Polska, Europa i świat pod czujnym nadzorem rosyjskich kółek.
RUSSIAN CIRCLES
„Guidance”
Osobiście nie mam nic do Rosjan, bo ani nie pamiętam komuny, ani nie doświadczyłem żadnych bezpośrednich nieprzyjemności z ich strony. Ba, mateczka Rosja zainspirowała wiele genialnych kawałków, a także stała się patronką jednego z moich ulubionych zespołów. Russian Circles prezentują cały wachlarz muzyki „post” – od ulotnego, onirycznego rocka miejscami wpadającego w ambient, po mroczny metal. „Guidance” bliższe jest tego pierwszego wcielenia, choć i mocniejszych uderzeń nie brakuje. Jednak mimo swej bezgranicznej miłości do tercetu z USA coraz częściej mam wrażenie, że chłopaki kleją wszystkie kawałki z tych samych składowych. A może to tylko wrażenie fana, który zna dyskografię na pamięć?
TEXTURES
„Phenotype”
Naszą metalową podróż kontynuujemy w Holandii, gdzie miejscowi Textures rzeźbią doskonałe riffy, podlane progresywną strukturą i często synkopowanymi rytmami. Słuchając pierwszego od pięciu lat krążka zespołu odnoszę wrażenie, że szóstka z Tilburga chętnie wskoczyłaby na tron porzucony kilka lat temu przez Opeth. Co prawda kawałki Textures nie są tak długie i formalnie skomplikowane, jak grupy M. Akerfeldta, to jednak cieszą odniesieniami do death metalu, wzmocnionego melodyjnymi wstawkami. Znajdzie się tu miejsce nawet dla metalcore. Brzmi dobrze? Jest jeszcze lepiej!
HELLIONS
„Opera Oblivia”
Nigdy nie rozumiałem fenomenu Green Day, przeto gardzę większością składów, które w jakiś sposób nawiązują do muzyki zespołu Billy’ego Joe. Hellions na pewno mają za sobą wieczory spędzone na słuchaniu w kółko „American Idiot”. Sęk w tym, że ową melodykę ekipa przeniosła na grunt… metalcore. Połamana rytmizacja, bezpardonowo przesterowane gitary do tego agresywny wokal, co jakiś czas przełamany śpiewem. Jest grubo. Oprócz echa GD, wyraźnie można wyłapać inspiracje Bring Me The Horizon czy Killswitch Engage. Te cenię zdecydowanie bardziej.
DINOSAUR JR.
„Give A Glimpse of What Yer Not”
Z cyklu „A oni znowu grają ten sam kawałek” prezentuję najnowszą, świetną płytę Dinosaur Jr. Załoga J. Masicsa stoi na straży noise rocka, sypiąc hiciorami jak z rękawa, a gdy w otwierającym album „Goin Down” pyta „Are you with me?”, wydzieram się do głośnika „Hell yeaaah!”. No bo jak tu nie kochać Dinosaura, który trzema akordami i optymalnie przybrudzonym brzmieniem robi przebój? PS: koniecznie zobaczcie ich na żywo, bo te kawałki na koncercie to zupełnie inna para kaloszy.
BLUES PILLS
„Lady In Gold”
Z przykrością stwierdzam, że wielki wybuch miłości młodych muzyków – a raczej wytwórni płytowych – do muzyki osadzonej korzeniami w końcówce lat 60., właśnie dokonał żywota. Jeszcze trzy lata temu praktycznie każdego tygodnia trafiałem na 2-3 świeże płyty, na których czczono Jimiego Hendrixa i Janis Joplin. A dziś? Dziś muszę się cieszyć, że ktoś z tamtej „rewolucji” w ogóle jeszcze wydaje płyty. Jedną z takich kapel są Blues Pills. Międzynarodowy skład (USA, Francja i Szwecja) – zgodnie z nazwą – szyje bluesa z domieszką psychodeli. Druga płyta od pierwszej różni się bardziej współczesnym brzmieniem, bliższym powiedzmy Beth Hart, niż Jefferson Airplane. I choćby dlatego warto po „Lady In Gold” sięgnąć choć raz.
TACO HEMINGWAY
„Wosk”
Na śmiechujkowych grupach na FB toczy się bekę ze słuchania Taco, acz nie mam pojęcia dlaczego. Być może to naturalna reakcja tłumu na sukces młodego gościa, chodzącego w zbyt dużym swetrze. Ale jak go nie cenić, skoro tak genialnie składa rymy, skoro pisze teksty o czymś i gdy wiesz, że możesz się z nim w jakimś sensie utożsamiać? „Wosk” to EPka zapowiadająca nadciągający duży album Filipa, tematycznie skoncentrowana wokół miłości, tworzenia muzyki oraz pieniędzy. Warszawianin sprytnie lawiruje pomiędzy tymi tematami, a wtóruje mu producent Rumak, który moim zdaniem powinien zmienić pseudonim na Ogier. Świete bity, milordzie!