Beer Geek Madness 7 – relacja

Siódma edycja wrocławskiego BGM potwierdza, że imprezy kierowane ściśle do geeków to przyszłość warta eksplorowania w dużych miastach.

Beer Geek Madness: Rage, Zaklęte Rewiry, Wrocław, 23.03.2019 r.

Jakieś 1,5 roku temu, chwilę po One More Beer Festival, dyskutowałem z kimś – nie pamiętam już z kim, o formule piwnych festiwali kierowanych do geeków. Patrząc na to, co działo się w 2017 r. w czasie Beer Geek Madness czy wspomnianego OMBF, można je śmiało chwalić za niezłą organizację i świetny wybór piw. Jednak nie sposób – w przypadku tego pierwszego – porównywać entuzjazm wokół wydarzenia do pierwszych edycji, a drugiego – cieszyć się z frekwencji (doszły mnie słuchy, że – mówiąc delikatnie – impreza nie okazała się dochodowa).

Mamy rok 2019 i karta się odwróciła. Beer Geek Madness znowu wywoływało emocje przed startem, a zainteresowanie po raz kolejny przerosło możliwości Zaklętych Rewirów. Daniel Mielczarek, głównodowodzący projektu, wspominał w kuluarach, że spokojnie mógł sprzedać ze dwa razy więcej biletów (pula to 2 500 osób). Patrzmy na OMBF, gdzie bilety Early Bird rozeszły się jeszcze w grudniu 2018 r. (sic!) jak ciepłe bułeczki. IMO to najlepsze dowody na to, że nastał czas festiwali dedykowanych dla geeków.

Oczywiście tylko kilku, na Boga. Historia „standardowych” festiwali piwa pokazuje, jak można łatwo przegrzać koniunkturę. Sądzę, że właśnie to „przegrzanie” sprawia, że geekowskie imprezy mają coraz większą rację bytu. Większość z piwnej braci, o ile nie ma zobowiązań zawodowych, odpuszcza wydarzenia na drugim końcu Polski, skupiając się tylko na kilku lokalnych. Jedyne, które skłaniają ich do dłuższej podróży, to właśnie imprezy pokroju BGM i OMBF. Poddaję to Państwu pod rozwagę. 😉

W zakamarkach ze znajomymi

Powyższe zjawisko implikowało fakt, że przyjeżdżając do Wrocławia wiedziałem, iż spotkam mnóstwo mordeczek, które widują z rzadka. Ot, choćby Łukasza Matusika – dzięki BGM cała ekipa Na Dnie Fermentora spotkała się w jednym miejscu po raz pierwszy od, hmm, roku? Odcinka nie nagraliśmy (nie było czasu ani warunków), za to strzeliliśmy fotę oraz potwierdziliśmy sobie, że bawimy się w to dalej.

Na zapleczu dane było wymienić kilka słów z Panami Szałami, którzy na festiwalach bywają jedynie od czasu do czasu. Można było przybić piątkę z Michałem Saksem z AleBrowaru, który rzadko – siłą rzeczy – okupuje południe Polski. Do tego miłe rozmowy z członkami innych ekip (ze wszystkimi się nie dało, bo ludzi multum) oraz geekami, którzy odwiedzali stanowisko Brokreacji czy zaczepiali z powodów blogerskich. Mógłbym o tych rozmowach, biciach piątek i zdjęciach pisać godzinami, ale zakładam, że to tematy cieszące tylko mnie i zainteresowanych, w dodatku tylko wtedy, gdy dzieją się na żywo, a nie, gdy się o nich czyta.

Zaklęte jak zwykle piękne… i ciasne

Przejdźmy zatem do tego, co interesuje najbardziej Czytelników, czyli obserwacji i opinii. Zacznijmy od rozłożenia stoisk. Strzałem w dziesiątkę było dołożenie namiotu na dole Rewirów, w którym piwo lały cztery debiutujące na imprezie browary (Brovca, Funky Fluid, Czarna Owca i Dwóch Braci). Dzięki temu zwiększenie liczby wystawców nie było odczuwalne (mówię o załadowanie przestrzeni), a dodatkowo pozwoliło na stworzenie dodatkowej strefy do degustacji. Szczególnie przyjemnej w połączeniu z zaskakująco dobrą pogodą. Plusem była także zmiana głównego wejścia i rozdzielenie go od bramy dla wystawców i gości, co dodatkowo usprawniło ruch.

Niestety, dwa tematy ciągle nie zostają rozwiązane i mam pewne obawy, czy coś w tym miejscu da się z nimi zrobić. Pierwszy to kibelki, drugi: strefa gastro. Obie łączy jeden mianownik: kolejki. Ja zaspokoiłem mój pęcherz oraz brzuszek przed imprezą, więc udało mi się dotrwać do końca bez korzystania z newralgicznych punktów BGM, natomiast z opowieści znajomych wiem, że po paszę czy sikanko trzeba było stać nieraz w godzinnej kolejce…

Jakom rzekł, nie za bardzo widzę tu sensowne rozwiązanie, gdyż przestrzeń w i wokół Zaklętych Rewirów jest niemal wyczerpana. Pozostaje teoretycznie ostatnie piętro i dach, gdzie znalazłyby się miejsca dla gastronomii, jak i dodatkowe kibelki, ale strzelam, że z racji bezpieczeństwa, organizatorzy nie zdecydują się na oddanie do użytku tej części budynku. Ktoś może powiedzieć: poszukajcie zatem innego budynku dla BGM! Sęk w tym, że we Wrocławiu brakuje takiej industrialnej przestrzeni, która wpisałaby się w klimat tego niezwykłego wydarzenia. Z całym szacunkiem dla Hali Stulecia czy Orbity, ale kompletnie mi one nie pasują do Beer Geeka.

Aha, skoro już padło hasło „odpowiedzialność” wypowiedziane w kontekście pijanych jegomościów (lewitujących pań nie uświadczyłem)… Mam wrażenie, że w tym roku ich liczba pobiła niestety wszystkie dotychczasowe edycje. Co prawda nie widziałem żadnych agresywnych zachowań, nikt też nie rozwalił sobie głowy, ani nie zarzygał podłogi, niemniej stojąc na dole, przed schodami co chwila drżałem o to, by delikwenci nie wywinęli efektownego orła…

Przyczyn takiego stanu rzeczy nie będę się teraz doszukiwał, acz może jedną jest… zbyt duża liczba stoisk? Jakby nie patrzeć wielu geeków ma w sobie coś z kompletysty i feler ten każe im spróbować wszystkich, ale to absolutnie wszystkich piw (no, przynajmniej premier). Efekt – biorąc poprawkę na woltaż – jest łatwy do przewidzenia. Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie, by komukolwiek z tego kolorowego korowodu wystawców podziękować.

Piwo i cydr

Zanim napiszę krótko o piwach, które smakowały mi najbardziej (pod tym względem dałem ciała, gdyż nie spróbowałem większości, z braku czasu – co tu kryć), chciałbym poruszyć dwa tematy.

Pierwszy to odniesienie polskich browarów do tematu. Ja wiem, że nikt nas do tego nie zmusza, ale siłą pierwszych edycji imprezy było to, że piwowarzy odnosili się w przygotowanych specjalnie na tę okazję piwach do tematyki imprezy, a szczególnie państwa, z którego piwa były gośćmi BGM. Najfajniejsza była pod tym względem edycja niemiecka. Tymczasem w czasie edycji numer siedem mieliśmy takich inspiracji jak na lekarstwo. Warto tu powiedzieć o jednej, najbardziej szalonej, czyli Cock Ale od Piwoteki, które Marek Puta i spółka podawał jak… rosół (czyli grzane na garze). Szanuję!

Dominowały jednak owocki, mocno nachmielone IPA czy piwa z nietypowymi dodatkami. Żebyśmy mieli jasność: większość okazała się naprawdę udana, ale nie o jakość mi tu chodzi. Cierpię na brak Madness, które było niegdyś dla mnie najważniejszym wyznacznikiem tej imprezy.

Druga sprawa, to fortel wykorzystany przy zwycięskim piwie. Tu szybka dygresja, by podać wyniki:

  • Beer Geek Choice (głosowanie publiczności): Maltgarden – I’m Your Barista; nagroda: wyjazd na Berlin Beer Week
  • BGM Best Award (głosowanie przedstawicieli zagranicznych browarów): Funky Fluid – BGM Sour IPA; nagroda: wyjazd na London Craft Beer Festival

Wracamy do tematu. I’m Your Barista to całkiem niezły RIS z dodatkiem kawy. Nie za bardzo ją czuć (aromat w ogóle okazł się niezbyt szałowy), ale nie sposób odmówić temu piwu gęstości, słodyczy i przyjemności z picia. No chyba że przed podaniem klientowi dolejesz do piwa niedawno zaparzoną kawę. Nooo, wtedy otrzymujemy mistrzostwo świata!

Daleki jestem od przywoływania ducha kraftu i właściwie kocham każde bezkompromisowe, niekonwencjonalne działanie, ale coś mnie w tym mierzi. Równie dobrze mógłbym polać z kega Holbę i dodać do niej sok z marakui oraz pulpę z mango tuż przed podaniem wam. Gwarantuję, że byłby to sztos nad sztosy (bawiłem się tak w domu), acz nie jestem do końca pewny, czy o to w tej zabawie chodzi. 😉

Dobra, ponarzekałem, pora na kilka poleceń. Przypomnę jeszcze raz: spróbowałem naprawdę niewielu piw, bo ani nie miałem czasu, ani fazy na długie degustacje, niemniej kilku biję brawo. Oto one (kolejność przypadkowa):

Kazimierz – Ela Under My Umbrella (Tea Latte Ale) – kapitalnie użyta herbata w piwie, która świetnie wpisuje się w charakter mlecznego Ale!

Czarna Owca – Szato De Semlin (Grape Ale Calvados BA) – aromat to jabłkowe królestwo Calvadosu (już współczuję odganiania się od „ekspertów” na UT, którzy doszukają się tu aldehydu), z kolei w smaku pierwszorzędnie pracuje moszcz.

Funky Fluid – BGM Sour IPA (Sour IPA) – po udowodnieniu nam, że duet FF potrafi w mocne chmielenie, przyszła kolej na kwaśność. No i też wszystko się zgadza. Kwas bardzo subtelny, za to aromat cudownie chmielowy.

Pinta – Profesor Laktator (RIS z mlekiem) – Halyna, dej no mnie te kapuczinę!

Szałpiw – Racha (Ice Distilled DDH Double IPA) – to piwo po wymrażaniu straciło trochę na chmielowości, ale przywołuję je tutaj ze względu na kapitalnie ukryty alkohol. 15%, a masz wrażenie, że nie ma nawet połowy z tego!

Monsters – Never Mind The Bollocks, Here’s The Monsters Brewery (Juicy IPA) – panowie Hurko i Gadomski przywitali się z BGMem tym, w co umieją najbardziej: w soczyste IPA. Marakuja plus w opór chmielu zrobiły mi finisz (to ostatnie piwo, jakie wypiłem na BGM).

I jeszcze słówko o cydrach. Spróbowałem dwóch jeszcze dotąd nie kosztowanych. Ziomale z cydrowni Smykan polali mi z butelki swoją pierwszą wymrażankę. O Panie nasz! Czułem, jakbym pił najlepszy z możliwych sok jabłkowy, gęsty, ze zdradliwie schowanym alkoholem. Cudo!

Z kolei u Przemka Iwanka, czyli cydrowni Pełnia, wyłapałem cydr z herbatą Lapsang (wędzoną, przypominam) i bananami. Konkretnie ich aromatem. Efekt do złudzenia przypomina Weizena, gdyż lapsangowa wędzonka wchodzi wręcz w przyprawowe klimaty. Kto ma w dupie Ducha K., ten będzie radosny.

Przyszłość

Po tych degustacjach, wyskakaniu się przy „Gali” i zamknięciu kranów udałem się z ekipą na afterek, gdzie podsumowaliśmy to, co się wydarzyło. W nawiązaniu do początku: formuła BGM aż się prosi o przeniesienie na inne miasta. Idąc tropem lokalizacji industrialnych Łódź wydaje się być idealnym punktem, w którym na pewno znalazłyby się większe przestrzenie niż Zaklęte Rewiry.

Budynek, w którym odbywa się Beer Geek Madness to bowiem jednocześnie największe błogosławieństwo i przekleństwo imprezy. Wyróżnia się niespotykanym nigdzie indziej klimatem i wystrojem, ale też jest katalizatorem kolejek i klaustrofobicznego tłumu. Życzę organizatorom, by posiedli umysł Salomona i dali radę zaproponować rozwiązanie, które zadowoli wszystkich: ich, odwiedzających i wystawców.

Soundtrack: a na zakończenie poleciało to:

(Visited 1 034 times, 1 visits today)

2 komentarze na temat “Beer Geek Madness 7 – relacja

  1. Rozumiem, że z szacunku dla kobiet nie wspomniałeś o Pani wyjącej do mikrofonu i przeszkadzającej w degustacji

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *