Z cyklu „jak ten czas szybko leci”: browar Łukasza Gustkiewicza skończył właśnie dwa lata, a on sam od równego roku zajmuje się tylko piwem. Takiej okazji do świętowania nie mogliśmy przegapić!
Pamiętam, jakby to było wczoraj: pierwsza połowa 2015 roku – siedzę w Viva La Pinta, snując plany co będę robił w życiu po powrocie z Wrocławia do Krakowa. Nagle przysiada się do mnie Mateusz Górski (poznałem go kilka tygodni wcześniej w czasie Craft Beerweek 01) i jeszcze jakiś facet. Przedstawiamy się sobie: dowiaduję się, że ów jegomość to Łukasz Gustkiewicz.
Łukasz to dyrektor ds. IT i administracji w „Gazecie Krakowskiej”, ale też i piwowar domowy, który zdecydował się otworzyć browar kontraktowy i warzyć komercyjnie po godzinach. Mateusz pomagał mu przełożyć pierwsze receptury na duży sprzęt (miał już doświadczenie za sprawą nauk w Grybowie), a teraz (znaczy się w kwietniu 2015 r.) doradza starszemu koledze, jak ogarnąć wszelkie kwestie papierologiczne. Sam przecież jest na etapie zakładania browaru, który dwa miesiące później objawi się światu, jako Brokreacja. Gustkowi udało się wcześniej dopiąć wszystkie sprawy i Piwowarownia – bo taką nazwę przyjęło przedsiębiorstwo – mogła ruszyć już w kwietniu.
Gdzież ja bym wtedy pomyślał, że Łukasz i jego piwa będą tak cenione wśród polskich miłośników kraftu (że przypomnę złoty medal KPR za Kawko i Mlekosza), a nasze browary będą niejako dzieliły ze sobą magazyn? Bardzo się cieszę, że tak to się wszystko potoczyło i że w sobotę, 29 kwietnia 2017 r. w krakowskiej Craftowni mogliśmy wypić zdrowie Łukasza i Piwowarowni, życząc mu całkiem realnych kilkudziesięciu lat działalności.
SUKCES NIE BIERZE SIĘ ZNIKĄD
Gdy tak patrzę na dwa minione lata, to stwierdzam, że kluczem do powodzenia przedsięwzięcia Gustka jest przede wszystkim jego pracowitość i pokora, wymieszane z talentem. Co do tego ostatniego: może i pierwsze wywary Piwowarowni nie były zbyt szałowe, ale to kwestia nabrania doświadczenia. Od dobrego roku Łukasz wszedł na taki poziom, że co wypuszcza piwo, to bardzo dobre. O Kawko i Mlekoszu pisałem (wspaniały kawowo-waniliowy Stout), wspomnę jeszcze choćby o aromatycznym Saisonie Cnotliwa Marzanna, niezwykle rześkim American Wheat Córka Młynarza, czy pokręconym Gose Gąska Beerbinka, powstałym w kooperacji z browarem domowym Leśniczówka.
Niezwykle cenię w Gustku wspomnianą pokorę. Umówmy się, piwowarzy polskich browarów zawsze mają wysokie mniemanie o własnych trunkach i bronią ich niczym dzieci, nawet jeśli są to piwa wadliwe. Tymczasem Łukasz uważnie wsłuchuje się w oceny i porady. Ot, chociażby po przeczytaniu mojej – skądinąd całkiem dobrej – recenzji pierwszej warki RISa Pożegnanie z Korporacją. Napisałem, że jest trochę za mało cielista, za to alkoholowa. W zamian nie uświadczyłem fochów czy hasła „ch*ja się znasz, a w ogóle to takie miało być!”, tylko informacji kilka miesięcy później: „Jerry, czytałem Twój tekst i uznałem, że masz rację. Zapraszam Cię do degustacji drugiej warki.” Można? No pewnie, że można!
O pracowitości Łukasza przekonuję się z kolei w czasie wizyt na magazynie. Zazwyczaj trafiam na chwile, w których Gustek właśnie bawi się w młodego technika, dopieszczając nowe stoisko, budując regały (własnoręcznie!), które mają się pojawić w sklepach, segregując piwo czy walcząc z biurokracją. Facet ma w oczach pasję i ewidentną radość z faktu, że po tylu latach zasuwania na etacie u innych, stworzył własną, wartościową firmę.
Powyższe słowa mogą Wam się wydać dobrosąsiedzkim słodzeniem, ale zapewniam Was, że nie potrzebuję takich bodźców, by dobrze pisać o Piwowarowni. Uważam po prostu, że ten browar zasługuje na zdecydowanie większą atencję.
URODZINY
Wróćmy do urodzin, które zbiegły się także z 1. rocznicą otwarcia Craftowni. Na miejscu pojawiło się sporo znanych osób, z nowym piwowarem Pracowni Jackiem „Jacerem” Domagalskim właścicielką Homebrewing.pl Dorotą „Dori” Chrapek na czele. Nie brakło także licznej delegacji Brokreacji. O samym świętowaniu i spotkaniach z dawno nie widzianymi znajomymi (Andrzej i Marceli – pozdrawiam!) nie będę Wam opowiadał, za to szybko przemknę przez wypite piwa.
Zacznę od szybkich opinii na temat już znanych mi piw (im nie robiłem zdjęć). Speedway Stout od AleSmith znów zawiódł, w wiadomy sposób: śmierdział rozpuszczalnikiem i aldehydem. No jak tak można rozwalać dobrą opinię o jednym z najlepszych RISów świata, to ja nie ogarniam. Córka Młynarza od Piwowarowni w najnowszej warce to cudownie orzeźwiające piwo, pięknie nachmielone na aromat. Nasz The Dealer z kolei wyszedł tak czysto, że… można go pomylić z dobrze nachmielonym na aromat Pilsem.
Pora na nowości. Czar Światowida to efekt kooperacji Craftowni i Piwowarowni. To lekki Dark Witbier, który działa dokładnie tak, jak powinno rasowe Black IPA: gdy zamkniesz oczy, nie ma opcji, by zgadnąć, że to piwo jest ciemne. W aromacie mamy mnóstwo pomarańczy i delikatny kolendrowy rzut, w smaku zaś wyraźnie czuć przyjemną pszeniczną gładkość. Szkoda, że Kopyr nie trafił na ten styl w „The Brain”. 😛 [7,5]
Sheldonada Na Spidzie to z kolei wariacja na temat dobrze znanego Summer Ale z Podgórza, w wersji z kiwi i ananasami uwarzonego specjalnie z myślą o urodzinach Craftowni. Moim zdaniem ananas jest mocniej wyczuwalny w aromacie, kiwi zaś w smaku, choć oba te dodatki nie grzeszą intensywnością. Pojawia się za to odrobina nut siarkowych, jakby piwo jeszcze nie dofermentowało. Za to muszę obniżyć ocenę, [5,5]
Kto narzekał, że w Lilith BA nie czuć beczki, to w Dybuku BA od Golema znajdzie ukojenie serca. Może nie ma tu orgii drewna, za to czuć przyjemną wanilię, która świetnie uzupełnia czekoladowo-karmelowy smak, podbity solą. Okazuje się więc, że i nieco lżejsze piwa także całkiem nieźle pasują do beczek po Bourbonie. [8]