Czy polscy rzemieślnicy umieją po niemiecku? Czy niemieccy wiedzą, co to kraft? Na te pytania szukałem odpowiedzi w czasie sobotniego Beer Geek Madness.
„Łeee, to będą nudy!”. „Co ciekawego można zrobić poruszając się wokół niemieckich stylów?”. Mniej więcej takie głosy dominowały w piwnym świecie w czasie rozmów o trzeciej edycji Beer Geek Madness.
I może faktycznie nasze browary nie przygotowały żadnego „mad” piwa, za to całkiem udanie zabawiły się konwencją i wypuściły wywary, o których jakieś trzy-cztery miesiące temu mogliśmy między Odrą a Bugiem jedynie pomarzyć. Zapraszam na szybki przegląd.
POLSKIE PREMIERY
F*CK THE BOUNDARIES
BroKreacja
Imperial Hoppy Gose
Zacząłem niezbyt taktycznie – od najmocniejszego piwa premierowego. Ale skoro chłopaki z BroKreacji uraczyli mnie próbką jeszcze przed oficjalnym startem imprezy, żal było nie skorzystać.
Trzeba przyznać, że piwo spełnia wszystkie swoje obietnice: intensywnie pachnie owocami i kolendrą, a w smaku jest i kwaskowe, i słone, i subtelnie gorzkie. Tak dobrze się ułożyło, że zupełnie nie czuć tu 6,4%. Jedyne, czego mu brakuje, to wysycenia – jest po prostu zbyt niskie. Co nie zmienia faktu, że to dla mnie najlepsze piwo premierowe. [8]
KWAS DELTA
Pinta
Berliner Schwarze
Z propozycją Pinty mam pewien problem, o którym pisałem wam w relacji z BGM 3. Pierwsza próbka, jaką wypiłem, niemiłosiernie śmierdziała szambem. I to tak, że nie miałeś wątpliwości czy to rzeczywistość, czy tylko ci się zdaje. Z kolei próbka numer dwa, z innej beczki i osobnego nalewaka, była już absolutnie czysta.
Z sympatii do chłopaków ocenię tę drugą. Ciemny Berliner działa na zasadach Black IPA: zamykasz oczy i wydaje ci się, że pijesz piwo jasne. Przyjemnie kwaskowe, lekkie, pijalne. W zapachu majaczy odrobina karmelu. Smakowało. [6]
CURRY WURST
Birbant
Wędzony Saison
Któż nie lubi kiełbaski z grilla? Ja uwielbiam, przeto na wywar od Birbanta czekałem z wielką nadzieją. I nie zawiodłem się – toż to prawdziwy, dobrze doprawiony wurst, tyle że w płynie. Słody wędzone harcują tu w najlepsze, a dzielnie wspomaga je mieszanka przypraw i belgijskich drożdży. Na ognisko pozycja obowiązkowa! [7]
RAUCHWEIZEN
Doctor Brew
Wędzony Weizen
Nowego piwa od Doktorków byłem ciekaw głównie za sprawą moich domowych podbojów piwowarskich. Chcę bowiem w najbliższym czasie przygotować jakiegoś pszeniczniaka, ale właśnie z dodatkiem wędzonych słodów. Jeśli wyjdzie mi taki, jak chłopakom z DB, to nie będę narzekał.
Zarówno w smaku, jak i zapachu rządzi banan, delikatnie podbity goździkiem. Natomiast po ogrzaniu wyłazi na wierzch ogniskowa wędzonka, bardzo dobrze wpisująca się w klimat tego piwa. Co prawda do Bananów Na Rauszu mu trochę brakuje, ale i tak kciuk do góry. [7]
LODZERMENSCH
Piwoteka
Chociebuskie
Z pewnym dystansem podchodziłem do tego piwa, bo jakoś nie potrafiłem sobie wyobrazić udanego połączenia kwaskowości z miodem w piwie. To brzmi jak skład herbaty na przeziębienie, a nie porządnego wywaru!
Na szczęście moje obawy okazały się płonne, bowiem Chociebuskie z Piwoteki to trunek przyjemny w smaku, z dobrze zaznaczoną słodyczą oraz subtelną, minimalną kwaśnością. Bardzo gładki (płatki owsiane) i pijalny. Wkrótce odbezpieczę wersję butelkową i dam wam znać, jak smakuje w warunkach domowych. [8]
CYRULIK
Profesja
Lichtenheiner
Niech was nie zwiedzie hasło „Smoked Berliner Weisse”! Cyrulik to po prostu wcielenie Lichtenheinera, nie do końca kumam dlaczego nazwane tak, a nie inaczej. Warto dodać, że trunek Profesji zdobył tytuł Beer Geek Choice.
Czy słusznie? Na pewno jest to bardzo udane piwo, perfekcyjnie zbalansowane. Mamy tu i ładnie zaznaczoną wędzonkę, i skromną kwaskowość. Pije się to wybitnie dobrze, szczególnie w czasie maratonu degustacji. [8]
VERY BLOODY BERLINER
Piwne Podziemie
Berliner Weisse
Po Berliner Weisse sięgnęło także Piwne Podziemie, podbijając je sokiem z aronii. Słuszny i trafny wybór, bowiem kwaskowość tego owocu bardzo fajnie wpisuje się w bukiet stylu, a przy okazji barwi piwo na ciemno krwisty kolor.
Byłbym nim totalnie urzeczony, gdyby nie drobny szkopuł: zapałczana siarka. Nie wiem, czy to miks wszystkich innych aromatów omamił moje zmysły, czy jest ona tam rzeczywiście. Chętnie przetestuję to na spokojnie i z przyjemnością odszczekam. [6]
BLU BERRYMORE
Hopium
Brown Porter
Nie jestem wielkim miłośnikiem brązowych Porterów (to wersja delikatna, prawdziwa brzmi: nie lubię ich), ale do ich spróbowania można przekonać mnie ciekawym dodatkiem. W przypadku wywaru Hopium są to kajmak i jagody.
Ten pierwszy koleżka rządzi w aromacie, mocno akcentując karmelowe oblicze Blu Berrymore, niektórym – zasłyszane – kojarzące się nawet z diacetylem. W smaku z kolei pierwsze skrzypce grają za to jagódki, nadając piwu słodko-cierpki posmak. Porterowej nudy brak – za to propsuję. [7]
HOPPY VIOLET POTATO LAGER
Browar Stu Mostów
Lager
Liczyłem na to, że fioletowe ziemniaczki wniosą do lagera z BSM nie tylko cukry, lecz także kolor (bo w końcu po cholerę używać takiej odmiany, zamiast zwykłych kartofli?). Pod względem wizualnym się zawiodłem. Ale ze smaku i zapachu jestem kontent.
Dwa czynniki wyróżniają HVPL. Po pierwsze intensywny aromat cytrusów, który piwo zawdzięcza jak zwykle genialnej Citrze. Po drugie – kapitalnie ułożona goryczka. Mocna, wyrazista, ale krótka i szlachetna. Plus za całkowite przykrycie lagerowej nijakości. [8]
ORGASMATRON
Kraftwerk
German IPA
Chłopaki z Kraftwerka postanowili przetestować moc niemieckich chmieli oraz afrodyzjaków. Te drugie idealnie wpisały się w analne kształty jednego ze szkieł festiwalowych (hue hue), choć muszę podkreślić, że po wypiciu Orgasmatrona nie poczułem nagłego przypływu miłości do nikogo.
Piwo intensywnie pachnie ziołami i jest to głównie zasługa nietypowych dodatków. Niemieckie chmiele, mimo potężnej ilości sypniętej na aromat, raczej się nie popisały. Za to mocno podbiły goryczkę, która chłoszcze niczym pejcz lubiących sado maso. Dzięki temu piwo zyskuje na wyrazistości. [7]
AMERICAN LAGER
Nepomucen
Lager
Na sam koniec moich wojaży po polskich stanowiskach zostawiłem sobie sympatycznego amerykańskiego Lagera od browaru Nepomucen. To lekkie piwo intensywnie pachnie cytrusami, za to w smaku oddaje pola borówkom, które jeszcze podkręcają jego pijalność. Bardzo dobry trunek na zakończenie wieczoru. [7]
ZAGRANICA
Większość piw z Niemiec i zagranicy piłem mniej koncentrując się na spisywaniu wrażeń, a bardziej na dyskusjach z ziomalami, tak więc wybaczcie skrótowość opisów.
Bez dwóch zdań najlepszym piwem festiwalu było Rott Men Inte Sott ze szwedzkiego browaru Sahtipaja. Szwedzi pokazali wszystkim jak się robi urywające łeb Berliner Weisse – dodali do niego soku z malin, ale w przeciwieństwie np. do Pintowego Kwasu Gamma nie pachniał on jak Paola, a jak owoc świeżo zerwany z krzaka. Takoż smakował. Bajeczny trunek! [10]
Wielkie wrażenie wywarł na mnie Methusalem z The Monarchy. To tzw. Adambier, czyli imperialny wędzony dortmundzki Alt, leżakowany w dębowych beczkach, w dodatku kwaśny. Jezuniu, ile tu wrażeń. Mamy tu wszystko, czego można spodziewać się z opisu stylu. Połączenie wędzonki, słodkości karmelu, zapachu końskiej stajni oraz kwasku jest tu niemal idealne. [9]
Ukłony dla The Monarchy także za Viking Gose, warzone z dodatkiem jałowca, który w nadaje całości zapachu… porzeczek. W dodatku wędzonych. Niesamowicie pijalne i smaczne piwo. [8]
W czasie imprezy spróbowałem jeszcze RISa z BrauKunstKeller, Original Ritterguts Gose oraz Berliner Weisse z browaru Onkel, ale nie zapisałem sobie wrażeń, ergo nie będę wam tu niczego wymyślał.
Z poziomu degustowanych piw jestem zadowolony. Co prawda żaden polski reprezentant nie rozkładał na łopatki, ale wszystkie piwa były więcej niż poprawne. Z kolei Niemcy udowodnili, że wcale nie są takimi nudziarzami za jakich ich mamy.
Kobieta(i jej dwie koleżanki) na ostatnim zdjęciu odciąga moją uwagę od piwa…
Doskonale Cię rozumiem 😀