Czyli o pewnym zboczeniu, które przyplątało się także mojej osobie.
Patrzcie jak to się człowiekowi zmienia punkt widzenia wraz z wiekiem. Pacholęciem jeszcze będąc najgorszą częścią dnia w przedszkolu była ta, w czasie której małe wulkany energii były wciskane do łóżek na godzinną drzemkę. Jasne, gruby Grzesiu, nażarty po obiadku spał w najlepsze, za to Jureczek i inny chłopcy uleżeć nie mogli. Ech, ile bym dał, by teraz w trakcie dnia pracy móc sobie kimnąć przez choćby kilkanaście minut…
Podobną drogę przeszedłem jako fan piwa. Na początku odkładanie do piwniczki było dla mnie marnotrawieniem kasy. Status ekonomiczny raczej nie pozwalał mi na kupowanie kilku butelek tego samego trunku, a czekanie z jedną na odpalenie za kilkanaście miesięcy to była dla mnie aberracja. Inna sprawa, że w owym czasie polscy rzemieślnicy regularnie dbali o to, by mimo wszystko skłaniać mnie i innych geeków do leżakowania pojedynczych egzemplarzy, celem ułożenia.
Dziś, mimo że jakość polskiego piwa znacznie poszła do przodu i rzadko kiedy trafiam na wyrób mocno aldehydowy albo z gryzącym alkoholem, to jednak mój punkt widzenia zmienił się o 180 stopni. I to nie tylko ze względu na zwiększone zasoby. Powodem jest przywołane na wstępie zboczenie.
LUBIĘ PATRZEĆ, GDY STOISZ NA PÓŁCE
Po prostu. Sprawia mi satysfakcję, gdy widzę te wszystkie buteleczki stojące w mojej piwnicy. Nie zamierzam ich w najbliższym czasie otwierać. Może, gdy przyjdzie mi kiedyś brać udział w panelu degustacyjnym wyciągnę jakąś z bólem serca. Jednak kluczem jest to, by sobie tam stały, a ja – w czasie wizyty w Krośnie (bo tam je trzymam) – mógł się nimi trochę podjarać. I dołożyć kolejne egzemplarze.
To nie tak, że czerpię z tego powodu jakąś chorą przyjemność. Nie ma to także nic wspólnego z typową birofilistyką, ponieważ nie zabijam się o białe kruki i sporadycznie wymieniam się piwami z innymi geekami. To raczej radość, że JA kupiłem tę butelkę w określonym miejscu i czasie i JA będę mógł o niej coś opowiedzieć za kilka lat.
CZY TO MA SENS?
Skądinąd to fetysz o tyle ciekawy, że za kilka lat te piwa nie będą się do niczego nadawały. Umówmy się: leżakowanie traci sens po 5 latach. Później efekty utlenienia totalnie dominują piwo i właściwie przestają je zmieniać. Z sensorycznego punktu widzenia taka zabawa nie ma w ogóle sensu.
Najlepszym przykładem był Atak Chmielu z pierwszej warki, który degustowałem w zeszłym roku w Warszawie, w czasie Pinta Party. Bliżej było mu do kwasu chlebowego niż AIPA. Doznanie ciekawe, wyjątkowe, ale ciężko mówić o nim w kategorii przyjemności.
Czy więc sama satysfakcja jest dziś wystarczającą walutą, by zagracić sobie piwnicę niewypitymi piwami? Wszystko zależy od tego, na ile ją wyceniasz i jaką przestrzeń jesteś w stanie wygospodarować. Ja na ową narzekać nie mogę, a i kasa zawsze się znajdzie, jeśli zaświta mi myśl odłożenia czegoś dłużej.
Ciekaw jestem, czy ktoś z Was ma tak samo jak ja. Czy chomikujecie piwa tylko po to, by sobie stały? A może, jak wiewiórki, odpalicie je wszystkie, gdy nadejdzie Dzień Ostateczny (sroga zima, w czasie której nie będzie się Wam chciało ruszyć tyłka do sklepu)? Dajcie znać – mam nadzieję, że nie jestem sam.
nie jesteś sam 🙂 ja w piwnicy mam chyba w sumie z 16 porterów, RISów i eisbocków. wszystko tegoroczne nabytki więc otwarte będą najprawdopodobniej na koniec roku lub później 🙂
Roczne leżakowanie to niewiele. Ale w przypadku polskich piw wychodzi in minus. Nie polecam. Niektóre piwa w browarze w tanku powinny dluzej leżakowac.
No właśnie – zostaną otwarte. A ja póki co nie zamierzam. 😀
Akurat atak chmielu to chyba najgorszy przypadek piwa jesli chodzi o leżakowanie.
Ja sam posiadam 280piw w domu z czego spora część jest dawno po terminie. Jakis westvleteren, Black albert (ris z Belgii), i kosmiczne ilości lambików. Takie 10letnie geuze czy oude kriek w porównaniu do świeżego jest zupełnie inny, ale są pewne „zbiżne” nuty smakowo zapachowe. Wszelkie quadruple moim zdaniem „pełnie szczęścia” osiągaja po ok 10latach. Piłem Gouden Carolusa cuvee van de Kaizera z 2001 i powiem że piwo urwało wszystko co możliwe. Prawie każdy bardzo mocny belg fajnie się zmienia. Ale tam w przeciwieństwie do nas nie ma chorej manii na chmiel z ameryki, wiec nie ma oporów zeby piwo potrzymac 3-5-10 czy 20 lat.
Natomiast polskie piwa i leżak ? to jak granie w bierki pod wodą. mozna- ale po co ? Z moich doświadczen z polskim kraftem nie spotkalem piwa dobrego na leżak.
Druga warka Imperatora Bałtyckiego bardzo fajnie się postarzała – to tak na gorąco jeśli chodzi o dobre polskie piwa leżakowane. 🙂
Pilem pierwsza warke rok po terminie. Kompot z czerwonych owocow (truskawki,maliny,wisnie) na słodko z lekkim akcentem kakao- to wszystko- wg mnie źle sie postarzało. Drugiej warki nie trzymalem, stwierdzilem ze nie warto. Nie po to wladowali tam sporo chmielu zeby to zniknelo
Nie jestem przekonany do leżakowania klasztornych belgów. Zobaczę jak to wychodzi z W XII z czystej ciekawości ale sądząc po piwach domowych i np. Aurorze Australis II belgi tego typu już po kilku latach tracą swój belgijski charakter i tak jak pisał Jurek zaczyna dominować utlenienie – które może być naprawdę fajne tylko czy o to chodzi w belgach by smakowały jak dobrze utlenione piwo w dowolnym stylu?
pilem rok temu ten sam rocznik Kaizer o ktorym piszesz (o ile mowa o Blau, bo nie napisales) i moim zdaniem bylo to bardzo ciekawe doswiadczenie ale zarazem byl juz stanowczo po terminie swojego optimum lezakowego… acz wiadomo, kazda butla inaczej nieco sie moze starzec…
chodzilo o niebieskeigo oczywiscie (nie dopisalem).
Browerowy- co do klasztorniakow- nie kazda ich warka jest mega super, wiec moze sie okazac ze trafisz akurat na ta przeciętna co zniecheci Cię do lezakowania ich ponownie. Ja akurat mam to szczęście że co trapista to poziom ma mistrzowski.
No i jak kupisz dobre piwo to po 5 latach nadal bedzie pachniało tak jak powinno, tzn ze ris bedzie risem, a quad quadem itd. Kwasy czyli lambiki i flandersy to juz wogole kosmos, polecam z calego serca. Ale trzeba być wytrwałym z leżakowaniem ich. bo rok po terminie czy dwa to niewiele
Kiedyś miałem tak, że kupowałem piwa pod leżakowanie. Zawsze gdy była taka okazja brałem po 2 sztuki RISów, porterów itp.
Teraz trochę się to zmieniło, choć w przypadku „pewnych marek” jeszcze się zdarza 😉
Najlepsze jest jednak to, że paradoksalnie wcale nie mam mniej piw w piwniczce. Mój problem, to zostawianie mocarzy i sztosów „na okazję” 😉 I nawet jak kupuję piwo ze świadomością że chcę je wypić „normalnie”, to często i tak przeleży u mnie pół roku.
Wyleżakowałem Niedobitego z Pinty ponad rok po terminie, był świetnie ułożony i fajnie utleniony, wzmacniane wino, suszone owoce, te sprawy. Wypiłem leżakowanego ponad rok argusa portera (suszona śliwka i czekolada motzno) i smakował mi bardziej niż druga warka Podgórza 652 mnpn. Trzymam parę porterów w piwnicy i jeszcze co nieco belgów. Mam tak, że szkoda mi otworzyć jakiegoś konkretniejszego zawodnika, lubię też oglądać buteleczki, czytać po raz nie wiadomo który etykiety.
Ja mam w piwnicy dwie póki na leżak. Jedna to tanie komercyjne Portery i ciemne piwa, druga to te droższe kraftowe. Moje „najstarsze” piwo to Porter Warmiński pól roku po terminie, więc jestem raczej nowicjuszem. Zawsze ja patrze na te piwa to mam obawę, czy jakaś rura w piwnicy nie pęknie. Nie chodzi o wartość materialną, ale o emocjonalną 🙂
Hej, mam pytanie czy piwa można leżakówac także w domu, czy to raczej za ciepłe miejsce i należy mieć do tego chłodna piwnice?
Im ciemniej i zimniej, tym lepiej 😉
Ja trzymam piwa w szafkach w domu juz 8 rok i nic sie nie dzieje. W piwnicy nie mam miejsca na 300piw. takze ten pomysł upadł dawno. Im chłodniej tym lepiej ale w paranoje bym nie popadał
W moim przypadku zabawę z leżakowaniem zacząłem końcem 2013 roku i jak sobie pomyślę, że minęło od tego czasu ponad trzy lata to zaczynam się czuć nieco stary. Z początkowego zbiorku dwudziestu kilku piw ostało się ok. dziesięciu plus mocna reprezentacja pierwszej warki Imperatora. Od tego czasu w miarę regularnie dorzucam do leżaka warki Komesa (w mojej opinii bardzo przyjemnie się starzeją) i sporadycznie innych polskich porterów. Jeżeli chodzi o Belgię, to najwięcej przechowuję własnej i muszę powiedzieć, że dwuletni dubbel i quadruppel starzeją się bardzo przyjemne, owocowość się pogłębia, w aromacie coraz wyraźniej pojawiają się czerwone owoce pomieszane z akcentami karmelowymi delikatnie miodowymi od utlenienia. Myślę, że leżakowanie w większości przypadków przynosi raczej ciekawe efekty, więc jak ktoś tylko ma w miarę odpowiednie warunki (chłodna piwniczka), to jak najbardziej zabawa godna polecenia.