Masz dobry produkt, ludzie cię rozpoznają, kontrahenci kupują. Co może pójść nie tak?
Na wstępie chciałbym podziękować za spory oddźwięk na poprzedni tekst dotyczący problemów browarów. Część z was pisała „wreszcie ktoś to głośno powiedział”, inni zarzucali, że piszę o oczywistościach, jeszcze inni – że to na pewno nie wyczerpuje tematu. Wszyscy macie rację.
Oczywistości i najbardziej podstawowe tematy poruszyłem, ponieważ jakoś nikt nie chce pisać o sprawach, które dotyczą całego rynku. Wśród tych browarów/kontraktowców, których już z nami nie ma, jest przecież kilka takich, których piwa przynajmniej część z was piła z przyjemnością.
Jeśli chodzi o rozwinięcie, to chciałem tej sprawie poświęcić osobny tekst, który tak naprawdę odnosi się do każdej firmy, niezależnie od tego, czy produkuje piwo, ser, samochody, czy montuje okna. Zastrzegam – to także w większości będą oczywistości, przynajmniej dla prowadzących biznes (choć nie mam pewności, czy dla wszystkich).
Zanim przejdziecie do dalszej części tego artykułu, odsyłam raz jeszcze do dwóch tekstów traktujących o problemach/błędach browarów:
Co jeszcze może wpłynąć na funkcjonowanie przedsiębiorstwa zwanego browarem (także kontraktowym)?
1. Konflity wewnętrzne
Brzmi banalnie, ale konflikty pomiędzy wspólnikami potrafią zaorać każdą spółkę. Najczęściej oczywiście dochodzi do nich na tle finansowym, gdy jedna ze stron uznaje, że daje od siebie więcej niż inne i oczekuje większej dywidendy, a pozostali nie chcą się na to zgodzić. Przyczyną sporów mogą być także kwestie ambicjonalne, gdy jeden z członków czuje się niedoceniany lub ignorowany.
Teoretycznie nie musi mieć to wpływu na wyniki firmy, ale umówmy się: niezadowolony człowiek to człowiek mniej zaangażowany, popełniający błędy, przymykający oko na niedociągnięcia. Taka postawa może szybko zatrzeć trybiki dobrze – wydawałoby się – działające maszyny. Spadek jakości, utrata kontrahentów, złe inwestycje. Łatwiej o to w momencie, gdy firma żyje konfliktem zamiast pracą.
2. Błędy natury prawnej
Polskie browary/kontraktowcy nie są orłami jeśli chodzi o prawo, przede wszystkim autorskie. Wykorzystywanie pewnych motywów, nazw i wizerunków znanych osób jest mocno obwarowane i wymaga zgód (oraz sporych nakładów finansowych), o czym niejednokrotnie pisał już Browar Paragraf. Pół biedy, jeśli właściciel praw grzecznie poprosi o zaniechanie ich nadużywania. Cała bieda, gdy od razu sięgnie po zdecydowanie mniej przyjemne środki prawne. Obawiam się, że zdecydowana większość polskich kontraktowców nie przetrwałaby takiego starcia w sądzie.
Prawo autorskie jest najbardziej jaskrawym przykładem, ale tak naprawdę pułapek związanych z przepisami znajdziemy więcej. Ot, wystarczy choćby gapiostwo w opłaceniu koncesji, sprzedaż do punktów/osób, dla której to sprzedaży browar nie posiada zezwolenia i już odpowiedni urząd może nałożyć karę, nawet do kilku-kilkunastu procent rocznego obrotu. Uwierzcie mi – 90% kontraktowców i pewnie z 60% stacjonarnych browarów nie byłaby w stanie dźwignąć takiego wydatku.
Osobnym tematem jest np. źle prowadzona księgowość, ale też i nieumiejętność w korzystaniu z odliczeń VAT czy podatku dochodowego. Acz to temat na osobny wpis i to najlepiej sporządzony rękami osób bardziej kompetentnych.
Reasumując: nawet jeśli twój biznes świetnie hula, możesz go położyć, jeśli popełnisz błąd związany z konsekwencjami prawnymi. Szczególnie w tak bardzo wystawionej na świecznik branży, jak produkcja alkoholu.
3. Polskie prawo i urzędy
To niejako kontynuacja punktu poprzedniego, acz tym razem od strony samego aparatu państwowego. Po pierwsze – na pewno to wiecie – polski system prawny jawi się jako dżungla, której każdego dnia przybywa nowych drzew. Rosną tam po to, by – coraz częściej mam takie wrażenie – utrudnić życie przedsiębiorcy. Vide – w naszej branży – sprzedaż alkoholu przez internet (wciąż niedookreślona przepisami), czy też wymogi dotyczące podawania informacji na etykietach. Nagle może się okazać, że napisałeś coś zbyt małym fontem i jakiś nadgorliwy urzędnik przyfasoli ci karę.
Takie pojedyncze wpadki, wynikające bardziej z chorego systemu niż nieudolności przedsiębiorcy, biznesu raczej nie zakopią. Może to jednak uczynić nowa regulacja, która niedawno weszła w życie. Od stycznia w Polsce działa system STIR (System Teleinformatyczny Izby Rozliczeniowej). W jego ramach Urząd Skarbowy ma możliwość wglądu w konto każdej osoby prowadzącej działalność gospodarczą oraz firmy. Jego celem ma być ograniczenie uchylania się od płacenia podatku dochodowego oraz zniwelowanie wyłudzenia zwrotów VAT.
Cel niby szczytny, bo ma szansę ukrócić przekręty, które uderzają w budżet państwa. Sęk w tym, że także może stać się narzędziem nadużyć. Otóż nowe prawo – obowiązujące tym razem od kwietnia – pozwala szefowi Krajowej Administracji Skarbowej na zablokowanie na 72 godziny rachunku bankowego firmy, jeśli ma podejrzenia, że ta może dopuszczać się nadużyć. Słowo klucz – „podejrzenia”. Nie musi przedsiębiorstwu niczego udowadniać. Co więcej, taką blokadę można przedłużyć na 3 miesiące, jeśli – cytuję – „istnieje uzasadniona obawa, że podmiot nie wykona istniejącego lub mającego powstać zobowiązania podatkowego (…)”. Czym jest uzasadniona obawa, tego nie wie chyba nikt.
Chyba nie muszę tłumaczyć, dlaczego może tu dojść do nadużyć ze strony aparatu państwowego. Skupmy się na konsekwencjach: jeśli firma przez 3 miesiące nie może korzystać ze swoich środków, w praktyce może zakończyć działalność. Brak możliwości produkowania (w naszym wypadku) piwa, opłacania pracowników, finansowania innych opłat bieżących zabije nawet najlepsze przedsiębiorstwo. Wcale się nie zdziwię, gdy za pomocą tego instrumentu skarbówka wystrzeli w kosmos kompletnie niewinną firmę. Polska już zna podobne przykłady, że rzucę półgębkiem hasło „Optimus”. Jeśli udało się zaorać potężną firmę informatyczną, to sieknięcie małego browaru tym bardziej nie będzie problemem.
4. Problemy logistyczne
Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale jednym z najbardziej poszukiwanych obecnie zawodów jest kierowca ciężarówki. Polscy spedytorzy cierpią na brak wykwalifikowanych pracowników i co za tym idzie, mają coraz większe problemy jeśli chodzi o wydajność i tempo prac. Myślę, że nie zdradzę jakiejś wielkiej tajemnicy gdy powiem, że jeden z nich wypowiedział niedawno umowę kilku browarom z powodu właśnie braku pracowników. Inne firmy transportowe z kolei jednomyślnie podniosły ceny.
Co to oznacza dla firm produkujących piwo (lub cokolwiek innego)? Jeśli nie mają swojej sieci dystrybucyjnej (własnych ciężarówek i kierowców), mogą mieć problem z dostarczeniem wyrobów do klientów (a więc zarabiania na swoim produkcie). Oczywiście, sytuacja nie jest na tyle dramatyczna, by nie dało się jej rozwiązać przy pomocy innych spedytorów, jednak jeśli popyt na ich usługi nadal będzie znacząco przewyższał podaż, może nastąpić krach, który na dno będzie w stanie pociągnąć kilka małych firm. Na szczęście to dość odległa i – mam nadzieję – nie aż tak realna perspektywa.
5. Nieodpowiednia dywersyfikacja klientów
W prowadzeniu przedsiębiorstwa, jak i w inwestowaniu, najważniejsza jest dywersyfikacja. W praktyce oznacza to dorobienie się jak największej liczby kanałów, którymi upłynnia się towar. W przypadku piwa mam tu na myśli: hurtownie specjalistyczne, multitapy i sklepy, markety, odbiorcy zagraniczni oraz festiwale. Kluczem do sukcesu jest takie dobranie źródeł wpływu, by w przypadku wysypania się jednego z nich, przedsiębiorstwo nie poszło na dno.
O ile w przypadku sklepów, multitapów i hurtowni specjalistycznych nie jest to – umówmy się – ekstremalnie trudne, bo tych podmiotów jest jednak wiele (acz raczej rozdrobnionych), o tyle zbyt duże postawienie np. na sieci handlowe może skończyć się nieprzyjemnościami. To, że dziś sprzedajesz większość piwa do Tesco czy Carrefoura nie musi oznaczać, że tak będzie zawsze. Musisz być przygotowany na to, co się stanie, gdy jednego z tych klientów zabraknie. Nagłe odcięcie jednego ze źródeł finansowania może skończyć się katastrofą. W poprzednim tekście napisałem, że mam obawy dotyczące przynajmniej jednego browaru, który z powodu zbyt małej liczby kanałów dystrybucyjnych się wyłożył…
6. Niepłacący klienci
Zmora nie tylko piwnej branży. Klient, dla którego termin 7 czy 14 dni, wpisany na fakturze, kompletnie nic nie znaczy. Zazwyczaj w końcu – po milionach maili i telefonów – płaci, acz zdarzają się i takie orły, od których nie odzyska się pieniędzy bez pomocy firm windykacyjnych czy sądów.
O ile w przypadku dużych przedsiębiorstw, mogących liczyć na wpływy z wielu źródeł, regularne opóźnienia w płatności kontrahentów są problemem umiarkowanym, o tyle młode firmy, potrzebujące gotówki do rozwoju, mogą mocno odczuć skutki braku wpływów – i cóż z tego, że sprzedałeś towar, skoro nie masz z tego fizycznie nic. A Kapitan Państwo nie będzie grzecznie czekał, aż odzyskasz kasę: podatki musisz płacić teraz i tu. Podobnie koszty stałe: musisz płacić za sprzęt, surowce czy pracowników. Bez odpowiednich środków na koncie zwyczajnie nie dasz rady i polegniesz.
Ech, to zdecydowanie najbardziej wkurzający z dziś opisywanych punktów.
7. Sprzedaż marki
To akurat scenariusz najmniej straszny dla samego przedsiębiorcy, ale pewnie bolesny dla fana marki… Nie wiem, czy zdajecie sobie sprawę, ale wiele start-upów (pozwolę sobie podciągnąć w to także browary) tworzy się głównie po to, by firma szybko zyskała na wartości i by można ją było sprzedać ze znacznym dochodem. W przypadku polskich browarów jeszcze takiej akcji chyba nie uświadczyliśmy, ale sądzę, że to kwestia czasu.
Cóż w tym złego? Wszystko zależy od tego, kto nabędzie prawo do marki. Jeśli inwestor, który chce ją dalej rozwijać, wtedy wszystko przebiega zgodnie z planem. Jednak niektórzy kupujący mogą dążyć do jak najszybszego spieniężenia inwestycji, np. poprzez wyprzedawanie sprzętów czy własności intelektualnej (znam takie przypadki z czasów mojej „kariery” marketingowej, acz pozwolę sobie o nich nie pisać, bo to chyba jednak tajemnica). W efekcie potężne niegdyś przedsiębiorstwo może zostać rozmienione na drobne w kilkanaście miesięcy/kilka lat. Ewentualnie nabywcy może zależeć na ubiciu potencjalnej konkurencji. Patrz: działalność koncernów piwnych w czasie przełomu ustrojowego, które skupywały małe browary, by doprowadzić do ich zamknięcia.
Jak pisałem, polskim browarom rzemieślniczym na razie to nie grozi, ale nie dam sobie niczego uciąć, że sytuacja nie ulegnie zmianie w przyszłości.
***
To z pewnością nie wszystkie przeszkody, na które mogą trafić browary rzemieślnicze. Zależało mi bardziej na pokazaniu szerokiego spektrum pułapek, w które wpaść może firma, z którą sympatyzujemy. Oby to była tylko czysta teoria z mojej strony.
Soundtrack: starsi to wiedzą, ale młodszym przypomnę: pierwsza płyta Lady Pank to jedno z najważniejszych dzieł polskiego rocka. Chętnie bym Wam podrzucił link do jej reedycji, nagranej z takimi wokalistami, jak Krzysztof Zalewski, Organek, Lech Janerka, Artur Rojek czy Kasia Nosowska, ale internety nie mają… No to przypomnijmy sobie mój ulubiony wałek z tego krążka:
Dla zainteresowanych: LP1, „reedycja” pierwszej płyty, jest dostępna na Spotify.
Punkt 3 jest biadoleniem nad tym jak to wszyscy chcą dopaść biedne browary, a one nie są winne. Biedni Prometeusze piwowarstwa chcą jak najlepiej, ale co krok dostają po dupie za niewinność. Sprawa sprzedaży piwa przez internet od 16.12.2016 roku jest jasna (vide wyrok NSA). Każdy, kto twierdzi inaczej zaklina rzeczywistość i gra z prawem w rosyjską ruletkę. Znakowanie też jest proste. Są obowiązki wynikające z dyrektywy 1169/2011. Każdy producent musi się do nich stosować. Jeżeli nie spełnia wymogów, łamie prawo. Tak samo jest z informacją na temat napełniania opakowań… (a takich przykładów można mnożyć)
Nieznajomość prawa nie zwalnia z jego stosowania.
A jeżeli chodzi o blokowanie środków, to chyba jeszcze nikt środków nie miał zablokowanych – chyba, że przez niepłacących partnerów handlowych.
Hej widzę że zredagowany tekst bo beż żadnych błędów i bardzo PC. Ale moim zdaniem powinieneś dopisać jeszcze jedno bardzo złe zjawisko.
Chodzi o politykę cenową browarów i wchodzenie powoli do marketów. O ile to drugie samo w sobie nie jest złe to już jak to robią obecnie browary jest.
Chodzi mi o fakt chociażby Lidla, gdzie każdy chce być bo nawet jednorazowo to duże zlecenie. Problem, że klient ostateczny widzi cenę 6,99 zł i się cieszy a nie zdaje sobie sprawę co to robi. Że browar praktycznie oddaje piwo za nic. Powstaje zagrożenie i to już realne, że browar przedstawi w ofercie piwa, które będzie mógł tak zmodyfikować by jak najmniej stracić na takiej transakcji. Zachowując pozory, że produkt jest wysokiej jakości. Do czego to doprowadza, że powstają podmioty, które grają już jedynie skalą produkcji a jakość mają gdzieś. Zaciera się granica nie tylko między dobrej jakości Kraftem a cienkuszem ale w ogóle między piwem kraftowym a masowym. Przykłady masz już dwa Dr brew i Inne beczki. Były trzy bo jeszcze setka, ale się wyłożyła na uzależnieniu swojej sprzedaży od sieci. Zapomnieli, że nie są BrewDogiem a Tesco ma gdzie polskie firmy. No i jaki obraz mam tych dwóch browarów, obraz nędzy i rozpaczy. Większość wie, że używają jak nie aromatów to soków, syropów by uzyskać „zbliżony efekt” do konkurencji. Ale powoli inne podmioty także starają się wejść do sieci wybierają podobną drogę. Piwo kraftowe to produkt typu premium, jak dalej niektóre podmioty nie potrzebnie i sztucznie będą stosować konkurencję cenową to cały ten kram jebnie. A nam pozostanie picie dalej ścierwa oraz lokalnie może uchowa się kilka lepszych browarów ale o dostępności ogólnokrajowej zapomnij. Więc może czas na otwartą krytykę co po niektórych browarów bo nie można jedynie liczyć na konsumenta. W dodatku, który nie odróżnia poważnego zakażenia od skomplikowanego piwa. I jak leming oczekuje co mu powiem Tomasz K z ekranu kompa lub komórki. Moim zdaniem robienie polskiego kraftu w białych rękawiczkach już dawno się skończyło.
Nie bardzo Cię rozumiem kolego. Jak mieszkasz w dużym mieście to kupno kraftu to pikuś. Ale już w takim 20-40 tys mieście to problem więc takie Tesco czy inna Żabka to deska ratunku. Jeśli piwo będzie kiepskiej jakości to już drugi raz nie kupisz-naturalna selekcja . Widzisz problem w tym ,że krafty tanieją bo ja nie. Za 50 zł kupię 8 zamiast 5 butelek. Mam znajomego rolnika co narzeka na niską cenę sprzedaży truskawki i maliny co nie przeszkadza mu kupić sobie land cruisera, motoru BMW i zabrać rodziny na wakacje w Meksyku po jednym sezonie. Więc może jednak ta cena nie jest taka zła… Padają słabe pizzerie, warsztaty, biura podróży to dlaczego nie browary ?
To tak w skrócie byś zrozumiał. Jak dalej każdy browar będzie traktował sieć jak zbawienie to z tego kraftu zostanie tylko nazwa. Także dlatego, że obecne browary (dobre) są za małe by w ogóle zaspokoić potrzeby sieci. Po za tym, taki lidl sprawdził i wybrał najtańszą opcję która ni jak się nie ma do np. takiego rockmilla. Twoje przykłady, że słaby odpadnie nijak się mają do rzeczywistości. Bo paść jak pokazuje rynek może browar, który nie ma wielu kanałów dystrybucji a przez co łatwo może stracić płynność jak ten jeden kanał skończy się. Jeżeli jakość była by jakimś wyznacznikiem na rynku to doctor brew by już dawno padł. A nie wchodził do sieci jako produkt „jakościowy”. Plus za te „8 butelek za 50 zł”. Powrócimy do punktu wyjścia, czyli lagera udającego ale.Jestem za rozsądną ceną taką by browary nie musiały się ograniczać w jakości piwa. A na tyle rozsądną by pośrednik też tyle zarobił by zachować dynamizm całej branży. Jak nie widzisz zagrożenia oraz różnicy w jakości produktu to równie dobrze za te 50 zł możesz kupić cztery sześciopaki piwa koncernowego a i na paluszki Ci starczy.
Ale to już jest problem browaru w jaki sposób rozwiązuje dystrybucję a nie mój . Jak jest za mały na sieć to niech nie sprzedaje w sieci albo zainwestuje w rozbudowę i zwiększy podaż . Czasy kiedy nikt nie bankrutował już minęły- komuna się to nazywała czy jakoś tak. Jakość nie jest jedynym wyznacznikiem ale jednym z wielu .Gdyby tak było że liczy się tylko jakość to sieć kawiarni na S już dawno powinna była zbankrutować sprzedając swoją lurę. Widzę różnicę w pomiędzy dobrym piwem a złym ale za taki sam produkt wolę płacić mniej niż więcej to chyba oczywiste . A często jest tak,że kupuję piwo za 10-15 zł i nic tylko do zlewu wylać . Mamy pewnie ok 300 małych browarów, czy wszystkie muszą przetrwać bo idą w jednym kierunku – raczej nie . Konkurencja jest ok , bo zmusza do lepszej jakości i rozsądnej ceny. Bez tego można lać w butelki wodę z kałuży i kasować fortunę . Jak ktoś robi średnie/słabe piwo niech je sprzedaje za 5 zł w markecie, jak robisz super towar to wołaj ile chcesz bo klient i na to się znajdzie, zapłaci więcej za super jakość .