Łączenie muzyki i piwa to jest to, co lubię najbardziej. Zwłaszcza, gdy mam za sobą udany dzień.
Od jakiegoś czasu rzadko kupuję płyty. Rozbestwiło mnie dziennikarstwo oraz korzystanie ze Spotify. Jako człek piszący o muzyce (teraz już znacznie rzadziej) często dostawałem płyty do recenzji, za darmoszkę oczywiście. Nie odczuwałem więc potrzeby, by biegać do sklepu muzycznego – przecież i tak płyta, na którą miałem chrapkę i tak trafiała w moje łapy.
Streaming muzyki jeszcze mocniej przywiązał mnie do cyfrowego sposobu obcowania z muzyką. Czasami mnie to mierzi, w końcu tak bardzo lubię przeglądać wkładki płyt, wąchać pachnące świeżą farbą drukarską kartki i przyjmować album jako całość: muzyka, słowa i grafika.
Jednak w sklepach pojawiła się nowa płyta Riverside, jednego z moich ulubionych polskich zespołów muzycznych (lubiłem go zanim to było modne), „Love, Fear and the Time Machine”, wiedziałem, że muszę ją mieć. Może i singel „Discard Your Fear” nie powalił mnie na łopatki, ale czułem, że w końcu odnajdę tu dźwięki dla siebie. I miałem rację.
Świętując udany biznes oraz kupno dobrego krążka, postanowiłem udać się do Multi Qlti Tap Bar, by zaserwować sobie do tego jakieś dobre piwo. A że dostałem cynk, że z kranu polewany jest bardzo dobre oceniany RIS z Dark Horse, mój cel był jasny. Niemniej zanim zdegustowałem tę perełkę, sięgnąłem po kolejną warkę ostrygowego Stouta z Piwnego Podziemia, którego – nie wiem jak to możliwe – nie miałem okazji jeszcze pić.
OYSTER KISS
Piwne Podziemie
Stout ostrygowy
Cyferki: alkohol 5,2% obj., ekstrakt 12,5 Blg
Z każdym kolejnym wywarem pałam coraz większą sympatią do tego browaru. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że to dla mnie pierwsza trójka najlepszych polskich firm parających się warzeniem piwa. Ich Oyster Kiss tylko potwierdza wysoką formę Piwnego Podziemia.
Piwo nie dość, że genialnie się prezentuje, to jeszcze znakomicie pachnie. Czekolada i delikatna nuta paloności miesza się z mocnym, morskim akcentem. Z braku lepszego porównania odsyłam was do odświeżaczy powietrza o rzeczonym zapachu. Przyznam się, że w domu używam tylko takich. 😉
W smaku też jest przyjemnie. Delikatna faktura, niskie wysycenie, trochę wodniste, lekko słonawe, z minimalną goryczką i miłym muśnięciem czekolady i świeżo palonej kawy. Zdecydowany kciuk w górę.
PLEAD THE 5TH
Dark Horse
Russian Imperial Stout
Cyferki: Alkohol 11% obj., 39 IBU
Jednym z moich postanowień na ten rok było spróbowanie większej liczby Russian Imperial Stoutów i jak na razie dobrze mi idzie. Szczególnie że krakowskie knajpy chętnie serwują wywary w tym stylu, a w Multi Qlti można zamówić je w ilości degustacyjnej.
Tak chwalony RIS z Dark Horse nieco mnie jednak rozczarował. Powiedział Jerry i na końcu dał 8. Nie zrozumcie mnie źle – to znakomite piwo, ale spokojnie mógłbym wymienić kilkanaście lepszych przedstawicieli gatunku. Wszystko przez sporą rolę alkoholu, który wyraźnie daje o sobie znać w zapachu. Oczywiście, znalazło się tu miejsce także dla śliwek, palonej kawy i czekolady, ale to jednak procenty rządzą.
Plead The 5th jest wywarem gęstym, nisko wysyconym i relatywnie słodkim. Najpierw na modłę owocową, później ze sporym udziałem czekolady w płynie. Finisz to mieszanka kwaskowości i palenia oraz mocnej goryczki, także alkoholowej. 11% niby można usprawiedliwić, ale od czasu mojej randki z Pirate Bomb (przy 15% alkoholu nie było czuć ni krztyny alkoholu!), wszystkie RISy przyrównuję do tego wzoru.
Soundtrack: z każdym kolejny przesłuchaniem nowa płyta Riverside podoba mi się coraz bardziej, a do miana faworyta urósł pierwszy numer „Lost (Why Should I Be Frightened By A Hat?)”:
Mnie również plead the 5th mocno rozczarował. Piwo nieco alkoholowe, aromat dosyć słaby. Jak na RISa powiedziałbym że przeciętnie poprawny. A Bomb! jeszcze nie piłem, ale Bible Belt urywał niektóre części ciała 😉