„My dobrze chcieli, a wyszło tak – wyszło jak zawsze” – słowa piosenki Lipali to idealny wstępniak do recenzji nowego piwa browaru Amber.
Nie wiem, czy to przypadek, czy w popularnym browarze regionalnym ktoś faktycznie śledzi trendy w krafcie za Oceanem i w Polsce, ale ekipa Ambera nie mogła lepiej trafić z wyborem stylu najnowszej, czwartej odsłony serii Po Godzinach. India Pale Lager.
Dobrych kilka (a nawet kilkanaście) miesięcy temu w USA doszli do wniosku, że oto nastała pora, by rzemieślnicy zabrali się za lagery. W końcu skoro amerykański chmiel postawił na nogi tak nudny styl, jak American Wheat, to dlaczego miałby sobie nie poradzić z dolniakami?
Nad Wisłą także coś w tej kwestii ruszyło. Raz, że w Gościszewie pod okiem Michała Saksa powstają naprawdę dobre leżaki, dwa, że mamy na rynku coraz więcej naprawdę smacznych porterów bałtyckich, a trzy – Pinta i Artezan niemal równocześnie przygotowały piwa w stylu India Pale Lager.
Tak więc wybór Ambera uważam za absolutnie słuszny, odważny i wart naśladowania przez inne browary regionalne. Ekipa z Bielkówka była więc o krok od strzału w dziesiątkę i podbicia serc zarówno fanów kraftów, jak i „zwykłych” smakoszy piwa. Niestety, coś poszło nie tak.
ZAPACH: tu jest pies pogrzebany. Od lagera nachmielonego po amerykańsku oczekuję solidnego buchnięcia cytrusami i tropikami, z lekką podbudową słodową. Owszem, ta druga jest – i na niej wrażenia się kończą. Bełtam szkłem, macham nim przed nosem, daję do powąchania kumplom (może mi się coś popsuło i przestałem wyczuwać chmiel) – nic. Zero. Czysty lagerowy aromat, zdecydowanie nie „India Pale”.
PIANA: początkowo wysoka, złożona z drobnych i średnich pęcherzy, ale po chwili zjechała do cienkiej warstwy. Lacing jako taki jest.
KOLOR: klasyka gatunku: piękne lekko opalizujące złoto.
SMAK: i znów – miałem nadzieję, że owoce wyjdą przynajmniej w smaku, ale nic z tych rzeczy. Dominuje pokaźna słodowość, czysta i bez wad dodajmy. Goryczka jest za to konkretna, może nawet zbyt zalegająca, łodygowa. To jedyny amerykański element w piwie.
No i niestety, nie doczekałem się piwa, o którym marzyłem. Po Godzinach IPL to dość zwyczajny, tyle że gorzki lager. To niby krok w dobrą stronę, ale do rewelacji jeszcze daleka droga.
PO GODZINACH INDIA PALE LAGER
Amber
India Pale Lager
Warka: 06.02.2016
Skład: woda; słody pilzneński, Pale Ale; chmiele: Chinook, Citra, Cascade, Marynka, Sybilla; drożdże
Cyferki: alkohol 4,8% obj., ekstrakt 12,2%, 55 IBU
Cena: 5,60 zł (Pod Wiaduktem, Kraków)
Soundtrack: wracamy do przywołanego we wstępie songu – „Ludzie kopiejki” w wykonaniu Lipali:
Nazwa stylu też bez sensu. To nie jest india pale lager, bo tam nie przecież żadnego pale słodu. To jest lager nachmielony na amerykańsko, a więc American Lager. Dobrym przykładem tego nazewnictwa może być Pinta sprzedająca Oki Doki jako New Zeland Lager
Jest Pale Ale przecież 😉
… i Steve (American Lager z Wąsosza ) ( ͡͡ ° ͜ ʖ ͡ °)
I Hamerykański Drim z Redena, American Lager z Hausta, Jurajskie z Ostropestem, na upartego nawet Bojan Toporek (jest Cascade) 😉
Zwykły mocno nachmielony JASNY lager, czyli po prostu pils. Nic odkrywczego, tyle że użyto troszkę innego chmielu. Oczywiście angielska nowomowa powoli wypierająca naszą piękną polszczyznę także w piwowarstwie poczyniła swe nowotworowe przerzuty.
Ja piłem wczoraj z kega i byłem naprawdę zaskoczony. Lepszy od wielu kraftów. Bez szału aromat ale wyczuwalny, za to goryczka świetna. Nie przesadzałbym porównywaniem ze zwykłym pilsem. Napiszcie mi jaki jest na takim poziomie.
Być może beczkowa wersja jest lepsza (zazwyczaj tak jest).
Polskie pilsy na dobrym poziomie? Proszę bardzo: http://jerrybrewery.pl/zlota-piatka-pils/