Czesi to najbardziej sympatyczny naród świata. Po raz kolejny przekonałem się o tym w czasie festiwalu Salon Piva, który niedawno odwiedziłem z Brokreacją.
Salon Piva, 16-18.03.2017 r., Praga
Sukces na Ratebeer Best otworzył nam, albo odnowił, mnóstwo kontaktów. Wśród nich był Milos Kovac – Słowak, którego Mateusz poznał kilka lat temu przy okazji tworzenia pierwszego Beerweeka. Wtedy koleżka przyjechał do Krakowa, by zobaczyć „jak to się robi”. W tym roku zaprosił nas jako jedyny browar spoza Czech i Słowacji, do udziału w pierwszej edycji Salonu Piva w Pradze.
Początkowo zapowiadała się wyłącznie wycieczka krajoznawcza, ale ostatecznie wizyta w stolicy Czech przyniosła nam masę kontaktów i pomysłów, z których będziemy skwapliwie korzystać. Ale o tym nie teraz, nie w tym miejscu. Ja skupię się dziś na moich wrażeniach z pobytu (kolejnego) w Pradze.
NAJPIĘKNIEJSZE MIEJSCE
Na festiwal wyruszyliśmy we środę. Ponieważ furgon Brokreacji mieści tylko trzy osoby, mnie przypadła w udziale podróż Polskim Busem. Może i nie najbardziej wygodna, ani nie najszybsza, za to umożliwiająca spokojną pracę i czytanie książek. Po przyjeździe na miejsce udałem się do hotelu, by nas zameldować, a gdy reszta ekipy już dotarła do Pragi, wspólnie udaliśmy się na teren festiwalu.
Vystaviste w Holesovicach (siódma dzielnica Pragi) to bez wątpienia jedno z najpiękniejszych miejsc festiwalowych, w jakich byłem. Budynek targów postawiony na przełomie XVIII i XIX wieku przypomina monumentalne budowle rodem z carskiej Rosji. Ogromna przestrzeń w środku nie tylko umożliwiła swobodne poruszanie się wystawcom, ale i degustację odwiedzającym.
My rozstawiliśmy się na jednym z końców hali, rozłożyliśmy roll-upy na balkonie i w poczuciu dobrze wykonanej pracy udaliśmy się na kolację (o północy ;)) i piwną regenerację w hotelu.
JEDZENIE
To nie pierwsza moja wizyta w Pradze, ale w czasie poprzednich nie miałem zbyt wielu okazji do spróbowania miejscowej kuchni. Tym razem udało się skosztować nieco więcej frykasów.
W pierwszy dzień zamówiliśmy sobie po hermelinie i utopencu. O ile marynowany ser był mi dobrze znany, choćby z racji artykułów Kowala, o tyle utopenca próbowałem po raz pierwszy. To coś na modłę parówki czy kiełbasy, marynowanej w podobny do hermelinu sposób. Niebo w gębie.
Później próbowaliśmy choćby „czeską furę” (tak stało w menu), czyli zestaw mięs (doskonała kiełbasa), kilku rodzajów knedliczków oraz modrej kapusty i buraków na gorąco. Bardzo smakowała mi też wołowina w sosie piwnym, podana z kosmiczną ilością cebuli (ostrej) i knedlczkami. Kuchnia czeska zdecydowanie nie jest lekkostrawna, absolutnie nie mająca nic wspólnego ze zdrowym odżywianiem, ale co poradzisz, kiedy to takie pyszne?!
CZESI
O tym, że nasi południowi sąsiedzi „mają wyjebane” wiem od dawna, ale za każdym razem mnie to fascynuje. Praga jest spokojna, wyluzowana, z każdego rogu kusząca hasłem „usiądź sobie i wychilluj”. Nikt tu nie ma problemu z paleniem w knajpach (to podobno ma się zmienić) ani z piciem w miejscach publicznych. Ot, pierwszego wieczoru postanowiliśmy usiąść sobie z piwem na ławce w parku położonym o krok od naszego hotelu. Wokół kilkakrotnie przejechali policjanci, zupełnie ignorując nasze spożycie.
„Wyjebane” mieli także ochroniarze. Przykładowo: na terenie festiwalu było tylko jedno miejsce przeznaczone do wylewania zlewek. Ponieważ nie chciało mi się do niego chodzić, dreptałem z wiadrem do WC. Pan ochroniarz w te pędy podbiegł, by wyjaśnić, że tam się nie wylewa, jednak po chwili rozmowy i puszczania do siebie oczu, powiedział: „To jak będziesz się zbliżał daj znać – ja odwrócę głowę i udam, że niczego nie widzę”. No i sprawa załatwiona.
Bardzo podoba mi się ich podejście do piwa. Odwiedzający festiwal chcieli wypić po prostu napój, który będzie dobrze smakował, a nie urywał dupę. Z tego powodu nasze piwa, a w szczególności AIPA i IIPA cieszyły się wielką popularnością. Fajnie było patrzeć, jak ludzie wracają i proszą o dolewkę.
Każdy odwiedzający podbijał do nas z uśmiechem. Autentycznie – przez tyle dni nie trafił się ani jeden gbur, a nawet żadna osoba, która miałaby zły humor. Wszyscy entuzjastycznie rozmawiali z nami o piwach, chwaląc oryginalne etykiety i pyszne wywary.
Jedynie frekwencja mogła być większa – niedobory to sprawka niezbyt szałowej promocji oraz przyzwyczajeń Czechów, którzy wciąż zdecydowanie wolą Pilsy oraz siedzenie w knajpie, niż wielkie spędy wokół piwnego kraftu.
PIWO
No właśnie – knajpy. Rozmawialiśmy z wieloma miejscowymi browarami. Każdy podkreślał, że aż. 90% produkcji wlewa do beczek i wysyła do multitapów. U nas to nie do pomyślenia. Polscy fani piwa wciąż wolą kupić sobie buteleczkę w sklepie i skonsumować ją w domu, niż zabalować w pubie. Nie wartościuję tego zachowania, ale trochę Czechom jednak zazdroszczę.
Ogólny poziom kraftu, z którym zetknąłem się w czasie Salonu Piva, przypomina mi polski rynek trzy lata temu. Wiele browarów po prostu jeszcze nie umie warzyć piw górnej fermentacji, stąd notorycznie pojawia się w nich diacetyl (zbyt szybko skończona fermentacja burzliwa), estry (źle dobrana temperatura) czy utlenienie. Pod tym względem zrobiliśmy w Pradze furorę – wszystkie piwa mamy czyste, a w dodatku bardzo aromatyczne, czego o większości czeskich trudno powiedzieć. Szczegóły w innym teście.
Natomiast ciągle siłą Czechów są oczywiście Pilsy. I tu ważna uwaga: Bohemian Pils nie równa się diacetylowi. Tutejsze są cudownie czyste, pachną Saazem, kuszą przyjemną podbudową słodową, są po prostu znakomite. Acz – znów muszę się pochwalić – nasz The Teacher przez wielu odwiedzających został uznany za najlepszy Pils imprezy. To trochę kurtuazja, jak sądzę, ale i tak nam miło. 😉
PILS – LEKCJA CZESKA
Ale nie wszyscy podzielali te zachwyty. W pierwszy dzień przyszedł do nas pan, na oko 45-50 lat, który postanowił nam udowodnić, że nie robimy klasycznego czeskiego Pilsa. No i udowodnił.
– Jak zacieracie: infuzyjnie czy dekokcją?
– Infuzyjnie
– No to wasze piwo nie jest czeskim Pilsem. Tylko dekokcja! A jakich drożdży używacie?
– W-34/70.
– No to wasze piwo nie jest czeskim Pilsem. Wyłącznie drożdże z czeskich propagacji!. Chmielicie to na zimno?
– Tak. Używamy wyłącznie Saaza, podobnie jak na poprzednich etapach.
– No to wasze piwo nie jest czeskim Pilsem. Tego się nie chmieli na zimno!
– Wiesz, warzymy zgodnie z opisem stylów BJCP.
– Jebać BJCP. Nie będą nam Amerykanie mówić, jak się warzy czeskiego Pilsa!
Po tej gadce pan przyznał się, że jest piwowarem z 20-letnim doświadczeniem, po czym zabrał nas na stoiska, gdzie lał się wzorcowy – jego zdaniem – Pils. Miał koleś rację: te piwa okazały się wybitne, genialnie pijalne, pyszne. Nie to, by naszemu Pilsowi coś brakowało, no ale… 😉 Wnioski z tej niezwykle pouczającej rozmowy postaramy się niedługo wprowadzić w życie.
POLACY
Mimo powyższej rozmowy Brokreacja okazała się jedną z gwiazd imprezy, chwaloną przez odwiedzających ze wszystkich krajów, także przez Polaków. Przez nasze stoisko przewinęło się kilkanaście rodaków. Część z nich przyjechała do Pragi tylko na kilka dni, inni mieszkają tu od kilku miesięcy lub od kilku lat.
Ot, chociażby koleżanka Asia, która od dwóch lat pracuje w jednym z multitapów, a także współtworzy browar (zapomniałem nazwy, pardon). Albo młode małżeństwo, które z racji zawodu (programistyka) może pracować w dowolnym miejscu na świecie, a teraz wybór padł na stolicę Czech.
Z kolei Gosia przeprowadziła się do Pragi na początku roku, by rozpocząć pracę w firmie… sejsmologicznej. „Monitorowanie otworów” brzmi co najmniej dwuznacznie, ale absolwentka AGH utrzymuje, że ją to kręci. Wierzę, choć odbieranie w randomowych momentach dnia sms-ów z aparatury, która śledzi wstrząsy, mnie osobiście doprowadziłoby do szewskiej pasji. 😉 Tak czy owak podziwiam!
**
Liczę na to, że z nimi wszystkimi spotkamy się w czasie kolejnej edycji Salonu Piva. Pomijając fakt niezbyt szałowej frekwencji to naprawdę udany festiwal: wspaniali ludzie, nowe kontakty, niezłe piwo, cudowne miejsce. Taka kompilacja to coś, co beer geecy lubią najbardziej.
Będzie coś więcej o tych wzorowych pilsach?
Będzie jutro 😉