Dzisiejsze nastolatki odkrywają styl, który miał umrzeć wraz z końcem popularności Axla Rose’a.
Dawno, dawno temu, zanim jeszcze współcześni myśliciele zdefiniowani gender, istniał Prawdziwy Heavy Metal. Muzyka tyleż wspaniała i powalająca technicznie, co kiczowata, odziana w legginsy, spandex, dżinsowe bezrękawniki i tym podobne dodatki, które dla człowieka o choć minimalnym poczuciu estetyki wydają się po prostu śmieszne. Aż tu nagle w powyciąganej kraciastej koszuli, przepoconym t-shircie i dziurawych spodniach przyszedł Kurt Cobain (którego 47. rocznicę urodzin obchodziliśmy wczoraj) i strącił wszystkich pudli z piedestału. Nie spodziewałem się, że ta moda kiedykolwiek wróci.
Owszem, na festiwalach czy wszelkiego rodzaju zlotach ciągle doświadczało się tak przystrojonych osobników, ale jakby mniej spiętych na punkcie wyglądu, unikających makijażu. Gdy ja byłem nastolatkiem, by wyróżnić się z tłumu, po prostu zapuszczało się włosy, zakładało się coś czarnego albo opatrzonego „satanistycznym” symbolem (koszulka z okładką „Zos Kia Cultus” Behemotha szczytem marzeń!) i już człowiek mógł czuć się „true”. Aż tu nagle…
Wczoraj w Krakowie swój koncert grała szwedzka grupa Enforcer, pomioty kolejnego metalowego odrodzenia w tym kraju. Panowie jednak nie napinają się na retro-rocka, nie naśladują wczesnych Sabbathów, a grzecznie wskakują w ciuszki metalowców z lat 80., z nastroszonymi piórami, czasami januszowym wąsem i strojem w stylu, jak to mawia mój Naczelny, „skóra i ćwieki na wieki”.
Mili włochacze i inne podobne im zespoły (by przypomnieć pudelmetalowych jajcarzy ze Steel Panther) nadspodziewanie skutecznie oddziałują na młodocianą gawiedź. Oto wczoraj w autobusie, który zmierzał do klubu Kwadrat, podróżowała grupka śmiesznie, pseudo-groźnie wyglądających podlotków. Jedna z nich szczególnie rzuciła mi się w oko – ot, grzyweczka, długie proste włosy, granatowe legginsy, naciągnięte na nie białe skarpetki i nieco zbyt duże, również białe adidaski. Historia jakich miliony, gdyby nie fakt, że owa ładna dziewczynka okazała się chłopięciem już dawno po mutacji, totalnie zniewieściałym jeśli chodzi o dizajn.
Nie mam nic do takowych chłopaczków, ale zawsze raduje mnie oglądanie ich w roli heavymetalowców. Ta grupa bowiem zazwyczaj z ochotą wyzywała innych od „pedałów” ze względu na wygląd czy zachowanie, chyba nie zdając sobie sprawy, że – podług ich definicji – sama tym zaszczytnym tytułem cieszyć się może. Ciekaw jestem, jak do spraw wszelkiej odmienności podchodzi obecna młodzież. Państwo mają jakieś informacje?
A na metalowy znak przyjaźni wypijmy sobie Altbier z Jabłonowa i posłuchajmy hitu Enforcer, „Mesmerized By Fire”:
Bez przesady, to zwykły heavy jest. Jeansowe katany i koszulka Bathory? To nie cock-rock.
Pomijając fakt, że powyższa notka jest z premedytacją wyolbrzymiona, to co do Enforcer – masz rację. 😉 Rzeczony opis dotyczył napotkanego przeze mnie towarzystwa, które wybierało się na ich koncert.