dziś czcimy. Czy to dry, czy milk, czy imperialne… Uwielbiam je! Dlaczego? Już wyjaśniam.
1. Paloność – słody palone to prawdziwe dzieło sztuki słodowniczej. Żeby dobrze przypiec ziarenko jęczmienia lub pszenicy, słodownik musi wykazać się największym kunsztem. Jednak jego praca daje znakomity plon, kwaskową paloność, która najpiękniej objawia się w stoutach.
2. Rubensowskie ciało – w społeczeństwie panuje moda na bycie fit, ale najlepsze stouty mają to gdzieś. Są potężne, oleiste, przyjemnie wyklejają gardło i przełyk, niczym pitna czekolada. Ich ciało cieszy pełnią i doskonale syci.
3. Gładź – oprócz atutów, o których pisałem w poprzednim punkcie, najlepsze stouty wyróżniają się gładką fakturą. Niepostrzeżenie wślizgują się w każdy zakamarek gardła i przełyku, ciesząc przy tym drobnym, azotowym wysyceniem. Pod tym względem rządzą oatmeal stouty, napędzane za pomocą owsa.
4. Czekolada – kto nie lubi czekolady, niech pierwszy rzuci tabliczkę owej! Najlepiej we mnie. Uwielbiam słodycze, a dobrą, mleczną czekoladę cenię sobie najbardziej. Dlatego tak lubię, gdy podobne smaki wlewają mi się do gardziołka wraz z piwem. Najlepiej sprawdza się w postaci milk stoutu.
5. Kawa – poranna kawa to rzecz obowiązkowa dla każdego, kto o 6:00 wyrusza do pracy. Pozwala stanąć na nogi i z werwą zająć się codziennymi zajęciami. Oczywiście do biura zawsze jadę trzeźwy jak niemowlę! Jednak sobotę z radością rozpoczynam dzień przy pomocy lekkiego kawowego stoutu. Taki Coffee Stout z Kormorana jest lepszy od małej czarnej!
6. Grzejemy! – chłodny, zimowy dzień. Przychodzisz zziębnięty do domu i marzysz tylko o tym, by się ogrzać. Rozpalasz w kominku/podkręcasz centralne, siadasz w fotelu, potrzeba Ci tylko rozgrzewającego napoju. Daruj sobie herbatę, miód pitny czy whiskey. Sięgnij po Russian Imperial Stout! Zawarty w nim alkohol nadaje mu wykwintności, a jednocześnie cudownie rozgrzewa.
7. Bogactwo doznań – żaden inny gatunek nie da Ci tylu wrażeń, co niektóre odmiany stoutów – że wymienię RISa czy dobrze przyszykowanego american stouta. A to owocki, a to las sosnowy, to znów kawa z mlekiem, czekolada i co tam sobie jeszcze wymarzycie. To piwo ostateczne, Valhalla gatunków, do której żaden inny nigdy się nie zbliży.