Jak to bywa na wakacjach piwo zawsze znajduje się w centrum uwagi. Nie inaczej było na Craft Beer Camp.
O dostęp do dobra wszelakiego było mi tym razem o tyle łatwo, że stałem po drugiej stronie barykady. Działała wymiana barterowa: ja coś naleję Tobie, Ty nalejesz mnie i wszyscy będziemy szczęśliwi. W rzeczy samej – byliśmy.
Co ciekawe, oferta browarów nie ograniczała się do lekkich piw na lato. RISy, Quadruple czy Old Ale można było dostać równie łatwo, co np. APA. Gawiedź wcale nie czekała do ochłodzenia na degustację mocarzy. Szczególnie szybko znikały piwa limitowane: Wine Cake z Brokreacji (Wheat Wine leżakowane w beczce po winie) oraz Fest Buba od SzałPiw (tym razem… wymrażana). Po nie oczywiście także sięgnąłem, starając się wieńczyć nimi dzień, a rozpoczynałem lżejszym kalibrem.
Gzub – Piknik Z Dzikiem
Zacząłem od pięknie się starzejącego Saisona, który przez ostatnie dwa lata zdążył w beczce zdziczeć. Bretty robią swoje: czuć konia, skórzany pasek, a także przyjemny rzut morelowo-brzoskwiniowy z domieszką goździków i gałki muszkatołowej. Smak zdecydowanie się „uwytrawnił”, przez co piwo sprawia wrażenie lżejszego od oryginału. Także tutaj czuć dzikość pod postacią amoniaczków. [8]
Pracownia Piwa – Cytrynka
Do najnowszego piwa Pracowni trafiła skórka i sok z cytryny. Efekt? Skojarzenie z cukierkami Nimm 2 – czyli niby nieźle. Słodkie rześkie cytrusy wlatują do noska razem z aromatem, który kojarzy mi się ze świeżo pochmieloną brzeczką. Średnio mi to pasuje, szczególnie że takie akcenty pojawiają się też w smaku. Na szczęście piwo nie traci na lekkości i sesyjności, właśnie za sprawą owocowego dodatku. [6]
SzałPiw – Ribesium Nigrum Arcanum
Kurde, Szałowie tyle tych owoców napakowali do swoich kwasiżurów, że już się gubię, co piłem, a czego nie. Coś mi dzwoni, że czarną porzeczkę już piłem, ale przecież nic nie stoi na przeszkodzie skosztować jej jeszcze raz, z zaznaczeniem, że nie jest to moja ulubiona jagódka. Aromat jako żywo przypomina mi sok produkowany latem przez moją cioteczkę. W buzi robi się zaś jednoznacznie kwaśno. Na tyle intensywnie, że trudno wyłapać nuty porzeczki. Na upał jak znalazł. [7]
Kingpin/Freigeist – Gratzhainer
Ciekawa polsko-niemiecka kooperacja i połączenie Grodziskiego z Lichtenhainrem. Podobnie jak wy zachodziłem w głowę, gdzie jest sens takiej mieszanki (wszak Lichtenhainer to takie „kwaskowaty Grodzisz”). Jak wyjaśnił mi Marek Kamiński chodzi o to, że słody w niemieckim stylu tradycyjnie wędzono bukiem, podczas gdy w Grodziszu używano słodu suszonego dymem dębowym. Piwo Kingpina pachnie słodką wędzonką, z lekka pokolorowaną kwaśnością i nutą ziół. W smaku, mimo „imperialnego” podejścia do stylów, Gratzheiner jawi się jako napój lekki i pijalny, doskonały na lato. [7]
Birbant – American Szejk
Pils nachmielony po amerykańsku to kolejne piwo przetoczone przez Hopsbanta. I – co ciekawe – podobnie jak Fresh IPA wywołuje skrajne emocje. Słyszałem opinie, że w ogóle nie czuć w nim nachmielenia. Ja w swoim egzemplarzu wyraźnie wyłapałem zioła, grejpfrut i pomarańcze, podbite słodowością zahaczającą o brzeczkę. Gdy bierze się pierwszy łyk Szejka, od razu czuć, że to Pils. Jest słodowo pełny, przyjemnie wysycony i z elegancką goryczką na finiszu. [6,5]
Pracownia Piwa – Black Wind
Lekki Milk Stout to jest to, co piłbym wiadrami, nawet w pełnym słońcu. Pracowni udało się przygotować piwo niemal idealnie trafiające w moje gusta, a to za sprawą magicznego dodatku, jakim okazała się skórka pomarańczy. Ona rozpoczyna wędrówkę mojego nosa, a wspomagają ją kawa i czekolada. Trunek jest słodki (ale bez przesady) i gładki, smakuje jak czekoladka z nadzieniem pomarańczowym i nutą ziół na finiszu. [7,5]
Brokreacja – Wine Cake
Tak się złożyło, że piwo przygotowane na 1. urodziny Brokreacji polewałem osobiście, więc mogłem sobie z tym gagatkiem obcować ile wlezie. Wiem, że z tej perspektywy moja ocena może wydawać się nie do końca sprawiedliwa, ale zapewniam – Wheat Wine leżakowany w beczce po winie Tempranillo jest zajebisty. Aromat w dużej mierze oddaje dobra pozyskane z beczki, przede wszystkim winność, kokos oraz odrobinę wanilii. Do tego dochodzą akcenty melasy, rodzynek i – trooochę – białych śliwek. To samo w smaku, z jedynie lekką goryczką na finiszu. Piękny, złożony trunek, wart polowania. [9]
Gzub/Bednary – Black Yeti
Kooperacja gospodarza z browarem Bednary jest już jakiś czas na rynku, ale ja nie miałem okazji po nią sięgnąć. Z tym większym zaciekawieniem wychyliłem ów podwójny czekoladowy Stout. Zapach trochę mnie rozczarował, gdyż zamiast obiecanej czekoladki dostałem kawę zbożową, która zdominowała aromat wywaru. Smak prezentuje się zdecydowanie lepiej. Tu do odpowiedzi wyrywa się wysokiej jakości czekolada, gęsta, pełna, słodka, z gorzkim posmakiem. Mniam. [6,5]
Kraftwerk – Wild Safari
Uprzedzenia to są, proszę Państwa, bardzo źli doradcy, przeto jeśli należycie do frakcji „nie piję Kraftwerka bo nie wiem czemu”, to zalecam złamać postanowienie przynajmniej na to piwo. To lekkie Ale nachmielone nowofalowymi odmianami z Niemiec (na pewno Yellow Sub i Hallertau Blanc), które jako żywo przywodzą na myśl Nową Zelandię – białe i żółte owoce, odrobina winogron i cytrusów – bez udziału drażniącej niektórych nafty. Pije się je lekko i przyjemnie, a jedyny brak, jaki zgłaszam, to nagazowanie (co może tyczyć się tylko jednej beczki). [7,5]
Golem – Zojer
Kolejny specjał na lato, tym razem pod postacią Berlinera. Golem postanowił go jeszcze bardziej orzeźwić i ugładzić, dodając płatków owsianych. Mam też nieliche wrażenie, że wyczuwałem w nim jakieś zioło albo herbatę, jednak – przyznaję – nie chciało mi się szukać potwierdzenia. Zresztą, czy to istotne? Ważne, że pije się je jednym łykiem, w nagrodę przytulając się z lekko kwaśnym orzeźwieniem. [7,5]
SzałPiw – Fest Buba
SzałPiw zupełnie zaskoczył i swoje najwspanialsze dziecko jeszcze podrasował. Dał mu się wymrozić w tanku, by ostatecznie uzyskało aż 16% mocy. Oczywiście, woltaż czuć, choć głównie w smaku, przy okazji rozgrzewającego finiszu. Aromat to czysta poezja: ciemne śliwki, wino, rodzynki, przyprawy, odrobina karmelu. Smak cieszy wspaniałą pełnią i doskonałą gładkością. Love. [9]
Artezan – Chateau
Majk, czyli Michał Wardaszka, sprawił zaprzyjaźnionym uczestnikom CBC niespodziankę. Przywiózł trzyletni egzemplarz słynnego Artezanowego Chateau, czyli Flandersa leżakowanego w beczce po winie. Cóż ja mogę napisać? Kapitalny trunek! Szlachetny, pełny, owocowy, a przy tym doskonale kwaskowy. Subtelny i dopracowany. Nawet nie miałem ochoty spisywać wrażeń – wolałem się delektować. [9,5]
Ten Chateau z Artezana to był w piątek czy sobotę wieczorem?
Sobota
1 czy 2 warka tego piwa ?
Rocznik 2013, więc druga 😉