Stojąc po drugiej stronie rynku piwnego perspektywa i odpowiedź na to pytanie ulega delikatnej zmianie.
W czasie ostatniej edycji Warszawskiego Festiwalu Piwa brałem udział w dyskusji zatytułowanej dokładnie tak, jak ten wpis. W rozmowie wzięli udział także Ela Lucińska-Fałat (Hoppiness), Tomek Rogaczewski (Pracownia Piwa), Marcin Ostajewski (whisker.beer) oraz Karol Mizielski (Czarodzieja Gorzałka).
O ile sam panel był bardzo ciekawy i – moim zdaniem – warto go powtarzać na innych festiwalach, to jednak zdziwiło mnie mikre zaangażowanie zwykłych konsumentów. Nie wiem, czy to kwestia klienta z Warszawy, który (widziałem to także w czasie zakupów na stoisku Brokreacji) aż tak mocno nie zwraca uwagę na cenę, a może po prostu odbiorcy kraftu przyzwyczaili się do pewnego pułapu cenowego, nie ma więc o czym dyskutować.
Postanowiłem jednak spisać swoje przemyślenia, które wypunktowałem w ramach przygotowań do dyskusji i – jak się okazało – które są zbieżne z podejściem jej innych uczestników. Przy okazji uzupełniam je o przykłady, które podali Tomek i Marcin.
CZY PIWO KRAFTOWE W POLSCE JEST DROGIE?
To pierwsze pytanie, które padło w czasie dyskusji. Odpowiedź na nie zależna jest od punktu odniesienia. Z perspektywy przeciętnych zarobków Polaków czy ceny piw koncernowych i regionalnych trudno nazwać je tanim. Owszem, jeśli brać pod uwagę jego główny cel (przynajmniej w teorii), którym nie jest zerwanie zasilania tylko czerpanie przyjemności z degustacji – narzekać nie możemy. Tym bardziej, że butelkowy kraft jest zazwyczaj tańszy niż Żywiec czy Tyskie w knajpie.
Jednak patrząc na cenę piw klasyfikowanych jako rzemieślnicze w innych państwach UE – polskie wcale nie są drogie. Ba, będąc w Czechach, w Niemczech czy na Węgrzech odniosłem wrażenie, że w Polsce płacimy stosunkowo mniej za rodzimy kraft.
A że jest to cena w większości wypadków uzasadniona, chyba nie muszę nikogo przekonywać. Ze względu na skalę rzemieślniczej produkcji, koszt surowców (zazwyczaj wyższej jakości niż w koncernach) oraz długość procesu (a co za tym idzie – koszty pracy i amortyzacja) wprost trudno sobie wyobrazić, by browary wypuszczały do hurtowników produkt po jeszcze niższej cenie.
W tym punkcie można byłoby napisać jeszcze o początkach piwnej rewolucji w Polsce i trochę „ślepych” strzałach przy ustalaniu ceny piw (bo w końcu nikt nie wiedział, jaki realnie zysk browar może sobie narzucić na jednej butelce), ale pozwolę sobie ten temat pominąć ze względu na mój niewystarczający staż. 😉
Skonkluduję tylko, że w moim odczuciu „zwykłe” piwa kraftowe wcale nie są drogie. Ba, sądzę, że spokojnie mogłyby kosztować więcej. Do tematu wrócę na końcu artykułu.
DYSTRYBUTORZY
Skoro już padło słowo „hurtownicy” (używam je w tym tekście jako synonim dystrybutorów) to warto się w ich rolę na rynku nieco zagłębić, pokazując jak silne oddziaływanie mają na końcową cenę produktu.
Najbardziej jaskrawym tematem był przykład Imperium Prunum 2017, gdy pewna sieć sklepów-hurtowni zagarnęła sporą partię piwa, w ramach dobrych stosunków z browarem. W efekcie narzuciła kilkusetprocentową marżę, windując cenę piwa do poziomu przekraczającego 60 zł, podczas gdy z browaru wyszło po ok. 20 zł. Czy to jest zgodne z prawem? Owszem. Czy eleganckie? Niekoniecznie.
Ciekawy casus, mniej spektakularny, ale obrazujący identyczne mechanizmy, podał Tomek Rogaczewski. Jakiś czas temu Pracownia Piwa postanowiła przeprowadzić pewien eksperyment. Jedno ze swoich nowych piw sprzedała do hurtu kilkanaście-kilkadziesiąt procent taniej niż standardowo liczy za swoje wyroby. Efekt? Wspomniane piwo na półkach sklepowych kosztowało dokładnie tyle samo, co inne – droższe wywary PP.
Bardzo podobne doświadczenia ma Marcin Ostajewski, jeszcze z czasów pracy w Olimpie. Ponieważ pierwsza warka dzikiego RISa Hades Gone Wild liczyła – jeśli dobrze pamiętam – tylko kilkaset butelek, ekipa postanowiła, że sprzeda je na zasadzie zapisów „kto pierwszy ten lepszy”. Należało wysłać maila, a Marcin kontaktował się z osobami, które wygrały ten wyścig oraz pytał, gdzie chcą odebrać piwo (i tam zapłacić). Ja na ten przykład zgarnąłem je bezpośrednio na stoisku browaru w czasie pierwszego WFP. Inne osoby kupowały je w sklepach.
Jakie było zdziwienie Marcina, gdy w sklepie X ktoś zapłacił za Hadesa 55 zł, w Y 65 zł, a w Z nawet 100 zł. Za piwo już zaklepane. Po kontakcie ze sklepami okazało się, że cena wynikała z kwoty, jaką podyktował danemu sprzedawcy hurtownik.
Musicie bowiem wiedzieć, że tych na rynku polskim jest kilkunastu. Portfolio wielu z nich się przenika, w końcu browarom zależy, by współpracować z jak największą grupą dystrybutorów. To zapewnia stabilność sprzedaży i dywersyfikację kanałów. Podobnie jest ze sklepami, które pracują z wieloma hurtowniami, by zapewnić sobie dostęp do jak największej liczby indeksów (tak to się ładnie nazywa) na półkach.
Sęk w tym, że każdy hurtownik sam ustala swój narzut na cenę piwa, które kupił od browaru. Stąd tak drastyczne różnice cyferkach, które później widnieją na paragonach.
Nie chcę, by powyższe słowa zabrzmiały wartościująco. Jeśli hurtownik X dyktuje wyższą cenę za produkt, ale jest w stanie go łatwo sprzedać, no to ja w tym miejscu mogę mu tylko pogratulować obrotności. Czy uważam takie zachowanie za fair – to temat na osobną dyskusję.
SZTOSY
Jak pewnie zdążyliście już zauważyć, największe różnice w cenach – zarówno jeśli chodzi o kwotę jak i przyrost procentowy – dotyczą piw określanych brzydkim słowem na „s”. Może najpierw powiedzmy sobie, dlaczego takie wywary są aż o tyle droższe od standardowych piw?
Pełna odpowiedź na ten temat zajęłaby mi pewnie kilka stron, więc pozwolę sobie potraktować go skrótowo. Najważniejsza sprawa to koszty wyprodukowania takiego piwa. Już pal licho surowce, których zazwyczaj używa się więcej (i lepszych), czyli chmiel, słód, beczki (pozwolę je sobie nazwać surowcem), bo te nie wywindowałyby ceny aż tak bardzo. Kluczem jest koszt pracy (przygotowanie takiego piwa trwa znacznie dłużej), zakup i amortyzacja sprzętu (dodatkowe tanki, stelaże do beczek, pompy), wreszcie – konieczność zamrożenia pieniędzy w piwie na wiele miesięcy.
Rozwijając ostatni z punktów: pieniądze zainwestowane np. APA jesteś w stanie odzyskać z rynku powiedzmy w dwa miesiące od momentu rozpoczęcia produkcji (bardzo upraszczam). Z kolei w przypadku np. RISa Barrel Aged browar „odzyska” pieniądze najwcześniej za pół roku, a często i później. Oczywiście, browary mądrze dysponujące swoim kapitałem zawsze mają środki na bieżącą działalność, ale zablokowanie nawet części kapitału wiąże się ze zwiększeniem kosztu gotowego produktu.
Skoro już mniej więcej wiemy, dlaczego ceny „sztosów” są wysokie, spójrzmy na przyczynę różnic w sklepach. Te oczywiście wynikają z narzutów hurtowników (i niektórych sklepikarzy także), o czym pisałem w poprzednim punkcie. Jeden do ceny podyktowanej przez browar dorzuci tyle %, ile w standardowym piwie, inny postanowi zaszaleć i krzyknie więcej.
Dlaczego? Bo może. Bo wie (albo przypuszcza), że zawsze znajdzie nabywcę na produkt X, nawet jeśli zaryzykuje i mocno podniesie jego cenę. Tu przechodzimy do pojęcia wartości, która owszem, wiąże się z ceną, ale wynika z konsumenckiej strony rynku. O ile cena sama w sobie – według teorii – jest wynikiem poniesionych kosztów produkcji, o tyle wartość uwzględnia ludzkie „pragnienia” i determinację.
Spójrzcie na grupy wymian piwnych (ostatnio trochę się ucywilizowały), czy portale aukcyjne, gdzie niektóre piwa są wystawiane za cenę 2-3 razy wyższą, niż sklepowa. Mikra dostępność, świetne oceny i zboczenie zwane „byciem beer geekiem” sprawia, że niektóre osoby są w stanie zapłacić za Bubę Extreme nawet i 200 zł. Wolno im. Bazując na tym toku rozumowania hurtownie i sprzedawcy nie wahają się podnosić cen piwa, które jeszcze nie trafiło na rynek. W końcu i tak się sprzeda (przynajmniej w teorii).
W tym miejscu można zadać sobie pytanie, czy słuszną jest uwaga Tomka Kopyry, że sztosy muszą być drogie. Jeśli na spokojnie wysłuchacie, co Koleżka ma do powiedzenia, zrozumiecie, że chodzi mu o podniesienie ceny piwa przez sam browar. Patrząc idyllicznie, dzięki temu procederowi większa kasa trafi do producenta piwa, ponieważ dystrybutor nie zdecyduje się jej podnieść jeszcze mocniej. Efekt? Mniej spekulacji na rynku, bardziej świadome zakupy, stabilizacja cenowa oraz większe zyski browarów, co przekłada się na ich rozwój.
Nie mam jednak przekonania, czy taki plan ma szanse się ziścić. Typuję, że podkręcenie ceny sztosów przez browary nie wyeliminuje szaleństwa na rynku oraz podbijania narzutów przez pozostałe ogniwa sprzedaży. Chętnie bym się mylił.
PODNIEŚĆ CENĘ PIWA
O ile grzebanie w cenie „sztosów” przez browary to według mnie nieskuteczny pomysł, o tyle rozważyłbym delikatne (0,5-1 zł na butelce) podniesienie jej w przypadku standardowych piw.
Nie będę się wdawał w szczegóły, bo to zdaje się tajemnica handlowa, ale browar na jednym piwie nie zarabia zbyt wiele. Lwią część pożerają opłaty (surowce, sprzęt, praca ludzka) i na rozwój zostaje z tego bardzo mały ułamek. Dźwignięcie ceny o kilkanaście procent – w moim odczuciu – nie będzie dotkliwe dla fanów piwnego rzemiosła, za to pozwoli przeznaczać browarom większe środki na inwestycje. Mam tu na myśli np. lepszy sprzęt, ciekawsze i bardziej nietypowe surowce, dodatkowe beczki (więcej sztosów na rynku!), ale też i marketing, by dotrzeć z piwną rewolucją do nowych klientów.
Dlaczego uważam, że klienci nie zareagowaliby negatywnie na podniesienie ceny o 0,5-1 zł? Zwróćcie uwagę na swoje decyzje zakupowe, zarówno w knajpie, jak i w sklepie. Czy idąc na zakupy lub wychodząc ze znajomymi faktycznie aż tak dużą wagę przywiązujecie do ceny? Porównujecie dwa piwa i wybieracie to, które jest tańsze? Ja nie zauważyłem takiego zachowania.
Piwo kraftowe pełni inną funkcję, niż koncernowe. Ma dawać przyjemność, wpływać na standard życia, przynosić nowe doznania, ba – patrząc po wrzutkach z zakupów niektórych osób na grupach piwnych – podnosić poziom samozadowolenia i dopieszczać ego. Nie jest więc produktem pierwszej potrzeby, stanowi tylko uzupełnienie, a nie kwintesencję życia.
Dlatego sami musicie odpowiedzieć przed sobą na pytanie, czy jesteście skłonni zgodzić się płacić za butelkę piwa waszego ulubionego browaru nie 8,5 zł, a 9,5 zł, by w zamian otrzymać (w perspektywie kilku lat) jego rozwój, większą dostępność i poprawę jakości, a co za tym idzie – większe zadowolenie z zakupu? Ja bym na to poszedł.
Temat rzeka- można gadać bez końca.
Jeszcze o czym nie ma mowy w tekście (przynajmniej nie zauważyłem ?) to to że podatki zabijają też cene.
Ja uważam że jest obrzydliwie drogo (nie mówie tu o apa/ipa, a o risach/porterach- ale nie sztosach jeszcze).
Nie bede wymieniac nazw piw i browarów bo wystarczy wejść do sklepu i popatrzeć. Ale 40-50zl za risa/bw z beczki ? parodia. Rozumiem ze beczka- ze drogo (bullshit), ze miejsce, ze zamrazanie kasy i takie tam brednie.
Ale- weźmy na tepete belgie/holandie. De Molen- genialne barleywine i risy- ceny po 17-20zl za 0,33 ( czasem z beczki). Z browaru do dystrybutora, potem ktos z polski to sciaga i wysyla do sklepów- mnóstwo pośredników, cena finalna tansza niz w Polsce. W belgii to samo. De Struise- piwa o mocy 10-12% które w beczce spędziły 3-4lata !! i cena na półce w polskim sklepie 18zl.
Inna kwestia: na filmiku jakiegos blogera- chyba pana Kopyry, bylo powiedziane ze Pinta w 2016 uwarzyla 16000 hekto (czy okolo), browary w Belgii warza po ok 7k hekto. Pinta wypuscila 1 barrel aged albo 2 (hopus jumbo i imperator ?), w Belgii browar ktory warzy ok 7k hekto ma w ofercie z 10-15 barrel aged, tanszych niz w Polsce. Leżakowanych dłużej niż w Polsce. Na brak miejsca w browarze nie narzekaja. Na brak pieniedzy nie narzekają.
I piwa którego powstalo powiedzmy z 2000butelek można spokojnie kupić w Polsce- a taka Pinta czy ktoś inny wypuszcza BA- zapisy, dosłownie jak by sie życie miało skończyć.
Jeszcze jedno- tu już konkretnie powiem. Artezan- Chateau. 1 warka 500ml 15zł (butelka kupiona w knajpie a nie w sklepie), 2 warka 500ml- 20zł (nie pamietam gdzie kupiłem), 3 warka 330ml 38zl ? serio ? wyjaśni mi ktoś przyczyne ? Bez złośliwości prosze.
Hajp nakręcany przez ludzi i pewnego blogera (wspomnianego w artykule) wg mnie sztucznie podbija cene. Jak widze „sztosy” po 30-70zl to mi sie płakać chce. Dlaczego ipa nie może być sztosem ? mozna by w teorii uwarzyc jej malo i dać cene 25zl 500ml. Sprzeda sie czy nie ?
PS. Beczki wcale drogie nie są i dużo miejsca nie zajmują, wystarczy chcieć. Pomyślmy sobie: browar za granica ma w ofercie z 15piw z beczek- muszą mieć miejsce, na to, kapitał zamrażaja nierzadko na długie lata, a u nas ? Tylko chyba artezan leżakował piwo dlużej niż rok (zwracam honor jesli ktos to zrobił jeszcze).
Wg mnie spokojnie nasze browary stać na to aby wrzucic w „piwnice” kilka/nascie beczek na rok czy dwa.
Albo wymrozić hardcorowo piwo z ok 10 do 20-25%. Pokazać że można, zrobić odpowiednią cene i sprzedac.
A my niestety idziemy w kierunku totalnie bezsensownych hybryd.
Pozdrawiam 😉
Pozdrawiam
Ja zgadzam się a stu procentach z Twoją wypowiedzią.
Jednak ktoś mógłby powiedzieć „Browary, o których piszesz dawno mają zamortyzowany sprzęt, budynki i nie muszą się takimi kwestiami przejmować. Za to 99% browarów rzemieślniczych w Polsce wybudowanych i zakupionych zostało na ogromne kredyty i muszą mieć fundusze na ich spłatę.”
Do mnie to nie przemawia bo niby jak spłaca kredyty to obniża ceny? Przecież nie.
Dla mnie nieco naciagana teoria z tym zamortyzowanym sprzetem itd. Browar X za granica od dawna ma polowe produkcji barrel aged. I daja rade. Nie narzekaja ze sie nie da, ze beczki drogi, ze miejsce zajmuja. Poprostu robia to co musza.
Za granica sztos wymrazany o mocy 40% kosztuje tyle co dwie butelki jakiegos smiesznego imperium prunum po cenie sklepowej…. (70zl szt)
Efektem ubocznym IP2017 bylo podniesienie cen (przynajmniej w detalu) innych piw. Ta sama warka Lilith, w tym samym sklepiej, przed premiera IP’17 8.40, po premierze i gownoburzy 9,70.
Podniesienie cen przez browary, moze skutkowac kolejna podwyzka w hurcie i kolejna w detalu (ceny kalkulowane sa czesto jako dodanie stalego procentu marzy, a nie kwoty na butleke), a to sie przelozy na spadek sprzedazy calosciowej, bo wzrost bedzie nie o 0,5-1, a o np 2 zł na butelce.
Generalnie to co IMO by najbardziej pomoglo, to gdyby browary kontraktowe/rzemieslnicze zrzeszyly sie marketingowo/PRowo. Dzisiaj wszyscy ze wszystkmi klepia sie po plecach i ciesza z postepu (ja rowniez bardzo sie ciesze! ), ale trzeba odbierac rynek koncernom, a nie dożynać hipsterkę ( ;)).
Podniesienie cen piw standardowych niczego nie zmieni. Poza tym dwa-trzy lata temu standardy jak jakieś piwa z Pinty i Ale Briwaru kosztowały 6-7 złotych. Teraz jest to 8-9.
I nie, koszty surowców, waluta i rynek nie zmieniły się tak diametralnie, żeby ceny te wzrosły średnio o 2 złote.
Moda na Kraft to spowodowała.
Mnie osobiście wprawia to w zażenowanie, ale dzięki temu zacząłem sam warzyć i Kraft wychodzi mnie 1,5-3 złote w zależności od stylu piwa.
Jakie 2-3 lata temu. Trzeba wiedzieć gdzie się zaopatrywać.
U mnie na półce at.chmielu od 3 lat cena 7.10 na zawsze takiej samej marzy. A jego cena sprzed 5 lat u mnie na półce 6,85 wiec jeśli zaopatrujesz się u normalnego hurtownika to nie ma szans na to, że sztucznie będzie podnosić cenę piw które dobrze się sprzedają.
Konkluzja całego artykułu jest skierowana tylko i wyłącznie do osób dobrze zaznajomionych z rynkiem piwa rzemieślniczego w Polsce i – ośmielę się stwierdzić – zastosowanie się do niej wszystkich browarów całemu rynkowi (a tym samym – browarom rzemieślniczym) mogłoby jedynie zaszkodzić. Dlaczego? Spójrzmy na fakt jakie obecnie są bariery rozszerzenia się rynku piw rzemieślniczych w naszym kraju:
Dostęp? W momencie kiedy crafty są dostępne niemal w każdym super/hipermarkecie?
Wiedza? Świadomych konsumentów jest już naprawdę dużo…
Więc może cena? I tu chyba trafiamy w sedno. Patrząc nawet z mojego punktu widzenia, gdzie z piwem rzemieślniczym mam do czynienia w zasadzie niemal od początku rewolucji w Polsce, to dzisiaj często wolę polegać na moich domowych wytworach, ewentualnie kupować craft w cenie relatywnie korzystnej (6 – 8 PLN za przeciętnego niemocarnego przedstawiciela), niż np. ryzykować, że witbier w cenie 10 zł okaże się zupełnie przeciętny. Postawmy się z kolei na miejscu konsumenta dopiero wchodzącego w świat piw craftowych, który dowiadując się, że np. bez obniżania swojego osobistego popytu (dajmy na to 15 piw/msc) musi na nie wydać zamiast 50 PLN, np. 150 PLN. I nie mówimy tutaj o beergeekach, którzy dla browaru (i hurtowników) stanowią wdzięczną klientelę pozwalającą właśnie chociażby na spekulacje cenowe, ale o konsumencie, który z piwa nie będzie robił spsobu na życie i zastanawiał się nad każdą wypróbowaną butelką…
W mojej opinii podniesienie obecnych cen stałoby się gwoździem do trumny piwnej rewolucji, która ostatnio jakby nieco dostaje zadyszki 😉
Właśnoe, pełna zgoda.
Artykuł wybiórczo odnosi się tylko do stałych nabysców.
Dla beer geeków, czy nawet jeszcze nie geeków ale już pijących craftowe piwo i zaznajomionych z tematem wzrost.ceny będzie so zaakceptowania. Niekoniecznie zrozumiały ale akceptowalny.
Dla nowych to będzie większa bariera.
Jak wydajesz na piwo 9 zł, a będziesz miał wydać 11 zł to przełkniesz.
Jak wydajesz 4 zł na takiego Ciechana czy już 5 zł na Kormorana to 8-9 zł zaakceptujesz i podejiesz wyzwanie. Kiedy jednak zamoadt 8 zł będzie trzeba wydać 10-12 to perspektywa ulega zmianie i ja będąc takim nowicjuszem bliskim przejścia na craft zastanowiłbym się poważnie i długo nad tym.
W Tesco za krafty są generalnie dwie ceny. 7.99 i 8.99. Z mojej perspektywy do tych piw tańszych wracam częściej, bo te droższe kupuje tylko raz ( w zależności od opinii w necie i nie blogerów dostających piwo za darmoszkę!). Dlaczego tak? Bo nie ma różnicy w jakości, jest mniej więcej to samo:) A więc tak, ta złotówka w cenie ma ogromne znaczenie.
Jak widze co w tesco jest z kraftu w tych cenach to wybieram wode mineralna…
Do autora artykułu.
Jerry,
Szanuję Ciebie bardzo, często dobrze piszesz.
Tylko skąd to porównanie cen craftowych piw z innymi krajami i skąd takie na ten temat wnioski.
My zarabiamy w złotówkach, tam, załóżmy, w euro. Średnie zarobki nominalnie da podobne – w teorii, ale taką przyjmijmy.
„Tam gdzieś” piwo rzemieślnicze potrafi kosztować 2-4€, u nas 7(już rzadko)-10zł – u nas ~3 razy drożej, przeliczanie to błąd dopóki mowa o piwach polskich w Polsce i „ichniejszych” u nich.
Mawet mocne i pożądane piwa.
Choćby Omnipollo Noa Pecan – da się dostać za 6€, coś podobnego u nas(?) jak o dostępność, pożądanie i jakość chodzi? Trudno się odnieść ale obecnie.może Chateau – 35 zł. W tym przypadku nawet przeliczając euro na złotówki wychodzi taniej.
Przykłady pierwsze lepsze bo akurat się orientowałem.
Nie wiem, czy do końca obaj się rozumiemy, ale wnioski mam z obserwacji. Przykładowo na Węgrzech węgierski kraft (przynajmniej w Budapeszcie) kosztuje średnio ok. 10 zł za butelkę. W Polsce polski – średnio 8,5 zł.
Zgoda natomiast co do cen importów. Te w Polsce są droższe. Omnipollo w Wielkiej Brytanii (a to przecież dużo droższy kraj) kupowałem w knajpie za równowartość ok. 28 zł, w Polsce – za 38 zł.
Węgry to mały kraj w środku europy rynek jest zbyt mały żeby był konkurencyjny 😉 dlatego jest tak drogo. W Niemczech crafty są w cenach o 50% wyższych do Polski przy zarobkach wyższych o 100% bo rynek jest bardziej konkurencyjny (ot wystarczy spojrzeć na wytwory Camba Bavaria czy Shlenkerli).
Kolego , nie wziąłeś pod uwagę racji konsumenta . Zgodziłbym się z Twoim wywodem gdyby każde piwo było …. do wypicia . Są przecież takie które po łyku idą w kanał . I co wtedy z kosztem zakupu . O ile piwa długo leżakowane , zgodze się , powinny być droższe od APY , to już niekoniecznie podzielam tezę że APA też musi być droższa . Każdy przedsiębiorca po skończonym jakimś okresie , czy to będzie m-c , półrocze czy rok robi sobie rachunek zysków i strat . I to mu pokazuje czy zarobił , czy jest zadowolony z zysku . I każdy napewno chciałby aby ten zysk był większy .
Kwestia jakości to temat na osobną dyskusję (choć ta mocno się w Polsce podniosła). W modelu uproszczonym, a takie stosuje się w ekonomii i taki też przyjąłem w artykule, bierzesz pod uwagę jedną zmienną (w tym wypadku cenę), inne przyjmując jako constans (tak potraktowałem jakość).
Moja końcowa rozkmina tyczy się nie tyle napełniania kieszeni krawtowcom, tylko dawania im/nam możliwości rozwoju poprzez większy dopływ środków. To propozycja, idea, która nie musi znaleźć pozytywnego odbioru na rynku. 😉
Ja mam inne podejście do tego tematu. Mam blisko siebie jeden z najlepszych sklepów w Polsce (otrzymał nagrodę z RateBeer) i w normalnej cenie kupuję zwykle albo Pintę albo Nepomucena, bo wiem, że trzymają jakość a cena za prawie każde piwo nie przekracza 7,5 zł. Brokreacja leży obok w cenach powyżej 8,5 zł i nawet nie myślę by po nią sięgnąć. W kwotach powyżej 7,5 zł kupuję tylko wyjątkowe piwa jednorazowo ale ich cena nie może być przesadzona, ostatnio zakupiłem (Tropical IPA z Wrężela, Lilith Golem, 2028 Odyseja Kosmiczna z Radugi). Natomiast oprócz wspomnianych piw zawsze zgarnę parę piwek w cenach 3zł-5zł z przecen, patrzę na to co jest na przecenie, zerkam na oceny na portalach i za dobrą cenę można zgarnąć naprawdę dużo dobrych piwek. Zdaje mi się też, że przecen jest coraz więcej, ponieważ coraz większe jest podaż piw kraftowych. Podniesienie cen o kolejne złotówkę spowoduje u mnie, że będę kupował tylko piwa z przecen.
Nie pamiętam tak ożywionej dyskusji na tym blogu 🙂 Czyli temat męczy wielu. Męczy i mnie. Ale trochę w innym wymiarze. Koledzy wcześnie wspomnieli o tym a jak chciałbym to zaakcentować. Do zaakceptowania w mojej ocenie mogą być wyższe ceny na nowe piwa, premiery, piwa wnoszące coś nowego oraz na te mityczne „sztosy”. Rozumiem ryzyko wynikające z wypuszczania na rynek takich wynalazków. Ale moja dusza krakowskiego centusia mówi stanowcze NIE płaceniu 8-9 zł za klasyczną już dzisiaj APA lub amerykańską pszenicę lub klasycznego niemieckiego pszeniczniaka. A te piwa niestety ceną równają w górę. W mojej ocenie w sprzedaży powinny pojawić się piwa w trzech segmentach. Piwo dnia powszedniego (to nie blog placement :), coś lepszego, nowego itd oraz piwa będące lub aspirujące do miana sztosów. A dzisiaj nieraz widzę Pierwszą Pomoc Pinty w tej samej cenie do Modern Drinking lub Esspreso Lager. Z tym, że za ten stan rzeczy należy winić raczej hurtownie lub sklepy.
Wspomniany wcześniej temat jakości piw zostawiłbym ocenie rynku. Jak ktoś parę razy wypuści gniota i każe za to płacić sobie większą kasę to w końcu się natnie.
Skoro jako punkt odniesienia przywoływane są inne kraje, warto wspomnieć o jednej kluczowej sprawie. W Hiszpanii, Włoszech i Niemczech popularny jest model biznesowy, w którym właściciel prowadzi firmę – przykładowo restaurację, hotel – od wielu, wielu lat, nie wyręcza się pracownikami (w sensie nie obrasta po roku, dwóch w piórka i nie zamyka się w biurze z tabliczką „prezes”) i za uczciwą pracę ma sensowny zarobek. U nas cel prowadzenia biznesu, to niestety wciąż priorytetowe jak najszybsze nabicie kasy i „życie jak w Madrycie”, a biznes to najlepiej, by przynosił konkretny zysk już po pół roku, góra po roku. Mówię to na podstawie własnych obserwacji z wielu wizyt w przywołanych krajach.
Założenie, że wyższa cena przełoży się bezpośrednio na wyższy poziom inwestycji i jakości to utopia. Po pierwsze, krótkoterminowo na taki efekt można teoretycznie liczyć, potem kasa i tak powędruje docelowo do kieszeni właścicieli. Po drugie, chcecie robić interes na dużą skalę, to inwestujcie, bierzcie długoterminowe, konkretne kredyty i je spłacajcie z przychodów; tak się funkcjonuje na całym świecie. Jak ma się ochotę na porządny zysk, to trzeba się liczyć z ryzykiem, a alternatywą jest bezpieczny etat za limitowaną pensję. Proste.
Wyciąganie wniosków o „niekluczowości” ceny w oparciu o opinie „beergeeków” jeżdżących na festiwale, jest z kolei mocno oderwane od rzeczywistości. Klientami zaprzyjaźnionego sklepu z piwem rzemieślniczym są w większości studenci, którzy liczą każdą złotówę, przy zakupie za końcówkę kieszonkowego. Co więcej, im bardziej ceny pójdą w górę, tym szybciej ograniczy się przyrost fanów kraftu (10 zyla za piwo będzie dla wielu czynnikiem psychologicznie odstraszającym) i tym szybciej zostaniecie zmuszeni do wojny cenowej, a ceny kraftu i tak idą w górę niezmiennie i odczuwalnie. Rynek się jeszcze nie nasycił i w tym momencie można wybrać jedną z dwóch strategii: albo podbić cenę i kosić zboże, póki żniwa trwają, albo myśleć o przyszłości, wypracowywać markę i przywiązywać do niej konsumentów. Strategii nr 1 próbowało Doctor Brew, strategia 2 to przykładowo Pinta, Artezan i Trzech Kumpli. Długoterminowo wygra ten, kto będzie miał przywiązanego do siebie klienta i będzie gotów przystosować model biznesowy do wojny cenowej, która prędzej czy później, ale nieuchronnie nadejdzie. Ja otwieram chipsy i obserwuję co będzie ;-).
PS. Wpływu wzrostu cen na skłonność rozpoczęcia samodzielnej przygody z warzeniem również nie warto pomijać…
Gdzie te czasy jak za 20zl (co prawda w promocji) mozna bylo w knajpie wypic trzy pollitrowe piwa. Teraz widzac ceny tego co jest na topie (apa ipa, pszenica z ameryka) za ceny dochodzace pod 10zl odwracam sie i wybieram cos zzagranicy. Inna kwestia pozostaje fakt ze nasz kraft to stepowanie po polu minowym (jakosc).
Jak cena kraftu- nie sztosow- przekroczy 10zl to bedzie to strzal w kolano raczej
Zgadzam się z przedmówcami, niestety obecnie widać w Krafcie niepokojący trend, browary (nie mówię tutaj o wszystkich) próbują wykorzystać trend i chłonność rynku (i dobrze to i źle) sprzedają często gęsto piwa które odbiegają jakością i standardami od tego co oczekują klienci/konsumenci, niestety jest teraz taki wysyp nowych browarów i piw że ciężko zapoznać się z wszystkimi opiniami i recenzjami co może się przełożyć na cały rynek piw kraftowych. Konkludując bo można tutaj rozprawkę napisać. Moje zdanie na ten temat jest takie:
1. Obecnie w całej branży jest chaos i to kosmiczny dopiero nadejdzie etap odsiewania plew od ziaren:)
2. Browary rzemieślnicze które poważnie myślą o przyszłości powinny już teraz kształtować strategię na przyszłe czasy (budowanie marki, utrwalanie się w świadomości klientów i konsumentów oraz co też ważne krzewienie rewolucji piwnej oraz świadomego konsumowania piwa.
3. Co do cen to tak mamy gospodarkę rynkową i poruszamy się w jej ramach ale cały czas i permanentnie czy to browary czy hurtownicy a także sklepy specjalistyczne podnoszą ceny na piwa, ten trend trwa już dość długo i niestety jest to niepokojący trend, wydaje mi się że browary powinny się zastanowić nad sposobem dystrybucji oraz możliwościami wpływania na końcową cenę na rynku (są na to sposoby) 🙂
4. Reasumując, browary jeżeli chcą przetrwać i dalej krzewić idee Kraftu muszą myśleć długofalowo i nie ograniczać się do chwilowego Eldorado na rynku bo to minie, a wtedy klienci nie będą łykać wszystkiego jak młody pelikan :P. Podnoszenie ceny nawet delikatnie o kilka procent nie jest tutaj rozwiązaniem, ba śmiem twierdzić że powinniśmy się zastanowić jak cenę obniżyć.
Chciałbym, aby mój pracodawca miał także takie podejście. Niech zarabia więcej to będzie miał na rozwój. No przecież co to dla niego 100 zł mniej?
Artezan oficjalnie powiedział, że takiej ceny oczekuje rynek (Samiec) – 55 zł, a w sklepach to był nawet po 80 zł i jeszcze przy zakupie innych piw! Jakoś nie widzę, aby browary myślały o klientach.
Artezan Chateau 1 warka, 500ml 15zł (kupione w knajpie !)
2 warka 500ml, 20zł
3warka 330ml 38zł !!
Długo dochodzili do myśli że takiej ceny oczekuje rynek.
CHORE