JERRY & LEŚNICZÓWKA: Na Dożynkę (Farmhouse Wine) – receptura

Albo ten moment, gdy pomysł, na który wpadłeś po pijaku, okazał się jednym z najlepszych w twoim piwowarskim życiu.

Kompletnie zapomniałem o tym, że opowieść o piwie Na Dożynkę, czyli mojej domowej kooperacji z browarem Leśniczówka nie doczekała się puenty. Pora więc dopełnić przyjemnego obowiązku i skwitować ją tekstem, w którym poznacie efekty oraz recepturę. Pewnie nie tak szczegółową, jakbyście sobie życzyli, ale czas i zagubienie notatek zrobiło swoje. 😉

JAK TO SIĘ ZACZĘŁO

Wróćmy jednak do początków całej akcji, gdyż pewnie większość z was jej nie pamięta, a pozostali jeszcze nie byli Czytelnikami bloga. Częściowo opisałem ją w tekście, który linkuję poniżej, ale wypada o niej napomknąć także tutaj.

RELACJA Z WARZENIA FARMHOUSE WINE W LEŚNICZÓWCE

Początki projektu sięgają stycznia 2016 roku i nieodżałowanej pamięci Tap Housa, gdzie – nie pierwszy raz zresztą – spotkaliśmy się z Tomkiem Sygułą, by pić alkohol. Przyczynkiem była premiera nowego piwa Pracowni, bodajże Rogu Brackiej. Jeśli dobrze pamiętam, tego dnia Tomek serwował też swoje domowe kooperacyjne piwo z Franklinem (Forest Black IPA). Skoro więc wjechał temat kooperacji piwowarskich, stwierdziłem, że dobrym pomysłem byłaby nasza. A że ta impreza wjechała nam dość mocno, nasze idee pogalopowały w rejony wtedy jeszcze niezbadane przez piwną rewolucję. Wymyśliliśmy sobie mocne, dzikie piwo, które roboczo nazwaliśmy po prostu Farmhouse Wine.

Temat wałkowaliśmy przez jakiś czas na Facebooku, później szukaliśmy terminu, który pasowałby nam obu, aż wreszcie stanęło na czerwcu 2016 r. Udałem się wtedy do domu rodzinnego Tomka, by w jego świetnie urządzonym browarze zmajstrować wspólne piwo. Na miejscu chlebem i solą przywitali mnie rodzice głównego piwowara, a on sam odkopał chyba tonę piw, które degustowaliśmy zarówno w trakcie procesu, jak i po nim (sporo wziąłem do domu). Gdzież bym wtedy się spodziewał, że kiedyś będziemy wspólnie pracować w Brokreacji?!

Wracając do samego piwa: Farmhouse Wine pracowało długo. O ile pierwsza część procesu, czyli fermentacja drożdżami winnymi zajęła mu kilka tygodni, o tyle na blendzie dzikusów i bakterii trzymaliśmy go grubo ponad rok (mówię oczywiście o fermentacji i późniejszym leżakowaniu). Wreszcie zabutelkowaliśmy nasze dzieło 8 grudnia 2018 r. Co prawda nie dodawaliśmy cukru do refermentacji (uznaliśmy, że „płaskie” jest idealne), niemniej potrzymaliśmy Na Dożynkę (jak już wtedy ochrzciliśmy nasz wyrób) jeszcze ze dwa miesiące w zamknięciu. Pierwszą butelkę odpaliłem w lutym 2019 r.

Etykieta ma nieaktualny ekstrakt. Ta poprawna, jak większość materiałów dotyczących tego piwa, zaginęła w akcji. 😉

Zanim przejdę do opisu wrażeń oraz podania receptury, jak zwykle – w tym zakurzonym już nieco cyklu – muszę napomknąć dwa słowa o nazwie. Przywołane wcześniej Na Dożynkę to oczywiście nawiązanie do „wiejskiego” charakteru stylu (Farmhouse) i jego mocy (Wine). Tomek pięknie wykombinował, by etykietę ozdobił obraz Józefa Chełmońskiego „Babie Lato”. W końcu nie trzeba się przesadnie wysilać, by zobaczyć w bohaterce owego nie osobę wypoczywającą po pracy, a ponoszącą skutki wypicia zbyt dużej dawki naszego wyrobu. 😉

NA DOŻYNKĘ – WRAŻENIA

Kocham to piwo. Naprawdę. Łączy ono w sobie wiele piwnych światów, które splatają się tutaj w wielowymiarowym miłosnym uścisku. W każdym łyku oferuje inne doznania, jednak zawsze spójne, wyważone, godne wielogodzinnej celebracji, spokojnego sączenia i zlizywania każdej kropelki ze szkła. Tak, wiem, że jestem megalomanem i lubię chwalić swoje piwne dzieci, ale cóż poradzić, gdy jestem z nich tak dumny!

Zacznijmy od prezencji. O pianie nie ma co mówić, gdyż nie istnieje. Zdecydowaliśmy, że podamy to piwo jako „płaskie”, bez refermentacji czy gazowania w corneliusie. Dzięki temu uwypukliliśmy ciężką, gęstą fakturę, bliską miodowi pitnemu albo winu. Barwa miedziana, z lekka tylko opalizująca. Z daleka można ją nawet pomylić z whisky.

Pierwsza nuta, która wpada do nosa, to stajnia, skórzany pasek oraz odrobina ciemnych winogron. Tak, nad Na Dożynkę unosi się nimb wina, będący efektem zarówno użytych drożdży, jak i starzenia, które pozwoliło złapać mu sporo tlenu. Rezultat? Jeszcze bardziej wyraźne wstawki daktyli, fig, moreli, brzoskwini, ale i toffi, imbiru, goździków.

Do ust wlewa się pełny, bogaty płyn, który – jako się rzekło – mnie przypomina połączenie miodu pitnego i wina naturalnego. Trunek jest wytrawny, przez co gładko finiszuje, grzejąc dopiero w przełyku dawką szlachetnego alkoholu. Podniebienie i język atakowane są przez toffi, morele i daktyle. Goryczka niknie w tej feerii barw, jest kompletnie nieistotna.

Farmhouse Wine to piwo wybitnie deserowe. Posłuży więc jako towarzysz długich kwarantannowych wieczorów.

RECEPTURA

Warka 35 litrów zabutelkowanego piwa. UWAGA! Niektóre dane przywołaliśmy z głowy, gdyż, jako się rzekło, nie wszystko notatki nam się ostały.

Ekstrakt początkowy: 26 Plato

Alkohol: 13,6% obj.

Goryczka: 40 IBU

Zasyp:

  • pilzneński (10,5 kg)

  • wiedeński (3,5 kg)

  • pszenica niesłodowana (3,5 kg)

Chmiele:

  • Target – 50 g

  • Fusion – 50 g

Drożdże:

  • Vintner’s Harvest AW4 (drożdże winne, 4 saszetki)

  • Wyeast 3726 Farmhouse Ale (1 opakowanie + starter)

Dodatki:

  • cukier kandyzowany

PROCEDURA

Zacieranie:

  • 63 stopnie – 90 minut

  • 75 stopni – 5 minut (wygrzew)

Warzenie – 90 minut:

  • Target – 60 minut

  • Fusion – wyłączenie palnika

  • cukier kandyzowany – wyłączenie palnika

Fermentacja:

  • faza 1: drożdże Vintner’s Harvest AW4 – 30 dni

  • faza 2: blend Wyeast 3726 – ok. 6 miesięcy

  • leżakowanie – ok. 18 miesięcy

PODSUMOWANIE

To piwo naznaczone jest luzem i brakiem pośpiechu, dzięki czemu ułożyło się tak dobrze, że lepiej być nie może. Jest potężne, przebogate, wielowymiarowe, ciągle zyskujące nowe aromaty i zapachy. Praca nad nim dała nam cholernie dużo satysfakcji, mimo że sporą jej część oddaliśmy po prostu naturze i czasowi. Warto było. Jeśli miałbym więc z tej zabawy wyciągnąć lekcję i przekazać ją dalej, napisałbym: w piwowarstwie NIGDY nie należy się śpieszyć.

Mam nadzieję, że gdy już powstanie browar Brokreacji, będziemy w stanie przenieść na duże gary nasz pomysł. Osoby, które miały okazję bratać się z wersją domową, wiedzą że warto. Być może kiedyś także i wy się o tym przekonacie. 😉

PS. Degustacja Na Dożynkę i pisanie tego tekstu sprawiły, że gdzieś z tyłu głowy zapaliła mi się lampka, która podgrzewa moją chęć powrotu, przynajmniej sporadycznego, do warzenia. Kokos, jeśli to czytasz – pucuj gary! Gdy tylko skończy się kwarantanna siekniemy małe co nieco!

(Visited 333 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *