Nie masz na podorędziu profesjonalnego namiotu bezcieniowego? Nic nie szkodzi – możesz go wykonać własnoręcznie w domu. Zwłaszcza, jeśli masz ochotę zrobić zdjęcie dobremu piwu.
Ostrzegali mnie. Mówili: fotografia to studnia bez dna. Kupno aparatu to dopiero początek wydatków, które cię czekają, jeśli złapiesz bakcyla. Muszę przyznać rację wszystkim moim ziomom, którzy uczą mnie, jak robić dobre zdjęcia. Wydawało mi się, że gdy już będę miał całkiem niezłe body i uniwersalny obiektyw, na moje potrzeby to wystarczy.
Błąd.
Już widzę, że na zakupy będę musiał wydać dwa razy tyle hajsu. Statyw (na razie używam pożyczonego od Macka), softboxy, namiot bezcieniowy i oświetlenie do owego, mikrofon, wreszcie – jaśniejszy obiektyw (czytaj: o przysłonie-światłosile f/1.4). Pójdę z torbami, jak Boga kocham.
Zakup namiotu bezcieniowego dopiero przede mną, ale wykombinowałem, jak zrobić takiego koleżkę mając pod ręką kilka przedmiotów codziennego użytku.
- Najpierw wziąłem dwie czarne koszulki. Jedną położyłem płasko na stole, drugą „nawlokłem” na szufladę i wyprostowałem maksymalnie, jak to było możliwe.
- Przysunąłem stół do ściany, a wspomnianą szufladę w koszulce oparłem o ścianę.
- Wziąłem dwie lampki nocne i ustawiłem je po lewej i prawej stronie kadru, by równomiernie oświetlały obiekt – w tym wypadku butelkę FESa z belgijskiego browaru rodzinnego De Dochter van de Korenaar – Charbon, tworzonego z udziałem laski wanilii.
- Ściągnąłem z garnituru pokrowiec – biały, na poły przezroczysty, który kupiłem swego czasu w Ikei. Jedną część pokrowca zaczepiłem o szufladę, a drugą… o swoją głowę. Lampki pozostały poza namiotem.
Pstryk! Efekt – już po obrobieniu – możecie podziwiać na zdjęciu tytułowym. Ja wiem, do efektów uzyskanych w prawdziwym namiocie startu nie ma: widać odbicia lampek oraz zakrzywienia na T-Shirtach, ale nic nie szkodzi. To póki co zabawa, którą będę dopracowywał do momentu kupna przedmiotu mojego porządania.
Siliłem się na taką oryginalność, ponieważ piwo, które degustowałem bardzo mi posmakowało. Charbon (węgiel) to dzieło małego browaru z Baarle-Hertog przy granicy belgijsko-holenderskiej. Gdy wejdziecie na stronę De Dochter van de Korenaar zobaczycie, w jak sielskim, wiejskim otoczeniu powstają trunki tej ekipy. Aż chce się rzucić wszystko i pojechać z nimi pracować!
W takiej atmosferze muszą powstawać piwa udane i takim na pewno można nazwać ichniejszego Foreign Extra Stouta.
ZAPACH: nad butelką i szkłem unosi się przyjemny miks aromatów czekolady, wędzonej śliwki (to za sprawą ciemnych słodów oraz wędzonego pszenicznego) oraz wanilii. Po ogrzaniu w głowie zaświtało mi jedno skojarzenie: budyń czekoladowo-waniliowy!
PIANA: beżowa, drobna, dość wysoka i trwała, o bardzo ładnym lacingu.
KOLOR: czarny, nieprzejrzysty.
SMAK: Charbon – to wbrew węgielnej nazwie – piwo niesamowicie aksamitne, drobno wysycone, bardzo bliskie konsystencji wspomnianego budyniu czekoladowo-waniliowego. To skojarzenie towarzyszy każdemu łykowi i totalnie mnie rozaniela. Paleta smaku wzbogacona jest o akcenty wędzonki i paloności. Na finiszu goryczka ładnie zaznaczona, ale bardzo grzeczna.
Dla takich piw warto przewracać mieszkanie do góry nogami i szukać pomysłów na zdjęcie – nawet najprostszych jeśli chodzi o kard. Polecam: zarówno trunek, jak i zabawę w namiot.
CHARBON
De Dochter van de Korenaar
Foreign Extra Stout
Warka: 01.17
Skład: woda; słody jęczmienne, wędzony słód pszeniczny; chmiel; laska wanilii
Cyferki: alkohol 7% obj., 46 IBU
Cena: 13 zł (Strefa Piwa, Kraków)
Soundtrack: pozostańmy jeszcze na chwilę w Belgii, tyle że nie już tej sielskiej, a mrocznej, metalowej. Amenrę Państwo muszą koniecznie poznać – o ile jeszcze nie znacie 😉