Warzenie Belgian IPA – Urodzony 4 lipca (Browar Gęstwa)

Stare piwowarskie przysłowie* mówi, by nie wylewać piwa w kanał. Nawet wtedy, gdy się zakaziło. Dlaczego? Ponieważ po dojrzeniu może wyjść z niego coś naprawdę dobrego. Mnie i Kokosowi wyszło.

*Na wstępie nadmienię, że nie ma takiego powiedzenia. Jednak jako że ostatnio mam syndrom Wojciecha Młynarskiego i nie za bardzo wiem, jak zacząć, przeto musiałem stworzyć jakieś beblu beblu.

Brak nam ostatnio czasu na warzenie. A jeszcze bardziej brak nam czasu tak stworzonego, by spinał nasze wolne dni w kalendarzach. Ostatnio udało się to na początku lipca, bardzo blisko daty 4.07. Na dzień dobry mieliśmy więc nazwę nowego piwa, niezależnie od wybranego stylu.

A styl wybraliśmy pod dwoma kątami. Po pierwsze: lato. A więc wysokie temperatury i spodziewane problemy z okiełznaniem fermentacji. Ergo: wybierzmy coś belgijskiego, by drożdże były łaskawe wziąć na klatę pracę w wyższej temperaturze. Po drugie: chmielenie w jasnym piwie. Nie da się ukryć, że nie byliśmy zadowoleni z dotychczasowych dokonań na polu warzenia jasnych, chmielowych piw. AIPA wychodziły nam przeciętne lub niezbalansowane, zdecydowanie poniżej naszych oczekiwań. A jako że po dołączeniu do Brokreacji podszkoliłem się także ze świadomości chmielenia, łatwiej było nam ten temat ogarnąć.

WYMIENIAJ SPRZĘT!

Cóż jednak z tego, że receptura dobra, a zakładane parametry fermentacji utrzymane, gdy z jakiegoś powodu włażą ci do piwa bakterie beztlenowe. Niedługo przed rozlewem na płynie pojawił się charakterystyczny nalot z bąbelkami, który z miejsca zasugerował zakażenie. Skąd? Wnioskuję, że coś zalęgło się w naszym sprzęcie, a szczególnie rurkach. Myjemy to tałatajstwo, dezynfekujemy, ale z racji małych prześwitów trudno jest zadbać o szpitalną czystość aparatury.

Ergo, wracając do myśli ze wstępniaka: radzę wszystkim początkującym – doświadczeni pewnie dobrze to wiedzą – co kilka(naście) miesięcy/warek zmieniać sprzęt. A przynajmniej rurki do przelewania brzeczki/piwa i rozlewu. To tak na wstępie. Przejdźmy zatem do samego piwa, któremu – koniec końców – pozwoliliśmy dojrzeć w butelkach.

RECEPTURA

Ekstrakt początkowy: 14,5 Blg
Alkohol: ok. 6% obj.
Goryczka: ok. 25 IBU

Zasyp:18

  • Pale Ale – 3,5 kg
  • Monachijski – 1 kg
  • Caramunich typ I – 0,5 kg

Chmiele:

  • Citra – 60 g
  • Simcoe – 30 g
  • CTZ – 20 g

Drożdże:

  • Belle Saison – 1 saszetka

PROCEDURA

Zacieranie:

  • 65 stopni – 60 minut
  • 78 stopni – wygrzew

Warzenie – 60 minut:

  • 20 g CTZ – 30 minut

Fermentacja:

  • burzliwa – 10 dni (22 stopnie)
  • leżakowanie – 14 dni (18 stopni)
  • chmielenie na zimno: 60 g Citry, 30 g Simcoe

RYZYKO POPŁACA

Wiedząc, że piwo jest zakażone (piwne towarzystwo wskazało bakterie beztlenowe), trochę z duszą na ramieniu wlaliśmy je do butelek. Ryzyko porażki olbrzymie, ale też szansa na sztos takoż się pojawiła.

Cóż, ani porażki, ani sztosa nie ma. Zarówno podczas pierwszej degustacji, jak i kilka miesięcy później, piwo prezentuje się bardzo dobrze. Zaryzykuję stwierdzenie, że najlepiej z jasnych uwarzonych przez Browar Gęstwa. Po zakażeniu śladu nie ma nawet w wyglądzie. Trunek jest ślicznie klarowny i nie pieni się po zrzuceniu kapsla. Nos i gębula także nie sugerują fakapu. Mądrzejsi ode mnie twierdzą jednak, że zakażenie beztelnowcami może objawić się dopiero po kilku miesiącach. Wniosek: piwo należy spożyć jak najszybciej (hue hue hue).

Acz – moim zdaniem – warto. Jakom rzekł, bakteryjnych nut nie ma tu wcale, nie znać takowych także w wyglądzie. Klarowny, miedziany płyn przykryty jest biało-kremową drobną pianą. W aromacie rządzi przede wszystkim chmiel, ze sporą dawką cytrusów (pomarańcze) oraz tropików (mango). Do tego dodajmy odrobinę estrów i fenoli. Wynik równania wynosi: kusiciel!

W smaku także jest spoko. Dominują owoce, a podbudowa ze słodem monachijskim sympatycznie z nimi współgra. Całości dopełnia drobne, umiarkowane wysycenie i niska, acz zauważalna goryczka.

Kontent jestem z wyniku osiągniętego przez Urodzonego 4 Lipca, acz preferowałbym, by nasze kolejne piwo uniknęło zakażenia. Cóż, chyba najwyższa pora odświeżyć sprzęt…

Soundtrack: Nie wiem, co tam chłopaki z Decapitated nawyrabiali w USA. Wierzyć mi się nie chce w gwałt i porwanie, no ale jeśli to prawda, no to sorry Koledzy, trzeba swoje odcierpieć. Niezależnie od tego trzymam kciuki za niewinność i wspieram kolejnym odsłuchem „Anger Line”…

(Visited 764 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *