Od stoiska piwowarów domowych, po najlepsze piwne miejscówki w Krakowie. Ostatni Multitap Crawl uważam za jeden z lepszych w karierze.
Sezon wakacyjny, który wiąże się z brakiem festiwali, daje okazję, by wreszcie nadrobić spotkania towarzyskie i włóczenie się po knajpach. W ostatnią sobotę ustawiłem się więc z dobrymi znajomymi, by pogadać o wszystkim na czym świat stoi i napić się dobrego piwa.
Z domu wyciągnęła nas akcja Piwowarzy Charytatywnie, o której pisałem już w poniedziałek. Zawitaliśmy na Dolnych Młynów 10, obserwując „pobojowisko” po piątkowym Męskim Graniu. Podobno nie było gdzie nogi postawić, a miejscami robiło sie naprawdę gorąco z uwagi na obecność wielkich panów, których główną rozrywką jest spuszczanie łomotu słabszym od siebie. Szczęśliwie obyło się bez strat w ludziach i szkle, choć po to drugie Łukasz z Weźże Krafta musiał maszerować do innych lokali położonych w kompleksie.
Później przerzuciliśmy się na Kazimierz, bo kiszki grały nam marsza, a ja miałem ideę, by skonsumować coś od Walentego Kani. Wreszcie przezwyciężyłem swoje opory i zjadłem móżdżek. Mielone podroby z cebulką przypominają w smaku połączenie pasztetu drobiowego oraz… farszu na pierogi ruskie. Zjadliwe, choć zdecydowanie wolę potrawki z nerek czy wątróbki w wykonaniu brodatego ziomka.
Później przerzuciliśmy się do Strefy Piwa, gdzie po raz kolejny miałem przyjemność z genialnym Kordem, tym razem w wersji leżakowanej w beczce po Jacku Danielsie. Bajka – nie mam pytań. Na koniec pozostała wizyta w House Of Beer i Tap House. A oto, co było pite.
Smykan – Dziki Smykan
Gdy po raz pierwszy w życiu spróbowałem kraftowy cydr, w głowie zaświtała mi myśl: „a może by tak rzucić w cholerę piwo i zająć się jabłecznikiem? Dobrze przygotowany robi piorunujące wrażenie, a rozkminy na temat doboru jabłek są równie fascynujące, co nad zasypem i chmieleniem.
Dziś może już tak nabuzowany nie jestem, ale gdy widzę na kranie w multitapie cydr ze Smykana, nikt nie musi mnie przekonywać, bym po niego sięgnął. Ten został przefermentowany przez Bretty i to czuć. Oprócz oczywistych nut jabłkowych (bliskich „wytrawnym” jabłkom) dostajemy więc w nos porcją końskiej derki i skórzanego paska. Dziki Smykan jest zadziwiająco lekki, mimo że ma 7% alkoholu. Pije się jak dobry soczek.
Trzech Kumpli – Small Talk
Równie lekko pochłaniam najnowszy wywar Trzech Kumpli, czyli lekkie (5%), mocno nachmielone Pale Ale. Potężne buchnięcie nowofalowymi chmielami czuć nawet świeżo po nalaniu z trochę za mocno schłodzonego kega. Cytrusy (przede wszystkim słodka pomarańcza) i żywica robią swoje. Small Talk jest trunkiem bardzo lekkim, gładkim, a owocowość od chmielu czuć także w smaku. Goryczka subtelna, klasowa. Kolejne dobre piwo od Piotrka. [7,5]
Ghost Brewing – Lord Of Darkness
Z cyklu „Jerry pije RISy, kiedy tylko może” zaordynowałem sobie topowy wyrób duńskiego Ghost Brewing. Co prawda oceny „jak na styl” ma stosunkowo niskie, ale kto by tam wierzył Ratebeerowi – lepiej spróbować samodzielnie. Lord Of Darkness jest RISem dokładnie takim, jak lubię – ani nie za słodkim, ani nie za wytrawnym. Króluje w nim czekolada, momentami wznosząca się na poziom pralinek. Kawa i śliwki pojawiają się w tle, ale tylko przez chwilę. Chwalę dobrą goryczkę. [8,5]
Jan Olbracht – Kord Jack Daniel’s BA
Nie mogłem sobie odmówić kolejnego pokala Korda, skoro to piwo samo do mnie przyszło! Tym razem w wersji leżakowanej w beczce po Jacku D. Efekt? Jeszcze większa rola kokosa w aromacie, który na szczęście ani trochę nie przykrywa śliwek, rodzynek i wina. W smaku cieszą nuty przyprawowe oraz słodkiego wina. Uwielbiam! [9]
Kingpin – Headbanger
O tym, że Headbanger przeszedł totalną przemianę, pisałem wam już jakiś czas temu, a teraz nadarzyła się okazja, by potwierdzić słowa stosowną degustacją. W najnowszej warce wad brak, za to pięknie spisują się cytrusy, owoce tropikalne, mięta i inne zioła. W smaku teoretycznie jest słodko, ale to głównie zasługa gigantycznego nachmielenia, które mami owocowym pociągnięciem, a finiszuje doskonałą goryczką. [8]
Omnipollo – Bianca Mango Lassi Gose
Długo olewałem to piwo (ze względu na cenę – 20 ziko za Gose to mi się płacić nie chce!) aż do momentu, w którym dowiedziałem się (i spróbowałem), czym to cholerne Mango Lassi jest. Fani kuchni indyjskiej znają ten deser na pamięć: to powiem nic innego koktajl z jogurtu naturalnego i miąższu z mango.
Gose od Omnipollo dokładnie tak pachnie i jest to dla mnie fenomen, szczególnie po rozczarowaniu, jakie przeżyłem pijąc ich 666 (tam także zapowiadali, że stworzyli imitację mango w piwie). Genialny aromat i smaku owocu z lekka podbity kwaskowością rozwala umysł i krzyczy „weź mnie jeszcze”. Chętnie wezmę. [9]
Piwne Podziemie – Coffeelicious Special
I kolejne piwo z cyklu: „jeśli widzisz na kranie to bierz w ciemno!”. Mój ukochany wywar z Piwnego Podziemia, łączący to, co najlepsze w zwykłym Coffeelicious (świeżo parzoną kawę) z wanilią. Jedno z tych piw, które w jakiś sposób przypomina mi mojego ukochanego Pirate Bomba. Bezdyskusyjny polski top. [9]
**
Na sam koniec crawlingu spróbowałem jeszcze Hey Now Witbier z Pracowni, ale przyznam, że brak notatek oraz mój stan daleki od sensorycznej doskonałości nakazuje mi powstrzymanie się od oceny.
PS: Kurka wodna, chyba znowu przesadziłem z ocenami. 😉
Tak z ciekawości, ile sobie mniej więcej życzą za Korda w knajpie, bo nie miałem przyjemność natknąć się na ten trunek?
Zdaje się, że zapłaciłem 19 zł.
może się uda wypić na jakimś festiwalu.
Na pewno to piwo będzie powtarzane, więc prędzej czy później dopadniesz 😉
Widzę, że późno wpadles na charytatywne piwo bo był oferowany swiwtny, domowy RIS Mateusza Górskiego.
Ten torfiak to też Mateusza. 😉