Druga odsłona imprezowego weekendu przywiodła mnie w sobotę do dwóch krakowskich multitapów, Weźże Krafta i House Of Beer.
6. URODZINY HOUSE OF BEER
Okazja do odwiedzenia tego drugiego była nielicha: HoB kończy sześć lat! To drugi najstarszy wielokran w Krakowie (po Omercie, która powstała kilka miesięcy wcześniej), dla wielu z nas kultowy. To właśnie do House Of Beer chodziło się po egzaminach na studiach po czeskie Pilsy, by świętować kolejne zaliczenia. Nikt nie miał wtedy pojęcia, że sześć lat później rewolucja piwna będzie święcić triumfy, a geekowie do knajpy nie będą chodzili na Lagery, a na AIPA, Gose czy inne Barley Wine.
Mnie osobiście cieszy, że HoB przez ten czas nic nie stracił ze swojej świetności. Obserwując inne miasta mam wrażenie, że te najstarsze multitapy przeżywają okres stagnacji, a często tracą klientelę na rzecz nowych miejsc. Tymczasem House Of Beer to nadal mekka fanów dobrego piwa, szczególnie zagranicznych. Za sukcesem na pewno stoi świetna lokalizacja, klimatyczny wystrój, piękna piwnica, wreszcie – telewizory. O przeglądzie piw lanych i butelkowych nawet nie wspominam.
Jak na święto przystało, w sobotni wieczór na św. Tomasza 35 pojawiło się mnóstwo osób z piwnego świata, w tym – na występach gościnnych – Łukasz i Kurak z 4Hops oraz Kuba Rosiek, niegdyś kraftopodawca w HoB i Tap House, dziś jeden z piwowarów Pracowni Piwa. Co chwile zbijaliśmy piątki z mordeczkami spotykanymi w krakowskich wielokranach, a w przerwach między rozmowami, słuchaliśmy koncertu ziomeczków z Simple Pleasures. Duch garażowego rocka jak najbardziej mi pasował i jako spec od muzyki (hue hue) propsuję i polecam.
Niestety z tych i owych powodów musiałem z HoBa uciesz jeszcze przed północą, więc ominęła mnie kolejna impreza z cyklu tych śmiertelnych. Co nie zmienia faktu, że całej ekipie House Of Beer życzę przynajmniej 60 lat na straży piwnej rewolucji!
BEFOREK PRZY DOLNYCH MŁYNÓW
Zanim udałem się do miejscówki-jubilatki, wpadłem do Weźże Krafta na kontrolę jakości. Muszę wytknąć jeden „minus” – ogródek jest stanowczo za mały. Meldując się na miejscu o 18:30 nie miałem gdzie usiąść! Na szczęście zastałem na miejscu Natalię i Marcina, moich krakowskich ziomeczków, wraz ze świtą. Dosiadłem się więc, by na spokojnie zdegustować dwie petardy, o których za chwilę.
Po drodze z WK do HoB zahaczyłem jeszcze o MashRoom, także położony w kompleksie przy Dolnych Młynów 10. To miejsce, oprócz oryginalnego designu sufitu (wykonanego z… kubeczków), polewają drinki – z kegów! Na kranach sezonowo będą gościły po cztery napitki. Ja zaordynowałem sobie Jack75, czyli miks whisky (wiadomo jakiego), wina Prosecco oraz soku pomarańczowego. Totalny cichy zabójca – alkoholu nie czuć ani trochę, dominuje zaś kokos i cytrusy. Bomba!
PIWA – RECENZJE
Przyszła pora na szybki przegląd wypitych przeze mnie tego wieczoru trunków. Nie było ich przesadnie dużo – chyba z sześć. Poniżej kilka słów o tych, których jeszcze nie opisywałem.
De Molen/Laugar Brewery – Txapela & Klompen
Zacząłem od hitowej kooperacji holendersko-hiszpańskiej, której efektem jest – cytuję – imperialny Saison leżakowany z solą w beczce po Bourbonie. Brzmi kosmicznie, ale w praktyce jest świetnie! Wyobraźcie sobie klasycznego Barley Wine z dodatkowymi nutami kokosa i przypraw (goździk, gałka muszkatołowa, imbir). Potężny smak, pięknie ułożony, wybitnie deserowy. Soli nie czuję, ale jakoś nie cierpię z tego powodu. [8,5]
Amager – The Dark Overlord
Piwo z cyklu „z tyłu Jennifer Lopez, z przodu nietoperz”. Zapach – mistrz świata! Czekolada, migdały, kawa, pralina, odrobina lukrecji. Smak – totalny zamulacz. Pierwszy akord jest jeszcze spoko, bo łączy lukrecję z czekoladą, ale im dalej w las, tym gorzej. Ogólne wrażenie to lurowata czekolada w płynie ze sporą dawką cukru. Zawiodłem się. [5,5]
Artezan – Wyszło Kwaśne
Nie powalił mnie także najnowszy wywar Artezana, choć to rzecz z cyklu: dobre piwo, ale coś mi w nim nie pasuje. Zapach niby okej, bo i Amarillo wnosi sławetne cytrusowo-żywiczne nuty i jagódki swoje robią. Smak także przepisowo kwaśny, z odrobiną goryczki. No wiec o co mi chodzi? Chyba o tę kwaskowość, która bliższa jest goryczkowemu grejpfrutowi niż li tylko kwaśnej cytrynie. Ale to tylko moje widzimisię. [6]
Piwne Podziemie – Kiwi And Lime Gose
Nie mam z kolei żadnych pytań w stosunku do Gose z Piwnego Podziemia. To napój, który mógłbym pić jak soczek, hektolitrami. Świetnie zbalansowana kwaśność, słoność i owocowość. Dodatki owoców obecne są przede wszystkim w aromacie, smak jest zaś bliższy klasycznym wcieleniom Gose. Kapitalnie gasi pragnienie, a i bez tego jest godne wszelkiej chwały. [8]