Czy to możliwe, żeby jedna jedyna butelka piwa z partii posiadała wadę i na dodatek trafiła do mnie? Wszystko wskazuje na to, że tak.
Browarnicza Polska czekała na premierę Jankesa z wielkimi nadziejami, podbitymi pozytywnymi recenzjami kilku blogerów, którzy otrzymali nowość z Lwówka zanim ta jeszcze trafiła na sklepowe półki. Ba, padały nawet hasła, że piwo to może zdetronizować uwielbiane Grand Prix z Ciechana i stać się perłą w koronie Browarów Regionalnych Jakubiak.
Opinie tych, którzy pili trunek już po jego oficjalnej premierze także napawały optymizmem. Wychodzi więc na to, że albo mam nieziemskiego pecha, ale wadliwy nos i podniebienie, ale mój Jankes daleki jest od ideału, a przy okazji niebotycznie wali DMSem (witaj słodzie pilzneński). Odkapslowałem butelkę i na dzień dobry zaatakował mnie zapach gotowanych szparagów. Jerry, odetchnij, przejdź się, zaciągnij się jeszcze raz. To samo! Proszę ziomka, który siedzi obok, by także poniuchał. „Fuuuu!” – oto jego reakcja. Co ciekawe, dzień wcześniej on także pił Jankesa i stwierdził, że jego napój pachniał zupełnie inaczej…
DMS ustawia tu właściwie wszystko. Owszem, w zapachu wyłapiemy jeszcze nuty ciasteczkowe i chlebowe, akceptowalne w pale ale, poczujemy wpływ amerykańskich chmielów (Lwówek nie chce zdradzić, jakich odmian użył) uwydatniający się w postaci aromatu brzoskwini, liczi czy – odrobinkę – grejpfruta, jednak to wszystko przykryte jest przykrą wonią.
Przez nią smakowy odbiór Jankesa też nie należy do wielkich przyjemności, choć źle nie jest. Znać wyraźną zbożowość i melanoidy oraz bardzo umiarkowaną chmielowość (znów brzoskwinia i mango). Piwo jest nadspodziewanie oleiste i dość mocno wysycone, co w połączeniu z odorem DMS ogranicza jego pijalność.
Największym plusem najnowszej propozycji z Lwówka jest jej wygląd: ciało ma kolor ciemnego bursztynu, dość mocno zamglonego. Piana ładnie się prezentuje, jest obfita, zwarta i dobrze się trzyma.
*** DWA DNI PÓŹNIEJ ***
Nie wytrzymałem i poszedłem po drugą butelkę Jankesa. Ciągle wszyscy go chwalą lub przynajmniej są mu obojętni, więc może ja miałem po prostu gorszy dzień? To raczej nie wchodzi w rachubę, bo mój znajomy potwierdził obecność szparagów w mej butelce, wąchając ją równie zawzięcie, co ja. Okej, mam więc drugą butelkę najnowszego piwa z Lwówka i co stwierdzam: faktycznie, aż takiego odoru nie ma, ale wciąż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że temu trunkowi coś dolega. Na szczęście tym razem jest to ułomność tak znikoma, że nie przykrywa walorów, które wypunktowałem wcześniej.
Nie zmienia to faktu, że czuję się Jankesem nieco zawiedziony. Obiecywałem sobie Bóg wie jakich doznań, a obcuję z całkiem zwyczajnym browarkiem, w którym moje nozdrza wyczuwają wadę.
Pingback: PILSWEIZER WUJEK SAM: Ameryki nie odkryli | Jerry Brewery