Piwna rewolucja nie dla wszystkich skończy się wczasami w Tajlandii. Niektórzy już musieli uciec z rynku. Spróbujmy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego.
Inspiracją do tego wpisu jest ostatni panel dyskusyjny w czasie Beerweek Festival, prowadzony przez Pawła Paluchowskiego z Piwnego Klubu, gdzie oprócz mnie rozmówcami byli Tomek Kopyra i Kacper Groń. Nawiasem mówiąc był to jeden z ciekawszych paneli w jakich dane było mi uczestniczyć. Możecie zobaczyć go tutaj.
Rozmawialiśmy głównie o obecnych i przyszłych trendach w polskim piwnym świecie. W trakcie pojawił się temat browarów, które już zwinęły żagle. Jak pokazują statystyki Kacpra z Piwnej Zwrotnicy, choć kolejnych warzących komercyjnie nam przybywa, to jednak da się zauważyć, że lista tych, których na rynku już nie ma, także się wydłuża.
Ich już nie ma z nami
„Co się takiego dzieje, że jednym wychodzi, a innym nie?” zadałem sobie to pytanie w drodze do domu po drugim dniu festiwalowym. Stwierdziłem, że najprościej będzie zacząć od stworzenia trochę wybiórczej (bo pisanej z pamięci) listy browarów, które albo oficjalnie pożegnały się z tym łez padołem, albo słuch po nich zaginął i nie do końca wiadomo, jaki jest ich status. Kolejność bez znaczenia.
- Hulaj Dusza
- Ninkasi / Bro’warszawski
- Mały Kurek
- Dapper
- Browar Centralny
- Mazowieckie Zakłady Przemysłu Fermentacyjnego
- Genius Loci
- Baba Jaga
- Baba Yaga Brewing
- Browar Okrętowy
- Chmielarium
- Bulkers
- Dwie Brody
- Setka
- Haust
- Big Chill
- Fabryka Piwa (los nieznany)
- Pustynny (los nieznany)
- Hopo Jumbo
- Chmielny Dom (los nieznany)
- Świński Ryjek
- Brewklyn
- Hopster (los nieznany)
- Pavlacz
- Mason
Zachęcam do dwukrotnego przeczytania tej listy, obycia się z nazwami, a dopiero później przejścia dalej.
Szukając odpowiedzi na pytanie tytułowe, postanowiłem zadać sobie kilka pomocniczych, które – jak się później okazało – nieco wyklarowały mi kilka przyczyn niepowodzeń.
- Czy znasz te browary?
- Czy miałeś/łaś okazję pić ich piwo?
- Czy – jeśli piłeś/łaś – ich piwo ci smakowało?
Ad. 1.
Zacznijmy od początku. Ja, jako osoba, która od dłuższego czasu siedzi w krafcie, zbiera newsy oraz odwiedza sporo festiwali, odpowiem, że tak: znam te wszystkie browary. Podejrzewam jednak, że należę do mikroskopijnej mniejszości, zupełnie niereprezentatywnej dla konsumentów.
W miarę ogólnie rozpoznawalnymi z tego grona są tak naprawdę dwie, może trzy marki. Setka i Baba Jaga swego czasu dość intensywnie warzyły, zasypywały nas nowościami i były szeroko dostępne, nie tylko w sklepach specjalistycznych, ale też i w większych sieciach. Ten fakt jest dość istotny w przypadku punktu drugiego – zaraz doń wrócę.
Starzy kraftowi wyjadacze na pewno kojarzą Haust, który ostatnio zmarł śmiercią niewyjaśnioną. Ów zielonogórski browar swego czasu współtworzył Jarek Sosnowski, czyli jeden z bossów Birbanta. Na pewno znany jest też Mason (o jego zniknięciu z rynku opowiem sekcji „wyjątki”, może także Okrętowy (także w „wyjątkach”).
Pozostali? Fabryka Piwa, Ninkasi czy browar Pustynny pokazywały się na festiwalach, więc ich nazwy na pewno obiły się niektórym z was o uszy. Genius Loci z kolei zgarnął niegdyś nagrodę na KPR, jeśli więc śledzicie wyniki tego konkursu, pewnie także o tej ekipie.
Ale właśnie – „ktoś tam, gdzieś tam” oznacza, że większość z powyższych browarów nie odrobiła lekcji dotyczącej promocji. Niestety, samo założenie konta na FB nie wystarczy. Potrzebna jest głębsza, przemyślana strategia, regularność i cierpliwość. Większości z powyższych zdecydowanie jej zabrakło.
Ad 2.
Rozpoznawalność to jedno, ale co ci po niej, jeśli twoich piw nigdzie nie można dostać. Osobiście miałem okazję próbować przynajmniej jednego piwa z większości browarów, acz znów – głównie dlatego, że bywam na wielu festiwalach lub mam dobre układy w tym czy innym sklepie.
Zakładam jednak, że większość z was nawet nie widziała na półce ani kranie ulubionego multitapu piw z tych browarów. Naturalnie wiele w tym temacie zależy od samych sprzedawców, którzy nie zawsze chcą mieć u siebie niesprawdzone tytuły. Jednak gdybym miał za przykład brać tylko krakowskie lokale i sklepy to śmiało mogę stwierdzić, że znajdzie się sporo miejsc dających szansę debiutantom/browarom mało znanym.
Wnioskuję więc jedno: większość z wymienionych wyżej browarów nie za bardzo umiała w sprzedaż lub po prostu nie przykładała się do niej. Większość – podkreślam. Taki Haust większość piwa sprzedawał „wokół komina”, gdyż na tyle mógł sobie pozwolić produkcyjnie.
Nieco innym jest casus Setki i Baby Jagi. Piwa tych ekip były przez długi czas obecne w sieciach (widziałem je w Auchanie i Tesco). Mam jednak wrażenie (podkreślam – to tylko przypuszczenie), że zbyt mocno oparły one swoją sprzedaż o wielkopowierzchniowe markety (konieczność gwałtownego zwiększenia produkcji – a więc wrzucenia większego kapitału – przy niższej marży), co przy nagłym wyschnięciu tego źródła (a o to, uwierzcie mi, w przypadku kraftowców nietrudno) skończyło się katastrofą.
Wniosek numer dwa z tego punktu jest więc taki: dobra dystrybucja to dystrybucja mocno zdywersyfikowana. Czyli taka, która pozwala bez większego uszczerbku na długofalowej kondycji firmy, przetrwać zatopienie jednego z kanałów sprzedaży.
Ad. 3
Trzecie pytanie z punktu widzenia konsumenta jest oczywiście najważniejszym, acz chciałem do niego dojść po kolei. No to może zacznijmy od wymienienia ile z tych browarów przygotowało przynajmniej jedno naprawdę dobre piwo. W tym wypadku nie jest tak źle: Setka miała choćby świetnego torfowego Pilsa (Viking Pils), Haust chyba najlepsze polskie ever Red IPA, Mason kapitalnego Smoked Stouta, Baba Jaga rzuciła na rynek kilka pysznych torfiaków, Dapper zaskoczył niesamowicie pijalnym Black IPA (nie pamiętam nazwy), Okrętowy, za sprawą naprawdę doświadczonych piwowarów, trzymał poziom w tak naprawdę każdym wywarze. Wspomnę jeszcze Genius Loci z pierwszorzędnym American Saisonem.
Pozostali? Część miała nawet niezłe piwa, ale większość słynęła głównie z padaki. Dwie Brody mogłyby uczyć, jak uzyskać diacetyl w piwie. Hulaj Dusza przywaliła kosmiczną metalicznością (a i masłem nie pogardziła). Mały Kurek powinien dostać nagrodę za najbardziej maślany dubbel w historii światowego kraftu. Przykłady mógłbym mnożyć, ale to chyba nie ma sensu.
Wniosek jest więc oczywisty: lepiej robić dobre piwo, niż nie. 😉 Jasne, mamy na rynku sporo podmiotów, które ciężko uznać za wzór jakości, zaś wśród tych, które się zwinęły znajdą się i takie, których wyroby były więcej niż dobre. Traktuję je jednak jako wyjątek potwierdzający reguły.
Wyjątki
A propos wyjątków – nie wszystkie browary z przywołanej wcześniej listy zakończyły żywot z powodów, o których pisałem. Browar Okrętowy na ten przykład… sprzedał markę i obecnie działa jako Browar Żeglarski. Twórcy Genius Loci z kolei zajęli się inicjatywą PolACzech. Mason z kolei porzucił indywidualne zabawy na rzecz – najpierw – Piwoteki, a później Jabeerwocky.
To jednak absolutnie unikalne przykłady kontynuacji piwnych fascynacji. Pozostali raczej dali za wygraną. Ich dola pokazuje, że prowadzenie browaru to nie jest najłatwiejszy kawałek chleba. Co nie znaczy, że niemożliwy do ugryzienia.
Soundtrack: Wczoraj zaskoczyła mnie informacja o śmierci Roberta Brylewskiego, jednego z najbardziej wszechstronnych i wpływowych twórców muzyki alternatywnej lat 80. i 90. w Polsce. Jego najważniejsze płyty znam na pamięć, a wywiad rzeka z Brylem („Kryzys w Babilonie”) autorstwa Rafała Księżyka to jedna z najlepszych okołomuzycznych książek w Polsce. Polecam poczytać, a przy okazji życzę Panu Robertowi, by dane mu było zobaczyć to, czego nigdy nie widziałem…
Wrzucam w wersji full album, bo na YT trudno znaleźć ten kawałek z Brylewskim na gitarze
nowe browary czesto nie oferuja niczego odkrywczego. ot kolejna ipa, milkshake ipa, fruit ….. itd itd za duzo tego „samego” na rynku.
piwa nieco bardziej odjechane (barrel aged, czy z jakimis dodatkami) okazują sie przecietne i nie warte pieniędzy.
cenowo nasz kraft wcale taki tani nie jest, stad czesto problemy z utrzymaniem sie.
Kuba, no ale odpowiadasz sobie sam. Po co nowe browary mają ryzykować nowościami, które rozpasany polski piwo-rewolucyjny Janusz streści jako „dupy nie urywa”, skoro mogą pójść w dobrze sprzedającą się sztancę jak IPA czy Witbier. Pinta dzisiaj może sobie warzyć kwasy Ypsilon i inne wynalazki tylko dlatego, że wciąż warzy Atak Chmielu. Kormoran mógł uwarzyć Imperium Prunum, bo ma w ofercie stale takie piwa jak IPA czy Stout – sztampy, dające ten finansowy komfort do eksperymentowania. Warzenie eksperymentalnych i nowych piw to inwestycja, a nikt nie wchodzi w biznes podejmując takie ryzyko. Ja wiem, że fajnie byłoby by kazdy nowy browar oferować jakiś kosmos, ale może czas zejść na ziemię, zwolnić nieco tempa i dac browarom ewoluować na swój sposób, w swoim tempie. Przez te pare lat kraftu w Polsce polscy beer geecy chyba przywykli za bardzo do takiego rozpieszczania, wydaje mi się, ze czas trochę zwolnić. Rynek się normalizuje, piwa są coraz lepsze, to wszystko wymaga czasu.
Mi szkoda Pustynnego. W tym przypadku mogło być tak, że nie warzyli równolegle paru gatunków, lecz po kolei. Jak komuś np. zasmakował początek, to po jakimś czasie musiał się obejść smakiem, gdyż leciało czerwone niebo, które niekoniecznie mu podchodziło, albo na odwrót.