Popołudnie z dwoma piwami. Jedno niezaskakująco zwyczajne, drugie zaskakująco wadliwe.
Ostatnio intensywnie wykorzystuję fakt, że jeszcze mieszkam niedaleko krakowskiego rynku – co zmieni się od września. Wsiadam na Krakowski Rower Miejski, zadziwiająco sprawny od czasu moich tekstów na jego temat, i jadę jakieś 10 minut, parkuję pod Galerią Krakowską, po czym ruszam na łowy. Najczęściej piwne, choć czasami zaglądam do burgerowni, kawiarni czy herbaciarni.
Do Viva La Pinta wybrałem się niedawno w ściśle określonym celu: spróbować nowej Pinty Miesiąca oraz wziąć na tapetę tak chwalone piwo od Hopium – Sherrylock Holmes. Niestety, to drugie skończyło się tuż przed moim przybyciem na miejsce. Cóż więc było zrobić? Zamówiłem inny trunek chłopaków – Wrzosław. I to był mój błąd.
KENTUCKY COMMON
Pinta
Kentucky Common
Cyferki: alkohol 5,2% obj., ekstrakt 13,1%
Pinta porwała się na odtworzenie obecnie prawie zupełnie zapomnianego stylu rodem z Louisville. Ukatrupiła go prohibicja, a że nie zachowało się zbyt wiele notatek na jego temat, więc niewiele browarów wzięło się za jego warzenie po wybuchu rewolucji.
Tym bardziej, że nie jest to styl jakoś szczególnie fascynujący, choć smaczny i rześki, a piwo Pinty jest tego najlepszym dowodem. W zapachu rządzi delikatna słodowość z nutą melanoidynową oraz karmelową. W tle majaczą zioła i kwiaty.
Przypieczone ciasto, karmel oraz owoce – oto, co czeka nas w smaku Kentucky Common. Piwo jest lekkie, nisko wysycone, z umiarkowaną goryczką. W sam raz na ciepłe dni.
WRZOSŁAW
Hopium
Browl Ale
Cyferki: alkohol 6% obj., ekstrakt 13 Blg, 20 IBU
Ekipa z Nowego Drzewicza do tej pory zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie, szczególnie za sprawą Violetty Vanillas. Na kolejnym wywarze Hopium, Wrzosławie, niestety cholernie się zawiodłem.
A wszystkiemu winna jest zapałczana siarka, która atakuje mój nos z siłą dawno przeze mnie niespotykaną – poezja dla sensoryków! Skutecznie przykrywa jakiekolwiek inne aromaty. Na upartego można sobie wkręcić, że czuje się orzechy i pomarańczę, ale do tego potrzeba sporo dobrej woli. Wrzosu – brak.
W smaku jest już lepiej, bo czuć i obiecywaną roślinkę, i drobne cytrusowe akcenty, ale w gruncie rzeczy Wrzosław okazuje się być piwem nijakim. Ani nie słodki, ani nie gorzki, ani pełny, ani dobrze wysycony. Smuteczek – zawiodłem się.