Pięć przyjemnych płyt, które ostatnimi czasy słucham, nomen omen, w kółko.
CASPIAN
„On Circles”
Od kółek zacznijmy, ponieważ najnowszy, piąty krążek zespołu Caspian kręci się w moim Spotify nieustannie od dnia premiery. I to nie tylko dlatego, że mamy do czynienia z jednym z moich ulubionych składów ever. Nie dlatego też, że miałem okazję poznać ich osobiście, gdy byli tak mało znani, że w Polsce zagrali jeden koncert, w zakurzonej piwnicy klubu, którego nazwy nie sposób mi sobie przypomnieć. Pętelka związana jest po prostu z klasą „On Circles”, w moim odczuciu jednego z najbardziej udanych wydawnictw w historii Caspiana. Poszczególne utwory jawnie odwołują się do poprzedników, jednak nie brakuje tu nowalijek, jak choćby wokalu (w dwóch kawałkach) i wtrętów folkowych. Podoba mi się też zdecydowane rozświetlenie muzyki, która na poprzednim krążku, „Dust And Disquiet” przytłaczała mrokiem. Teraz słuchając „On Circles” znów chce się żyć.
KIEV OFFICE
„Narodowi Mol”
Skoro już lecimy po znajomościach, to tym razem zapraszam Państwa na odsłuch nowej płyty mojego ziomala z czasów dziennikarskich, czołowego reprezentanta trójmiejskiej alternatywy, Michała Miegonia. Muzyka wręcz nadproduktywnego (to komplement), który w ciągu kilkunastu lat kariery zaliczył chyba z milion projektów, w tym mój ulubiony z tamtych stron, The Shipyard. Kiev Office to jednak jego najważniejsze dziecko, które skądinąd trudno opisać czy zaszufladkować. Łatka Alternative Rock powie za mało, można więc poszukać odniesień w post-punku, noise rocku, a miejscami nawet hardcore czy – na drugą nóżkę – shoegaze. Tu liczy się klimat i puls oraz piękna zabawa dynamiką: od delikatnych szeptanek do potężnego sieknięcia mocno przesterowanym riffem. Zresztą, co ja wam będę dłużej opowiadał: zapraszam do odsłuchu.
ACID DRINKERS
„Ladies And Gentlemen on Acid”
I jeszcze a propos znajomości, to z liderem tegoż zespołu spożyłem niejedną wodę mineralną na zapleczu Metafestu w Jaworznie, lat temu siedem. 😉 Z jego gośćmi zresztą także miałem nie raz przyjemność, ale to opowieść na inny tekst.
Acid Drinkers żadnym modom się nie kłania, nie żyje z głupim „nie wypada” w głowie i sam sobie organizuje piękny trybut, zapraszając do zagrania swoich kawałków 15 (a właściwie 16) zaprzyjaźnionych składów. W efekcie tworzy się tu istna mieszanka wybuchowa: lont podpala Decapitated z deathową wersją „Fuel Of My Soul” (wzbogaconą absurdalnym, ale i genialnym mariażem z LXMP), do pieca dokładają weterani, czyli Proletaryat, Vader i Illusion, a o bogactwo aranżacyjne dbają BiFF, Gutek, Krzysztof Zalewski (minimalistyczny, elektroniczny „Joker” to jest sztos!) czy Ania Rusowicz. Chcę się w pas pokłonić Hunterowi, za ich podniosłą wersję „I Fuck The Violence”. Nigdy nie ukrywałem umiarkowanej miłości do twórczości Draka i spółki, ale to, co tutaj zaproponowali, zwaliło mnie z kolan. Podobnie zresztą jak cały album, który w okolicach Nowego Roku nie wypadał z mojej playlisty ani na sekundę.
„Ladies And Gentlemen On Acid” (cały album)
SALLOW MOTH
„The Larval Hope”
Jeszcze kilka takich debiutów i uwierzę, że death metal znów ma się dobrze! Tym razem nadzieję przynosi self-made-man z Dallas, Garry Brents, który po kilku latach wydawania demówek i singli, przygotował wreszcie pełnoprawny album. „The Larval Hope” to od strony instrumentalnej i kompozycyjnej oddaje cześć Death z okresu „Individual Thought Patterns”, wokalnie i produkcyjnie jednak cieszy blackową stęchlizną, która sprawia, że muzyka Sallow Moth nabiera głębi, szarpie za flaki i przeraża. Czyli spełnia wszystkie warunki dobrego śmierć-metalu. 😉
„The Larval Hope” (cały album)
THY CATAFALQUE
„Naiv”
Nie wiem, jak u Was ze znajomością i fascynacją awangardowym black metalem z Węgier. Jeśli słabo, to polecam przybliżyć sobie temat najnowszym materiałem legendy tamtejszej sceny, Thy Catafalque. Bazą faktycznie jest tu black metal (riffy, męski wokal, miejscami perkusja), jednak muzyka zgromadzona na „Naiv” to coś zdecydowanie więcej. Sporo tu odniesień do jazzu, muzyki klasycznej, folku. Instrumentarium wzbogacone jest o dęciaki i kwartet smyczkowy, a także o delikatny żeński głos. Całość, choć nietypowa, świetnie do siebie pasuje i przykuwa uwagę, rozpraszaną tym z lekka zabawnym w uchu Polaka języku oraz nie najlepszym miksem i masteringiem. Nie czepiajmy się jednak szczegółów: ogóły są bowiem świetne.