Cieszyn się z PSPD, czyli gala X-lecia i coś ponadto

Jeden z kamieni węgielnych piwnej rewolucji w Polsce, Polskie Stowarzyszenie Piwowarów Domowych, skończyło 10 lat! Pierwszą dekadę istnienia organizacji opiliśmy w Cieszynie.

Szybki rzut oka na ostatnie 10 lat

Czy kraft w naszym kraju zacząłby się, gdyby nie PSPD? Czy mielibyśmy obecnie tylu miłośników piwa i tak wiele browarów, w tym kontraktowych? Docelowo pewnie tak, choć niekoniecznie działających z takim zaangażowaniem i w takim tempie. Tymczasem inicjatywa kilkudziesięciu pasjonatów warzenia piwa w domu, z których ostatecznie grupa 24 osób spotkała się w Browarze Zamkowym w Cieszynie 30 stycznia 2010 r., by powołać Stowarzyszenie, walnie przyczyniła się do kreacji piwnego świata, w którym żyjemy. Nie będę Was w tym miejscu zasypywał statystykami, ani szczegółami historycznymi, gdyż te możecie przeczytać na stronach PSPD (między innymi tutaj).

Ja, choć członkiem tej organizacji nie jestem i na tę chwilę po prostu nie mam możliwości czasowych być (za to mam w planach wreszcie zrobić papiery na sędziego), od początku swojej przygody z piwem śledzę poczynania tej organizacji z wyraźną atencją. Pamiętam film „jestem piwowarem domowym”, dramatyczny jeśli chodzi o jakość obrazu, za to ekstremalnie konkretny i popychający do działania. To m.in. on sprawił, że trafiłem na piwo rzemieślnicze.

Z periodyku PSPD, „Piwowar”, uczyłem się warzyć piwo, a równie wielką pomocą były dla mnie materiały dostarczane przez członków Stowarzyszenia na Piwo.org czy – już tylko przez Dori Chrapek – na blogu Homebrewing.pl. Słowem – w mniejszym lub większym stopniu to środowisko także wpłynęło na to, czym obecnie się zajmuję.

Przez tę dekadę wiele w PSPD zmieniło się na lepsze i sprofesjonalizowało. Od działania trochę na wariackich papierach i z dość ograniczonym rozmachem, do porządnego managerowania, powołania spółki i rozwijania kolejnych inicjatyw. Obecnie PSPD organizuje mnóstwo konkursów dla piwowarów domowych, szkoli sędziów (stawiając większy nacisk na konkretne wypełnianie metryczek), tworzy naprawdę duży i konkretny festiwal, wydaje czasopismo, edukuje. Słowem idzie do przodu. Między innymi za dalsze „iście” wychyliliśmy toast w miejscu, gdzie to wszystko się zaczęło.

Po czeskiej i polskiej stronie Cieszyna

Do hotelu, położonego kilka minut drogi od Browaru Zamkowego, przyjechaliśmy w piątkowy wieczór. Ja z Krakowa leciałem moją maździną razem z Dawidem Siedleckim (Browar Paragraf), a na miejscu czekała nas już olbrzymia grupa zarządu i członków Stowarzyszenia, a także jego przyjaciół. Blogerski świat, w wielu wypadkach związany członkostwem z PSPD, reprezentowali choćby Docent, Chmielobrody, Browarnik Tomek, Michał Kopik, Jurek Mackiewicz, Dorota Chrapek (na gali dołączyli jeszcze choćby Tomkowie Kopyra i Migdałek). Takie stężenie blogera na metr kwadratowy ostatni raz widziano chyba w czasie Piwny Blog Day 2017.

Grzecznie przywitaliśmy się z głowami organizacji (w tym miejscu kłaniam się w pas przede wszystkim Prezesowi, Arturowi Kamińskiemu, który zaprosił mnie na to wydarzenie), przekąsiliśmy sutą obiadokolację, degustowaliśmy kilka wyrobów Browaru Zamkowego, by po szybkim odświeżeniu, udać się tam, gdzie zew nakazuje, czyli na czeską stronę Cieszyna, a konkretnie do kultowej Radegastovni. Chcieliśmy wziąć na tapet spokojną Desitkę, ale dostaliśmy ochrzan od herszt kelnerki, że „to je szajs” i że naleje nam Dvanactkę. Punktu odniesienia nie mam, ale sądzę, że pod względem smaku wybór okazał się dobry: czeska klasyka, z obowiązkowym masełkiem i odrobiną siarki, na poziomie, rzekłbym, wręcz wymaganym! Tak pojeni bawiliśmy się świetnie i fajnie rozmowa nam szła, więc nawet nie zauważyliśmy jak stuknęła północ, a poziom spożycia wychylił się w kierunku ryzykownym.

Niezrażeni tym faktem przenieśliśmy się do jakiejś mordowni, oddalonej o rzut beretem, przesiąkniętej dymem papierosowym. Mimo że od – zdaje się – dwóch lat w Czechach nie można palić w lokalach, to wszystkie ściany są wręcz nasączone nikotyną. Moje nozdrza prawie kroiły powietrze. Kto wie – może dlatego, że od dłuższego czasu nie palę i zmysły reagują na papierosy jak płachta na byka. W takim otoczeniu nawet jedno piwo to dużo, szczególnie gdy kolejne siedem ma się już za sobą. Zachowując więc resztkę rozsądku, po sieknięciu kolejnego kufla, udaliśmy się na zasłużony spoczynek.

Poranek okazał się ciężki, gdyż nawet słońce zbyt mocno świeciło. Na szczęście organizatorzy wymyślili doskonały sposób, na rozruszanie towarzystwa: spacer po Cieszynie, wraz z przewodnikiem, którym okazał się być Bogusław Bujok, takoż związany z piwowarstwem. Osobom trochę bardziej biegłym w piwnej blogerce może bardziej się skojarzyć jako tata Gosi Ejankowskiej, która swego czasu prowadziła świetną przecież stronę Piwny Lajfstajl. Dziewczyno, jeśli to czytasz – wracaj do pisania i pieczenia!

Posłuchaliśmy więc o historii miasta sprzed i po podziale na polski i czeski, zbadaliśmy zakamarki rynku, poznaliśmy dzieje wiary dominującej na tym terenie (nietypowo dla Polski, czyli ewangelickiej), a także rozgryzaliśmy dzieje browarnictwa. Szczęśliwie dla naszych głównie nie wybrzmiał hejnał, bowiem tego moglibyśmy nie strawić.

Spacer szybko postawił nas na nogi, ale i spowodował, że zgłodnieliśmy. W tym miejscu nastąpi więc bezpłatne lokowanie produktu: kawiarnia Tramwaj to jest sztos i ktokolwiek z Was przyjedzie do Cieszyna, powinien tam zaglądnąć. Genialny wystrój, pyszna kawa i placuszki palce lizać. „To jest lokal na miarę stolicy” stwierdziliśmy gromadnie i zapewniam: nie jest to megalomańskie gadanie mieszczuchów, a realna ocena poziomu. Polecam!

Browar Zamkowy od podziemia do strychu

Po włóczędze miejskiej, nastąpiła ta browarowa. Mimo że w Cieszynie byłem już kilkukrotnie i to na terenie Browaru Zamkowego, to jakoś nie było okazji zobaczyć go od środka. A jest na co, bowiem najstarsze części zakładu pamiętają jeszcze połowę XIX wieku, gdy rzeczony podmiot powstał. Wielkie połacie przygotowane na słodownię, dziś czekają na drewniane beczki. Inne, te na piętrach, służą jako eksponat pokazujący geniusz ówczesnych architektów, przy jednoczesnym podkreśleniu, jak wielką pracę fizyczną musieli wykonywać ludzie wnoszący słód na trzecie piętro do zabytkowego śrutownika. Co ciekawe – ów ciągle działa, mieląc słód specjalny, jednak obecnie technika pomaga wytargać worki na górę.

Później przeszliśmy do magazynu na żółć bydlę… przepraszam – mango. 😉 Obecnie beczki z tym owocem trzymane są w dawnym magazynie lodowym, przypominającym wielgaśny hangar. W sąsiednim budynku mieści się z kolei warzelnia, na której można zacierać zarówno infuzyjnie, jak i gotować dekokt. Ta metoda jest tu wykorzystywana nie tylko do Pilsów, ale też np. Hefeweizena.

Ostatnia część wycieczki to budowla usytuowana na skarpie okalającej browar od strony torów. W środku znajduje się fermentownia. Burzliwa część procesu prowadzona jest w otwartych kadziach. Obecnie wielkie wanny wypełnione są Żywcem APA i Porterem Żywieckim. Kolejne dziesiątki tanków, położone w ekstremalnie rozległych przestrzeniach, w których można byłoby stworzyć jakiś level „Uncharted”. Zgubić się można, przestraszyć takoż, ale przeżyć takie zwiedzanie na pewno warto. Ja przeżyłem i z zadowoleniem poszedłem się pięknić na galę.

Gala X-lecia

Impreza odbyła się w restauracji przy browarze, miejscu dobrze znanym zarówno członkom PSPD, jak i uczestnikom chociażby Brackiej Jesieni/Cieszyńskiej Jesieni Piwnej. Klimatyczna sala, położona na poziomie podpiwniczeń, odpowiednio elegancka jak na tak podniosłą uroczystość, która ruszyła chwilę po 20:00. Wcześniej, kto żyw, zrobił sobie zdjęcie na ściance, przypominającej te z premier filmowych czy rozdań nagród, bo zresztą takowe rozdanie miało miejsce tego wieczoru.

Zanim jednak owo nastąpiło, na scenie stanęli Artur Kamiński i Mateusz Puślecki, dowodzący Stowarzyszeniem, którzy podjęli się prowadzenia Gali. W pierwszej części na scenie stanęli poprzedni Prezesi: Andrzej Sadownik i Krzysztof Lechowski. Każdy sprawował pieczę nad PSPD w różnych czasach, musieli więc zmagać się z innymi wyzwaniami. Z wyniku, za jaki należy brać obecną pozycję organizacji, chyba mogą być zadowoleni. Oprócz Prezesów, usłyszeliśmy wspomnienia Doroty Chrapek, Jana Krysiaka i Tomka Kopyry – cała trójka współtworzyła PSPD oraz walnie przyczyniła się do propagowania piwowarstwa domowego w Polsce.

Racząc się kolejnymi piwami Browaru Zamkowego, wysłuchaliśmy ciekawego wykładu Michała Kopika o foodpairingu, który moim zdaniem wkrótce stanie się zdecydowanie popularniejszy, w związku z powoli, ale sukcesywnie rosnącej pozycji piwa w branży HoReCa. Poznaliśmy także nowe logo PSPD, które możecie obejrzeć choćby na pamiątkowym torcie – skądinąd pysznym!

Ponieważ każdy musi mieć swoje zdanie na jego temat, wypowiem się i ja. Warto wziąć pod uwagę, że nie jest to rebranding, a jedynie odświeżenie znaku – taki był zresztą cel pracy agencji Thirst (odpowiedzialnej m.in. za stronę wizualną browarów MaryensztadtFunky Fluid), która za nie odpowiada. Cóż, trudno tu mówić o dziele wiekopomnym czy mistrzostwie świata, ale obecne ujęcie sygnetu jest zdecydowanie bardziej współczesne. Ja może pociągnąłbym je inną kreską, ale to już zupełnie prywatne odczucie. Nie podoba mi się logotyp – wybrałbym inny font. I to właściwie tyle, co mam do powiedzenia. Chętnie zdradziłbym wam genezę pierwotnego (i co za tym idzie – tego) logo, o której nie miałem pojęcia, acz nie wiem, czy przypadkiem nie powinna być ona oznaczona hasztagiem „kto ma wiedzieć, ten wie”. 😉

Wracając do Gali, jej szczególnie wartą uwagi częścią było wręczenie nagród w dorocznym plebiscycie PSPD. Mnie oczywiście interesował wybór blogera roku, gdzie do trójki weszli: Dorota Chrapek (Homebrewing.pl), Tomek Migdałek (Birofile) i Michał Stemplowski (Chmielobrody). Okazuje się, że najbardziej zaangażowanych fanów ma Dori i to właśnie ona zgarnęła laur. Gratulacje!

Pozostałe nagrody zdobyli:

  • Człowiek Kraftu – Tomek Kopyra
  • Sklep Specjalistyczny – Twój Browar
  • PSPDowiec Roku – Jan Krysiak
  • Edukator Piwa – Tomek Kopyra
  • Wydarzenie Roku – II Festiwal Piwowarów Domowych

Myślę, że wyniki zasłużone, a kto marudzi, ma wolne pole do popisu w kolejnych latach. 🙂

Ja nie marudziłem – wręcz przeciwnie, bawiłem się świetnie. Dawno nie byłem na imprezie piwnej, w której mogłem uczestniczyć bez myślenia o pracy, rozmów biznesowych etc. I choć uwielbiam to, co robię, to jednak takiego weekendu mi brakowało. Żyję zatem nadzieją, że w tym składzie spotkamy się za 12 miesięcy!

**

Soundtrack: nieoczekiwany, ale i niekwestionowany król wyjazdu – „Myszo-Jeleń”!

(Visited 458 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *