Dobre polskie piwa i jedno wybitne zagraniczne – tak oto prezentują się degustacje, które przeprowadziłem w czasie krakowskiego festiwalu.
Mimo że – jako krakus – byłem swego rodzaju gospodarzem imprezy, to jednak przy Dolnych Młynów pojawiłem się tylko na kilka godzin w sobotę. Wiecie, obowiązki muzyczne i rodzinne robią swoje. Na szczęście nie ominęło mnie żadne piwo z tych, które planowałem spróbować. No to jedziemy. Kolejność przypadkowa.
PRACOWNIA PIWA – Devil Pact
Imperial Saison
Piłem to piwo juz w Poznaniu, ale w Krk chłopaki z Pracowni wcisnęli mi całą szklankę do wypicia. To wszystko przerodziło się w „challange” pod tytułem „czy Jerry jest w stanie wypić to piwo na raz?”. Odpowiedź – nie, ale na dwa razy już tak. Z pożytkiem dla fejmu, acz uszczerbkiem dla trzeźwości. 😉 Co do samego piwa to mam wrażenie, że jest ono coraz słodsze, niczym przecierowy Kubuś. Odnoszę wrażenie, że za rok po „Saisonowości” może mu nic nie zostać i trunek przerodzi się w klasyczne Barley Wine. No zobaczymy. [7]
KOMITET – Mroczne Widmo
Imperial Stout
Komitet nie bierze jeńców i już dorzuca do portfolio RISa. To znaczy dorzuci w styczniu, ponieważ w czasie Craft Beer Fest częstował beczką prapremierową. Piwo jest jeszcze wyraźnie młode, co objawia się w nieco nieułożonym alkoholu, natomiast zapowiada się naprawdę ciekawie. Browar miksuje Wielką Brytanię i USA: jest mocno, gorzko i raczej wytrawnie. Sporo tu gorzkiej czekolady, ale i ziół od chmielu (EKG). Ocenę wystawię po premierze.
PIWOJAD – Ametyst
Impieral Stout
Piwojad z kolei proponuje już drugiego RISa, tym razem z prażonymi wiórkami kokosowymi. Z racji kosmicznego zimna oraz aromatu sera (Państwo pamiętają relację z imprezy?) naprawdę długi mi zajęło, zanim dokopałem się do owego koleżki. W końcu postanowiłem „podgrzać” Ametyst na kaloryferze – zabieg zdał egzamin. Kokos wreszcie się pojawił, ładnie wymieszany z kawą i nadzieniem do andrutów. W smaku piwo jest ewidentnie słodkie, ale dość gładkie. I to jedyne, czego mi brakuje – pełni. Oprócz tego nie mam większych uwag. [7,5]
MARYENSZTADT – RaISa Espresso
Imperial Stout
Podstawowa wersja RaISa – mówiąc szczerze – raczej mi nie podeszła. Ot, dość płaski, przeciętny RIS, oferujący bardzo niewiele doznań. Wersja z Espresso to już zupełnie inna para kaloszy, choć trzeba sprawiedliwie dodać, że to nie tylko kwestia dodatku, bo i piwo bazowe jest jakby lepsze. Oczywiście, dominantą jest kawa, ale nie przykrywa ona innych elementów piwa: czekolady i orzechów. RaISa Espresso jest teoretycznie słodka, ale towarzyszy jej miła goryczka, która kontruje pierwsze wrażenie. Nie bez kozery to piwo zdobywa nagrody na międzynarodowych konkursach. [8,5]
PODGÓRZ – 652 m n.p.m.
Porter Bałtycki
Nie próbowałem jeszcze tegorocznej warki Porteru od Łukasza Jajecznicy, więc postanowiłem nadrobić te braki na krakowskim festiwalu. I czuję się odrobinę zawiedziony, zwłaszcza mając z tyłu głowy fenomenalny pierwszy wypust. Tutaj też jest więcej, niż dobrze. Czekolada, śliwka, figi – wszystko to smukłe, zdradliwie pijalne, pięknie ułożone. A jednak nie ma tu efektu „wow”, który towarzyszył 652 rok temu. Chyba się starzeję. [7]
PIWOWAROWNIA/CRACOW BEER ACADEMY – Niña Blanca
Mexican Imperial IPA
Kolejne (czwarte?) piwo z Cracow Beer Academy zostało uwarzone według receptury chłopaków z blogu Dzikie Drożdże. Mamy tu Kingpinowe podejście do dodatków: są, ale nie dominują. Pierwszy niuch, a później degustacja i skojarzenia wędrują w kierunku po prostu dobrego Double IPA, solidnie nachmielonego na aromat. Dopiero po ogrzaniu wychodzi charakterystyczny słodki zapach opuncji oraz minimalna dawka paprykowej pikantności. Koniecznie spróbujcie. [7,5]
SPIRIFER – P.11
Rye IPA
Spirifer dzielnie walczy o zrzucenie łatki „dziecka Witnicy” (o pewnej akcji z Beervault nie wspominając) i czyni to całkiem skutecznie. P.11 to kolejne piwo załogi, które naprawdę mi smakowało – mocno nachmielone na aromat (cytrusy, żywica, las), do tego delikatne od żyta i przyjemnie gorzkie. Jeśli ktoś z Państwa wciąż ma foszka na kolegów z Warszawy, zachęcam do dania im jeszcze jednej szansy. [7]
Gdzieś mi wcięło zdjęcie 🙁
BEER CITY – Kacper Ryx
Polish IPA
Najpopularniejsze piwo Beer City dorobiło się swojego statusu nie przez przypadek. Kluczem jest tutaj piękny aromat Sybilli, który z każdą kolejną warką – takie mam wrażenie – amerykanizuje się. Teraz intensywnie pachnie pomarańczą, mango i ananasem. W smaku smukła podbudowa słodowa miesza się z krótką goryczką. Bardzo fajnie. [7.5]
SAMUEL ADAMS – Utopias 10th Anniversary
Barley Wine
Gdym obserwował, jak w piątkowy wieczór połowa piwnego Krakowa sączy sobie Utopiasa, zapłakałem rzewnie nad swą muzyczną niedolą (grałem wtedy koncert – skądinąd udany). Na szczęście trud mój nie został skończony, bowiem okazało się, że w sobotę zostało jeszcze kilka kropel. W sam raz na tyle, bym mógł spróbować i się zachwycić.
To piwo jest poezją. Przepiękny waniliowo-kokosowy aromat od beczki wprost świdruje w nosie, cudownie łącząc się z ciemnymi owocami (rodzynki, figi). Alkohol ukryty tak, że musisz się go domyślać. Podobnie w smaku – likierowa konsystencja doskonale skrywa 29%, które objawia się wyłącznie poprzez rozgrzewanie przełyku. Słodycz, owocowość, kokos i wanilia. Utopias to ambrozja wcielona. Absolutny must try. [10]