Małe pojemności są jednak spoko, ponieważ w czasie jednego wieczoru możesz spróbować niezliczoną liczbę piw.
Włóczenie się po warszawskich knajpach piwnych musiało skończyć się toną degustacji, szczególnie, że w Chmielarni obchodzący urodziny Kuba zaserwował kilka dobrodziejstw na zasadzie „czym chata bogata”. Nawet nie miałem ochoty wszystkiego zliczać, skupiłem się więc wyłącznie na nowościach z Polski, których jak dotąd nie miałem okazji próbować.
Pinta – Brett IPA
Pierwszą miejscówką, którą pobożnie nawiedziłem, była Beerokracja. Zamówiłem Brett IPA, gdyż tej Pintowej nowości jeszcze nie piłem, a po rewelacyjnym Table Brett obiecywałem sobie sporo. I nie zawiodłem się. Piwo jest mega owocowe: brzoskwinie, morele, pomarańcze i odrobina amoniaku. Smak to z kolei miks kwaskowości, owocowej słodyczy oraz wyraźnej goryczki. Bardzo dobre. [7,5]
Pracownia Piwa – Aperitif
Do patronackiej knajpy Pracowni dotarły dwa piwa o – jeśli się nie mylę – identycznym ekstrakcie (7,7 Blg) i alkoholu (3%). Zacząłem od mega sesyjnego IPA, które wlałem w siebie jak wodę mineralną po meczu. Cudownie lekkie, pięknie pachnące cytrusami i żywicą, a w smaku podbite przyjemną, orzeźwiającą goryczką. Dobry pomysł i wykonanie. [7,5]
Pracownia Piwa – Cudowne Rozmnożenie
Grodziskie na amerykańskim chmielu to pomysł niegłupi, co potwierdził świetny Lazy Barry od Nepomucena i AleBrowaru. Jednak o ile tamto piwo ekstremalnie rześkie i smaczne, Cudowne Rozmnożenie jakoś mi nie podeszło. Nie to, by było złe czy niesmaczne, ale tutejsze połączenie wędzonki i „wytrawnych”, żywicznych chmieli jakoś mniej mnie przekonało. Ocena czysto subiektywna. [6]
Setka – Curacao
Jeśli ktoś nazywa swojego Witka Curacao, masz gwarancję, że jego piwo będzie bardzo pomarańczowe. I taka właśnie jest propozycja Setki, jednak – na szczęście – zgodnie ze sztuką wytrawna. W zapachu trunek kojarzy mi się z Visolvitem pomarańczowym, tylko z lekka przyprószonym kolendrą. Smak jednoznacznie idzie w kierunku kwaskowości i wytrawności: pomarańcza z nutą grejpfruta robią swoje. [7]
Nepomucen – Oatmeal Stout
Zastanawiałem się nad jakimś szczególnym wprowadzeniem do tej recenzji, ale napiszę tylko tyle: to najlepszy polski Oatmeal Stout, jaki piłem. Absurdalnie czekoladowy, gładki, wytrawny, gorzki. Powala już aromatem, w którym gorzka czekolada łączy się z kawą zbożową. Smak tylko podkreśla jego walory. Dzięki za udowodnienie, że dobry OS nie musi być słodki i pachnieć owsianką. [9]
Golem – Etz Chaim
Piłem niedawno Black IPA od Omnipollo (666), które wedle autorów miało być substytutem soku z mango. Panowie z pewnością nie pili Etz Chaim, więc mogą wypisywać takie farmazony. To jest dopiero wpiwowstąpienie mango! Do tego podbite cytrusami i zwieńczone klasową goryczką. Koniecznie spróbujcie. [7,5]
Palatum – Primus
Na koniec warszawskiej przygody spróbowałem debiutanckiego wywaru z Palatum – West Coast IPA Primus. Jako że była 4:00, a ja mocno zmęczony, przeto pozwolę sobie nie wystawiać wiążącej noty. Napiszę więc tylko, że z jednej strony jest nieźle, bo sporo tu tropików (ananas) i cytrusów (cytryna), ale majaczy też mokra szmata, która nieco uprzykrza degustację.