Wyjątkowa impreza to także okazja do wypicia wyjątkowych piw, a tych w Warszawie nie brakowało.
Oczywiście najważniejszym był 5-letni Atak Chmielu, o którym pisałem wczoraj. Jednak ograniczona do minimum ilość trunku sprawiła, że spróbowało go może z sześć osób, w tym ja. Rad jestem ogromnie, bo choć samo piwo, mówiąc delikatnie, niczego nie urwało, to jednak przecież nie o smak czy aromat tu chodzi, a o możliwość sprawdzenia, jak zestarzał się ojciec piwnej rewolucji.
Pozostałe piwa były już łatwiej dostępne – pomijam kłopoty osób niewyposażonych w opaski, o których pisałem wczoraj, a w poniedziałek huczał o nich internet. Od razu pożałowałem, że nie wziąłem ze sobą żadnego szkła, ponieważ przyszło mi pić z plastikowych kubków. Nie jestem francuskim pieskiem i nie płaczę z powodu niedostatków naczyniowych, ale nie da się ukryć, że cudowny Quadrupel, którego przyszło mi degustować, zasługiwał na daleko lepszą otoczkę. Nic to – pora na szybki przegląd.
Pinta/Brasserie Du Pays Flamand – Król Lata
Rozpocząłem od czegoś lekkiego i sprawdzonego, a że Króla Lata jeszcze na blogu nie było, więc warto napisać o nim kilka słów. Uważam, że to jedno z najlepszych piw Pinty ever, a to ze względu na kosmiczną wręcz gładkość (płatki owsiane), lekkości (w końcu to Witbier) i mega cytrusowy aromat od chmielu i skórek pomarańczy. Co więcej – wyróżnia się stabilnością, co w przypadku piw Pinty nie jest regułą. Wypiłem z największą przyjemnością. [7,5]
Pinta – Atak Chmielu
Może pamiętacie moją relację z warzenia Kwasu Alfa, w którym miałem przyjemność brać udział. Jedną z atrakcji była możliwość wypicia Ataku Chmielu przed pasteryzacją, bezpośrednio z tanka leżakowego. Jak babcię kocham, wtedy to było najlepsze polskie AIPA, jakie piłem. W sobotę po raz kolejny spróbowałem niepasteryzowaną wersję klasyka i choć już takiej ekscytacji nie przeżyłem, to jednak mam kolejny dowód na to, że pasteryzacja nie jest najmocniejszym punktem Zawiercia. Piwo zdecydowanie intensywniej pachnie chmielem (na modłę marmolady oraz żywicy), a karmel stanowi tu tylko bardzo subtelną podbudowę, która zupełnie nie przeszkadza. [8]
Brasserie Du Pays Flamand – Double IPA Red Wine BA
Ponieważ nie chciało mi się prowadzić notatek, będzie krótko. Choć piwa mocno chmielone powinno podawać się możliwe szybko, to jednak to Double IPA nic nie straciło na leżakowaniu. Intensywny aromat cytrusów i białych owoców świetnie uzupełnia się o wanilię i wino. Co ciekawe piwo jest zdradliwie pijalne – pije się jak soczek. [8]
Brasserie Du Pays Flamand – Quadruple Cognac BA
Toż to piwo klasy Korda! Cudowne, złożone, bogate we wrażenia. Królują rodzynki, wino, śliwki i odrobina lukrecji. Te sympatyczne efekty warzenia i fermentacji świetnie korespondują z pocałunkiem beczki: kokosem i wanilią. Dzięki nim trunek jawi się jako niezwykle gładki, deserowy, pyszny. [9]
Tanker Brewery – Animal Instinct
IPA przefermentowane wyłącznie przez szczep Bruxellensis Trois robi robotę. Te drożdże solo niekoniecznie dają efekt totalnej dzikości i tak jest w tym wypadku, wpływają raczej na podbicie owocowości, do liczi, marakui i pomarańczy dodając coś na modłę jeżyn. Mogłoby być odrobinę bardziej goryczkowe, ale i bez tego stawiam okejkę. [7,5]
Soundtrack: recenzjom z Pinta Party może towarzyszyć wyłącznie Apteka: