Czy istnieje piwna subkultura? I czy miłośnicy kraftu kiszą się we własnym sosie?
Do napisania tego tekstu zachęciła mnie dyskusja z Arturem pod moim postem na FB z artykułem o BJCP Nazi i jego komentarz: „(…) problem jest taki że wykształciło się coś na wzór craftowej subkultury co niestety jest smutnym i negatywnym zjawiskiem.” Mój rozmówca nie jest zresztą jedyną osobą, która w ten sposób podchodzi do tematu. Przewija się on w sieci, spotkałem się z podobnymi opiniami w czasie rozmów w multitapach czy festiwalach.
Zadałem więc sobie pytania: czy istnieje subkultura piwnych geeków? A jeśli tak, to czy faktycznie jest to jakieś negatywne zjawisko?
NASZA SUBKULTURA
Nie wiem, jakie osoby zaklasyfikować do owej subkultury? Czy chodzi o przemądrzałych hipsterów, którzy trzy miesiące temu odkryli kraft i hejtują wszystkich, co piją Żubra i się „nie znajo”? Jeśli tak, osobiście nie miałem z tym gatunkiem zbyt wiele do czynienia i raczej nie doświadczyłem z ich strony żadnej szkody. Zakładam, że większość moich znajomych, nawet tych nie-piwnych może potwierdzić moje zdanie.
A może mamy na myśli osoby mniej lub bardziej bezpośrednio związane z piwowarstwem rzemieślniczym? Jeśli tak, mogę się zgodzić, że wspomniany „krąg” faktycznie istnieje. Tworzą go właściciele i piwowarzy kraftowców, organizatorzy festiwali, barmani i menedżerowie piwnych knajp, my – blogerzy i vlogerzy piszący i kręcący o rzemiośle oraz zwykli fani dobrego piwa czy zręczni piwowarzy domowi.
Siłą rzeczy bardzo często ze sobą rozmawiamy, czy to w knajpach, na imprezach czy też po prostu na FB – w rozmowach prywatnych i w grupach miłośników piwa. Wymieniamy uwagi, oceniamy trunki, komentujemy wydarzenia. Wrzucamy wspólne zdjęcia, przybijamy piątki na mieście, itd. itp.
Czy to coś złego? Nie sądzę. Przecież podobną „subkulturę” tworzą pasjonaci każdej dziedziny: sportu, filmu, gry w Might & Magic, lekarze, prawnicy… Po prostu wszyscy. To dla mnie zjawisko tak naturalne i zrozumiałe, że wprost ciężko mi sobie wyobrazić, by mogło być inaczej.
KISIMY SIĘ?
Nie uważam także, byśmy się „kisili w sosie własnym”. Przecież nasza grupa nie jest zamknięta i nie ma tu kodeksu, w myśl którego ktoś może zostać jej członkiem, albo nie. Po prostu – interesujesz się, działasz, spotykasz z ludźmi i pyk, już należysz do piwnych geeków.
Osobiście nigdy nie spotkałem się z żadnym rodzajem – nie wiem jak to nazwać – wykluczenia. Być może czasami ktoś cię zjedzie, gdy piszesz głupoty i wypowiadasz się o rzeczach, o których nie masz pojęcia. Być może nie zgodzi się z twoją oceną czy piwnym światopoglądem, ale po to mamy usta/klawiaturę, by się bronić. Aha, fakt odmiennych poglądów nie musi oznaczać braku sympatii.
Zresztą: przecież wychodzimy do Was (mam na myśli osoby, którzy uważają się za „wykluczonych”) przez okrągły rok! Festiwale, gdzie przyjeżdżamy i albo prezentujemy swoje piwo (browary), albo prowadzimy dla Was wykłady (blogerzy). Piwne premiery w knajpach, gdzie wiele osób z „subkultury” się pojawia – można śmiało do nas podejść, zagadać, porozmawiać o piwie i, zabrzmię górnolotnie, o życiu.
Zawsze możecie też do nas pisać – przecież, kurde, na FB istnieje możliwość wysyłania wiadomości na profil, a na naszych stronach nie bez kozery umieszczamy maile. Ślijcie wiadomości, pytajcie, zwracajcie uwagę. Serio, nas to cieszy!
CO JESZCZE MOŻEMY DLA WAS ZROBIĆ?
Ale okej – jako że należę do piwnej subkultury, mogę nie zauważać problemu. Może w powyższym tekście przeoczyłem jakiś fakt, który nie daje Wam spokoju. Dlatego szczerze i otwarcie proszę o wypunktowanie, z jakimi ułomnościami powinniśmy się zmierzyć? Jakie niedostatki poprawić? Jakie problemy rozwiązać?
I, wreszcie, co jeszcze możemy zrobić, by nikt z Was nie poczuł się odtrącony czy pominięty? Być może powinniśmy być jak tytułowy Zygmunt Chajzer, który puka do Waszych mieszkań, tyle że zamiast proszku, trzyma w garści butelkę piwa? No przecież ja robię to codziennie o 8:00, wrzucając nowy post na bloga. 🙂
Wasze zdrowie!