10 błędów młodego piwowara

10 bledow piwowara

Właśnie mija rok, odkąd postanowiłem warzyć w domu. Pora więc na krótkie podsumowanie moich debiutanckich błędów.

Co prawda z warzeniem na dobre wystartowaliśmy z Kokosem w lipcu (lol), ale na poważnie za planowanie działania zabraliśmy się w połowie maja. To właśnie wtedy – jeszcze korespondencyjnie – padło hasło: warzymy piwo! Późniejsze wydarzenia były tylko konsekwencją tej decyzji. Po drodze popełniliśmy masę błędów, dziś wspomnę tylko o kilku.

  1. Warzenie piwa jest proste

Moje podejście nie wynikało z obrośnięcia w piórka. Po prostu wielu znajomych piwowarów przekonywało mnie – za co dziękuję – że nie ma się czego bać i że po przeglądnięciu kilku poradników w sieci na pewno sobie poradzę. Zrobiłem, jak kazano, nawet sporo poczytałem i przystąpiłem do warzenia. W sumie faktycznie nie było tak trudno jak myślałem. ALE! Jest pewna różnica między „warzyć piwo” a „warzyć dobre piwo”. I to na tyle wyraźna, że poziom trudności skacze z „beginner” na „hard”. Chodzi o wiedzę i umiejętność zapewnienia drożdżom optymalnych warunków do pracy.

  1. Warzenie w lecie to świetny pomysł

Sezon warzelniany we domu kończy się w czerwcu – they said. Jeśli nie masz paczki styropianowej i pojemników na lód, odpuść – they said. Nie odpuściliśmy, gdyż pragnienie warzenia w nas zwyciężyło. W sumie nie żałujemy, gdyż sporo się w tym czasie nauczyliśmy, ale lejący się ze łba pot w czasie warzenia oraz wyraźne estry w docelowo czystym piwie to znak, że lato zdecydowanie nie nadaje się do bawienia w piwowara, bez odpowiedniego sprzętu.

  1. Nic się nie stanie, jeśli szybciej skończymy fermentację/otworzymy butelki

No jasne, że zaczęliśmy od 7+7! W końcu jako osoby (ja szczególnie) z gruntu niecierpliwe nie mogliśmy się doczekać efektu końcowego. Szczęśliwie nie porobiliśmy granatów, ale kilka pierwszych piw zniknęło ze skrzynek zdecydowanie za wcześnie. Były niedojrzałe i nie tak smaczne, jak oczekiwaliśmy.

  1. 30 g chmielu na goryczkę to strasznie mało!

No bo jak to – tak mało zielonego do AIPA?! To się nie godzi! I nie uwierzę Beer Smithowi, że pokazuje strzałeczką na czerwonym (goryczka za wysoka jak na styl). Efekt? AIPA pozostawiała tabletkowy, ściągający posmak. Od tego czasu działamy zdecydowanie rozważniej na tym polu i debatujemy nad każdym 5g. Aha, przestaliśmy też chmielić na początku gotowania – 45 minut w bulgoczącej brzeczce zdecydowanie wystarczy.

  1. Kupmy gotowy zestaw

Nie jest to może jakiś błąd kardynalny, ale uważam, że zdecydowanie lepiej byśmy sobie sprzęt złożyli sami – gdybyśmy mieli o tym wtedy pojęcie. 😉 Ot, chociażby zainwestowali (zresztą już to zrobiliśmy) w drugi fermentor z kranikiem, kosztem jednego bez (tak, wiem, że i to rozwiązanie ma swoich zwolenników). Albo zamiast tej cholernej Grety, postawili porządną kapslownicę stołową…

  1. Ten składnik na 100% dostanę od ręki w Krakowie

Życie w dużym mieście uczy wygodnictwa. Stąd moje przekonanie, że o czymkolwiek sobie pomarzę, dostanę to w każdej chwili. W efekcie na próżno szukałem kilka miesięcy temu Citry i EKG (bo w znanych mi sklepach akurat się skończyły), a już zupełnym niewypałem okazało się polowanie na łuskę kakaową, której w sieci jest przecież całkiem sporo. Ergo: masz zamiar warzyć piwsko? Zrób zakupy odpowiednio wcześniej, najlepiej przez internet.

  1. Nie ma drożdży poza Fermentis

Tutaj „oskarżyć” pragnę ekipy polskiego kraftu, które jak jeden mąż używały w owym czasie drożdży S-04 i S-05. Już nie mówię o tym, żeby stosować płynne, bo na tych koleżków jeszcze się nie porywam, ale przecież jest tylu producentów drożdży, po których warto sięgnąć celem uzyskania odpowiedniego efektu, że ho ho. Danstar, Mangrove Jack’s czy Brew Farm. Warto po nie sięgać, jeśli chce się osiągnąć porządne, estrowo-fenolowe efekty.

  1. Ja nie uwarzę zajebistego RISa?!

Sam na początku przygody z warzeniem pisałem o pokorze i wierzcie mi – cały czas ją mam. Sęk w tym, że na zamknięcie 2015 roku postanowiliśmy z Kokosem przykozaczyć i uwarzyć ciężkie, ekstraktywne piwo. Już pomijam fakt, że niczym szaleńcy zdecydowaliśmy się zacierać 11 kg słodu w 30l garze na raz, to jeszcze na pełnym luzie użyliśmy tylko jednej saszetki US-05. Przy 25,5 Blg. Jakimś cudem grzybki zjechały do 7,5 Blg, ale nie starczyło im sił na refermentację. Wniosek: więcej czytać przed braniem się za bary z potworem.

  1. No i co, że w tej butelce jest pleśń? Wypłucze się!

A mówili: jak na dnie butelki, którą niby wypłukałeś po wypiciu piwa, pojawią się kotki, bądź łaskaw ją wyrzucić do zielonego dzwona. Nie posłuchałem i w efekcie kilka butelek naszego ostatniego, świetnego (to nie tylko moje zdanie) Brown Porteru Buszujący W Dębie waliło siarkowodorem. Smutłem, ale mam nauczkę na przyszłość.

  1. Ej, wrzućmy jeszcze trochę limonki i liści szałwii

Balans to rzeczownik, którego do naszych pierwszych piw użyć nie sposób, a już totalnie przegięliśmy w naszym Szało-Lim, do którego władowaliśmy 120 g limonki i 20 g szałwii. Afekt? Cudownie rześki smak i zapach, zupełnie nieprzypominający piwa, a już na pewno nie takiego z Belgian w nazwie. Właściwie to jesteśmy z tego wywaru zadowoleni, wszak był cholernie pijalny, ale – jakom rzekł – ze zbalansowaniem nie miał za wiele wspólnego. A że „balans is king” przekonacie się już wkrótce obserwując rodzimy rynek kraftu.

**

A wy jakie błędy popełniliście na starcie?

(Visited 2 245 times, 1 visits today)

10 komentarzy na temat “10 błędów młodego piwowara

  1. 1.Drugą warkę warzyłem gdzieś w lipcu, nie mając wtedy jeszcze styropianowego pudła – na burzliwej temperatura AIPY podskoczyła mi do 23-24 stopni. Efekt cudowny i niezapomniany wzorzec sensoryczny rozpuszczalnika i fuzli w piwie.
    2.Trzecią warkę konkretnie zainfekowałem. Albo zawiniła niewłaściwa higiena, albo próba naprawy błędów z warki nr 2. Piwo wstawiłem do piwnicy i owszem w sierpniu miałem piwo fermentujące w 17 st. Jednak gdzieś złapałem syfa i cała warka poszła do wylania. To mnie nauczyło jak istotna jest higiena, teraz tylko pudło styropianowe chłodzone zamrożonymi petami. Do tego ciężka chemia NaOH i StarSan. Nie ma litości. Butelki tak samo – zero litości dla syfu.

    Po za tym mnóstwo mniejszych błędów – źle skalibrowana goryczka (APA), kiepski zasyp i za mało środka do refermentacji (FES).

    Ogólnie – nie doceniłem fermentacji – a to ona jest w tym najważniejsza. Na szczęście z każdą kolejną warką jest lepiej. 🙂 Mam problem z twardą wodą przez co uzyskuję nieprzyjemną goryczkę, walczę z tym dodając chmiel dopiero od 30 minuty.

    Ważne widzieć gdzie się popełnia błędy, bo tylko to pozwala nam się rozwijać 🙂
    Powodzenia w kolejnych warkach!

    • „Nie doceniłem fermentacji” – to chyba błąd największy każdego z początkujących, podczas gdy to właśnie ona jest w tej całej zabawie najważniejsza. 🙂

      Również życzę powodzenia!

  2. NIEUMIARKOWANIE
    Do Milk Stouta władowałem na cichą 100g suszonej skórki z cytryny na jakieś 7 l piwa. Pół roku leżakuje i jeszcze się nie ułożyło. Druga połowa „ta bez skórki” jest świetnie czekoladowa.

  3. Mnie pokarało za pójście na łatwiznę.

    Ponieważ mam 2 kochanych małych łobuzów w domu to trudno mi warzyć za dnia i zazwyczaj zabieram się jak już śpią (19-20) co skutkuje tym że koniec następuje między 2 a 4 rano ( w zależności jak idzie filtracja).

    Postanowiłem więc że walnę browara z gotowca (brewkit Coopers Australian Pale Ale).

    Byłem zachwycony bo miałem gotową brzeczkę w jakąs mniej więcej godzinę… Niestety, działo się to wszystko tak łatwo że gdzieś nawaliłem z higieną (o którą normalnie dbam bardzo czyszcząc co popadnie – wodą, wrzątkiem a na końcu piro) i piwo poszło do klopa…..

    • A propos warzenia w nocy – robiliśmy to raz, ale pomysł do dziś uznajemy za ekstremalnie głupi. Zmęczyliśmy się jak nigdy wcześniej i później 😀

  4. umiarkowanie, balans to jest coś czego trzeba się nauczyć na własnej skórze, przychodzi z czasem
    miałem pomysł wrzucić „troche” papryczki na cichą do portera bałtyckiego..
    lubię ostre jedzenie ale teraz już wiem że następnym razem odpowiednia ilość to 1/3 lub 1/4 tego co wtedy
    Nómada Mole Negro to przy tym pikuś 🙂
    podobno kapsaicyna z czasem „mięknie”, więc TO piwko poczeka na lepsze czasy 🙂

    • Yup, ostrość powinna się zredukować.
      Cieszę się zatem, że nie jestem jedynym, który ma ciężką rękę do dodatków 😀

  5. Notorycznie kwestionuję (pomimo ładnych kilku lat doświadczeń) setki czasem lat doświadczeń zawodowców, w związku z czym moje lagery mają goryczkę, którą ciężko opisać. Wierzcie mi, Oni wiedzieli, dlaczego nie warto przechmielić koźlaka na goryczkę!

    2 lata temu zmieniliśmy z bratem „wybicie” z 20l na 50l. I okazało się, że nie wystarczy zasypu i przypraw (także chmielu) pomnożyć przez 2,5 😀 Ale przy okazji szlifowania proporcji opanowaliśmy niemal do perfekcji produkcję piw wysłodkowych (w pewnym sensie). Dziś prawie każdą warkę robimy na zasadzie RIS/BW/PORTER/Imperial (20l) + Stout/Apa/szwarc/cokolwiek (40-50l). Jest trochę z tym motania ze sprzętem dodatkowym, ale uwarzenie 3 różnych warek (różnice w leżakowaniu) w 7-9h jest warte zachodu i tych wszystkich błędów i błędzików poczynionych po drodze 😀 Pozdrawiam!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *