Raduga ciągle wozi się po Ameryce, jednak tym razem zawitało do osady belgijskich imigrantów.
Moda na hejtowanie polskich browarów, które uparcie sięgają po wszystkie odmiany AIPA jakby wygasła. Być może jest to związane z kryzysem na rynku chmielu, który sprawia, że każde mocno nachmielone piwo jest produktem na wagę złota. A być może mający narzekanie we krwi Polacy postanowili odpuścić. Mody nie przeskoczysz.
Tym bardziej, że jest to moda niezwykle przyjemna i ciągle odróżniająca kraft od koncernowej papki. W końcu niezwykły zapach nowofalowego chmielu nawraca kolejnych niewierzących, a przecież to właśnie oni będą w niedalekiej przyszłości siłą napędową rzemieślniczego rynku.
Raduga, jeśli chodzi o chmielenie na aromat, to dla mnie czołówka polskiego kraftu, czego najlepszym dowodem są jej dwa poprzednie piwa: Sunset Blvd oraz Lost Weekend. Do dziś czuję ich niezwykły zapach w nozdrzach. Z tym większym zaciekawieniem czekałem na kolejny produkt browaru, Naked City. Z dwóch powodów.
Po pierwsze uważam, że wprowadzanie Belgii na salony nowej fali za trend godny rozwoju. W końcu te dostojne, często przyciężkawe style zyskują rześkiego kopa. Po drugie – solidny udział żyta w zasypie poprzednich wynalazków Radugi nie do końca przypadł mi do gustu. O ile w czerwonym Sunset jeszcze wszystko mi się zgodziło, o tyle ciemny Weekend był dla mnie zbyt mulący. A co z kolejną klasyką kina?
ZAPACH: po odkapslowaniu butelki przywitał mnie mocny sosnowy pocisk chmielu Simcoe. W sensoriku najpierw rządziły fenole (pieprz) oraz ciasteczko, by w końcu dać dojść do głosu pomarańczy, żywicy i – znów – sosnowemu igliwiu. Generalnie słodko – tak jak lubię. Mam tylko wrażenie, że gdzieś tam czai się DMS, taki kalafiorowy, ale być może tylko sobie wkręcam.
PIANA: bardzo obfita drobna biała czapa, która może nie jest zbyt trwała, za to świetnie krążkuje.
KOLOR: pomarańczowy, mętny.
SMAK: bardzo ładnie balansują się tu wpływy Ameryki i Belgii. W tym słodkim piwie od pierwszych akordów bardzo wyraźnie wyczuwam pomarańczę, sosnę oraz zioła, natomiast w posmaku wyłapuję przyprawowość. Naked City jest trunkiem o umiarkowanej treściwości i średnim wysyceniu, finiszującym szlachetną cytrusową goryczką.
Bardzo smakuje mi ta propozycja Radugi. Może nie jest wielce odkrywcza, za to na pewno dobrze wykonana i bardzo dobrze ubrana w smaki i aromaty. Zastanawia mnie ten warzywny wtręt, który dosłownie przemknął mi przez sekundę przed nosem. Czy to moje omamy, czy też ktoś jest w stanie to potwierdzić?
NAKED CITY
Raduga
Belgian IPA
Warka: 06.09.15
Skład: woda; słód jęczmienny; chmiele: Magnum, Warrior, ZTC, Cascade, Citra, Simcoe; drożdże Gozdawa BFSAY
Cyferki: alkohol 6,0% obj., 15,5% ekstraktu, 65 IBU
Cena: 7,55 zł (Drink Hala, Wrocław)
Soundtrack: chyba już wam się kiedyś przyznawałem, że na początku mojej przygody z muzyką bardzo jarałem się Nightwish (wcale się tego nie wstydzę). Finowie niedługo wydadzą nowy krążek – „Endless Forms Most Beautiful”. Większość numerów to, niestety, nędza, ale otwierający płytę „Shuidder Before The Beautiful” porwał mnie od pierwszego przesłuchania. Być może dlatego, że przypomina mi „Dark Chest OF Wonders”…