Moja ulubiona krakowska miejscówka skończyła roczek! Na imprezie nie mogło więc braknąć życzeń, podsumowań i oczywiście dobrego piwa.
Muszę wam z miną kombatanta oznajmić, że ostatnie 12 miesięcy zleciało mi niezwykle szybko. Pamiętam, że dopiero co stałem w tłumie, który kotłował się w przed kamienicą na ul. św. Jana 30 w Krakowie, by wejść do lokalu o nazwie Tap House – Pracownia Piwa i Przyjaciele. Patronacki multitap jednego z najlepszych browarów w tym kraju ruszył dokładnie 1 sierpnia 2014 roku.
PRZECZYTAJ RELACJĘ Z OTWARCIA TAP HOUSE
Dziś, po kilku zmianach (m.in. rozbudowie o jedno pomieszczenie i zawieszeniu szyldu na kamienicy Pod Pawiem), z miejsca, o którym mało kto słyszał (i mało zauważał) Tap House stał się prężnie działającą knajpą. Bywają takie weekendy, że ciężko znaleźć wolny stolik, a żeby dostać swoje piwo, trzeba czekać kilka minut w kolejce. I to mimo obecności kilkorga barmanów uwijających się jak w ukropie.
CAŁA SALA PIJE Z NAMI
1 sierpnia 2015 r., w pierwsze urodziny multitapu, było podobnie. Tap House już o 19:00 zapełnił się piwną bracią, która dotarła do lokalu nie tylko z Krakowa (spotkałem „delegacje” warszawską, wrocławską i annopolską). Wszystkie stoły i krzesła szczelnie się wypełniły, a z kranów co chwilę lało się najlepsze piwo.
Początkowo ekipa „odsłoniła” tylko 13 kanów, wypełnionych głównie trunkami Pracowni Piwa, choć nie brakło występów gościnnych SzałuPiw, Piwnego Podziemia i Artezana. Z czasem z kolejnych nalewaków zaczęły płynąć wywary przyszykowane/przetrzymane specjalnie na okazję urodzin. Pojawiły się pierwsze warki Mr. Hard i Mr. Hard’s Rocks, odleżane Funky Cherry, a także specjały z zaganicy: IPA z Amagera, Gose od Evil Twin oraz RIS z The Kernel. Ale o tym później.
TROCHĘ WSPOMNIEŃ, CIUT PRZYSZŁOŚCI
Imprezę rozpoczął Tomek Rogaczewski – sympatyczny Capo Di Tutti Capi Pracowni i Tap House uroczyście przywitał gości, wręczył zebranym urodzinowe czapeczki i zarządził wielkie świętowanie. Na stoły, oprócz rzecz jasna piw, wjechały przekąski, w tym genialne kanapki z – jak mnie poinformowano – kremem z awokado. Delicje!
W kolejnych wejściach Tomek przedstawiał kolejnych pracowników Tap House, którzy na ten moment mogli odsapnąć i odejść od kranów. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Kuba Rosiek, który do tej pory zasuwał za barem, przechodzi do Pracowni Piwa, gdzie będzie warzył piwo – gratki!
Z okazji urodzin Tap House po raz kolejny otworzył piwnicę. Teoretycznie to miejsce nie różni się od innych krakowskich podziemi, ale poczytuję ten fakt za plus. Jest klimatycznie, przyjemnie chłodno i mniej tłoczno, niż na górze. Jestem za tym, by ta część pozostała otwarta na stałe!
MENU GŁÓWNE
Najważniejszym punktem piwnej imprezy, oprócz oczywiście rozmów z ciekawymi osobami, jest degustacja. Ja tego wieczora postanowiłem spróbować w sumie sześciu piw.
TARTARUGA – Artezan/Lambrate
Wieczór rozpocząłem od kooperacyjnego piwa Artzeana i Lambrate – wędzonego Brown Ale, które zresztą tego dnia miało premierę. Pierwsze, co rzuciło mi się w nos, to minimalna ilość obiecywanej wędzonki. Niby trochę papy z dachu się tu pałęta, ale zdecydowanie więcej jest orzechów i nut owocowych od chmielu. Podobnie w smaku – odrobina whisky daje o sobie znać, jednak numerem jeden jest „brąz”: orzechy, może trochę czekolady. Plus za niezłą goryczkę.
Tartaruga to smaczne, nad wyraz pijalne piwo, ale mimo wszystko miałem co do niego większe oczekiwania. [7]
BEER FOR TAP – Pracownia Piwa
Urodzinowe piwo okazało się być Dwoma Smokami na sterydach. Co to oznacza w praktyce? Otóż bliżej mu, powiedzmy, do Viva La Wita! niż sesyjnego Wit IPA, jakim był oryginał. W zapachu mocno atakują nas przyprawy i to nie tylko pod postacią drożdżowych fenoli. Bardzo rozsądnie użyto w Beer For Tap kolendry, przez co piwo nie pachnie, jak mydelniczka.
Hoppy Witbier Pracowni okazuje się być piwem dość ciężkim, ze sporym ciałem. To nie zarzut, choć jeśli ktoś oczekiwał mega pijalności i rześkości, to srogo się zawiedzie. Z kolei miłośnicy fenoli, rumianku i cytrusów będą wniebowzięci. Szczególnie dobre wrażenie robi goryczka – dawno nie piłem piwa, którego finisz byłby tak jednoznacznie pomarańczowy.
Beer For Tap to bardzo dobry wywar, choć zakładam, że do mojego menu na stałe nie wejdzie. [8]
FUNKY CHERRY – SzałPiw
Od pierwszego kontaktu z Funky Cherry uważam, że to najlepsze solowe dokonanie SzałuPiw. Leżakowana przez kilka miesięcy wersja potwierdza moje zdanie. Zapach z miejsca przypomina mi babciny kompot z wiśni, serwowany latem w czasie upałów. Jednocześnie słodki i orzeźwiający.
To samo tyczy się smaku, w którym dominują oczywiście wiśnie, ale też bardzo subtelna kwaskowość. Gdy połączysz ten fakt z relatywnie lekkim ciałem, otrzymasz perfekcyjnego zabójcę – piwo ma wszak 6,5%, ale gdy go pijesz, wyczuwasz co najwyżej 4%.
Funky Cherry to pewniak do Top 2015! [9]
AKKA DAKKA BLAKKA – Piwne Podziemie
Na tej liście najpewniej znajdzie się też sesyjne Black IPA z Piwnego Podziemia. Ekipa specjalnie na urodziny Tap House przygotowała lekko stuningowaną edycję Akka Dakka Blakka, wzbogaconą o doskonałą kawę Jamaica Blue Mountain oraz papryczki Ancho i Pasilla.
I to właśnie kawa jest główną bohaterką smaku, jak i zapachu. Dodatek ów świetnie wpisał się w dotychczasowy charakter trunku, w którym dominowała gorzka czekolada połączona z cytrusowym buchnięciem. Teraz do kolekcji dochodzi muśnięcie czarnym napojem oraz szczyptą papryki. Cieszy miła, orzeźwiająca goryczka.
Akka Dakka Blakka to najlepszy dowód na to, że lekkie piwa mogą powalać pełnią doznań. Szacunek! [9]
MR. HARD – Pracownia Piwa
Urodziny to świetna okazja do wyciągania specjałów z piwniczki. Pracownia Piwa do Tap House przyniosła pierwszą warkę autorskiego Barley Wine, która od ponad roku leżała w petainerze i czekała na swoją kolej.
Jak nie jestem fanem BW, tak leżakowany Mr. Hard jest według mnie znakomity, jeszcze gęstszy i cięższy, niż za młodu, pełen nut miodowych oraz brzoskwiniowych i morelowych. Wspominając dojrzewające w beczce Barley Wine od Doctora Brew stwierdzam, że właśnie taka wersja tego stylu staje się moją ulubioną. [8]
IMPERIAL BROWN STOUT 1856 – The Kernel
Na koniec zaserwowałem sobie RISa z brytyjskiego The Kernel. Brown w jego nazwie nie jest członem przypadkowym. Co prawda z powodu panującego w piwnicy Tap House półmroku nie mogłem stwierdzić, jaka jest jego rzeczywista barwa, niemniej brązowe nuty wylazły z niego w smaku i zapachu: od razu na myśl przyszła mi Nutella.
Ale na tym oczywiście nie koniec. Pierwsze skrzypce gra w 1856 gorzka czekolada, cholernie wyklejająca, do tego suszona śliwka, odrobina figi i muśnięcie ziołową goryczką. Mógłbym chłeptać to piwo godzinami! [9]
STO LAT!
Jak wspomniałem na początku, Tap House to moje ulubione piwne miejsce w Krakowie, ze względu na atmosferę i świetne piwo. Rozmawiając ze znajomymi na jego temat doszliśmy do wniosku, że do pełni szczęścia brakuje nam tu tylko jednego: ogródka piwnego. Mam jednak wrażenie, że w tym miejscu krakowskiego rynku jego otwarcie nie jest realne.
Ale i tak hasło „ogródek piwny” dołączam do urodzinowych życzeń. Rozwijajcie się, serwujcie tylko najlepsze piwa i przyciągajcie coraz więcej beer geeków. Sto lat!