Co może stać się z piwem po miesiącu leżakowania? Najmłodsze dziecko Pinty potwierdza, że wiele dobrego.
Jadąc do domu na Boże Narodzenie, zahaczyłem o Kraków, by spotkać się ze znajomymi i załatwić kilka spraw. Przy okazji wbiłem do Viva La Pinta z jednym konkretnym celem: wypróbować Hopus Pokus. To Black IPA (jak to możliwe, że powstało dopiero teraz?!), które do butelek miało trafić kilka tygodni później, ale Pinta w ramach prezentu świątecznego postanowiła udostępnić kilkadziesiąt litrów trunku przedpremierowo.
Daleki byłem wtedy od zachwytu, głównie za sprawą bardzo, ale to bardzo nieprzyjemnej goryczki. Kolejne przełknięcia Hopus Pokus przypominały łykanie jakiś lekarstw, obrzydzających życie chemiczną goryczką. Miesiąc później to już zupełnie inne piwo (o czym poniżej).
Aha, zanim o trunku, chciałem powiedzieć, że nie podoba mi się jego etykieta, która jest jakaś taka kiczowata. Gwiazdeczki, światełka… Sceneria ta – do końca nie wiem czemu – skojarzyła mi się z okładką polskiego wydania książki „Harry Potter i Czara Ognia”. Wiem – w Hogwarcie pito piwo karmelowe, ale może chłopaki z Pinty nie doczytali rozdziału, w którym o tym fakcie mowa.
ZAPACH: podobno najbardziej klasyczne z klasycznych Black IPA działały w ten sposób, że zamykałeś oczy, wąchałeś je, po czym byłeś święcie przekonany, że masz do czynienia z AIPA. Coś mi się nie chce w to do końca wierzyć, niemniej trunek Pinty jest bliski takiego efektu. Rządzą tutaj cytrusy (cytryna, pomarańcza) oraz tropiki (marakuja), nie brakuje słodkiej żywicy, a także sosny. Słonecznik i czekoladę czuć przede wszystkim z butelki, w szkle pojawia się po delikatnym ogrzaniu.
PIANA: kremowy gigant, złożony z drobnych pęcherzy. Jest niezwykle trwała i świetnie trzyma się szkła.
KOLOR: czarny, nieprzejrzysty, z brązowo-rubinowymi przebłyskami.
SMAK: jak już pisałem, wersja beczkowa z grudnia odrzuciła mnie nieprzyjemną goryczką. Po miesiącu leżakowania już wszystko jest okej (hmmm, czy leżakowanie może wpłynąć na zmianę profilu goryczki?). Mimo sporego ekstraktu, Hopus Pokus nie jest piwem ciężkim, a raczej pijalnym, w czym na pewno pomaga mu przyjemne, średnie wysycenie. W ustach również rządzą owoce, przede wszystkim pomarańcza i papaja, a każdy łyk zamyka cytrusowo-iglakowa goryczka. Jednak pojawiają się tu wyraźne akcenty ciemnych słodów, przede wszystkim czekolada.
Nie spodziewałem się, że to napiszę, ale Hopus Pokus to jedno z najlepszych polskich Black IPA, jakie miałem okazję ostatnio pić. Lubię takie magiczne zaskoczenia.
HOPUS POKUS
Pinta
Black IPA
Warka: 13.07.2015
Skład: woda; słody pale ale, monachijski II, Caramunich II, Carapils, Caraamber, Carafa Special II; chmiele Magnum, Simcoe, Chinook, Cascade; drożdże US-05
Cyferki: alkohol 6,3% obj., ekstrakt 16%, 66 IBU
Cena: 7,80 zł (Piwnica, Wrocław)
Soundtrack: najbardziej czarujący z klasyków 😉