„30 Ton” – najlżejszy z ciężarów

Nie wiem, jak Państwo, ale ja w dzieciństwie większość ówczesnych przebojów poznałem dzięki programowi „30 Ton”. Ciężko mi uwierzyć, że od jego śmierci minęło już osiem lat.

Przypomniałem sobie o najważniejszym dla mnie sobotnim punkcie ramówki TVP2 za sprawą Sharon Corr, z którą miałem okazję niedawno rozmawiać. Zespół The Corrs, którego była podporą, w 2000 roku rządził na listach przebojów na całym świecie za sprawą krążka „In Blue” i hitu „Breathless”. Choć mój gust muzyczny w tym momencie znajduje się na zupełnie innym biegunie, to ciężko mi się nie rozrzewnić, gdy słyszę te dźwięki…

Rytuał wyglądał następująco: w sobotnie popołudnie wbijały do mnie moje kuzynki, które mieszkały po sąsiedzku. Razem odpalaliśmy telewizorek w moim pokoju, podkręcaliśmy głośność i z utęsknieniem czekaliśmy, aż Dariusz Odija zabuczy swoim głosem „Tu 30 Ton, lista, lista, lista przebojów!” i ruszy z wymienianiem miejsc 31-50, a następnie wyliczaniem ileż to mamy nowości, ile kawałków spadło, a ile poszło w górę.

Nowości oczywiście były najciekawszym elementem przedstawienia. Gdy w eterze pojawiał się jakiś ewidentny hit, zastanawialiśmy się, czy ma szansę zadebiutować w pierwszej dziesiątce, a może nawet na miejscu pierwszym? Z tego co pamiętam, było kilka takich przypadków – od jedynki zdaje się wystartowały „Dumka na dwa serca” Edyty Górniak i Mietka Szcześniaka, oraz „Bal wszystkich świętych” Budki Suflera. Jeśli zmyślam – proszę mnie poprawić.

To właśnie w „30 Tonach” po raz pierwszy usłyszałem takie przeboje, jak „Długość dźwięku samotności” Myslovitz (Jezuniu, jak ja nienawidziłem wtedy tego numeru!), „Jenny” Edyty Bartosiewicz, „Śpij kochanie, śpij” Kayah i Gorana Bregovicia, czy „Niecierpliwi” oraz „Prawie do nieba” Roberta Chojnackiego, wspomaganego przez Piaska. Z ciekawostek: to właśnie saksofonista De Mono może pochwalić się najdłuższym nieprzerwanym trwaniem na szczycie – 18 tygodni!
To tam ujrzałem miłość swojego podstawówkowego życia, Britney Spears, która paradowała w szkolnym mundurku w „Baby One More Time”. To dzięki temu programowi zobaczyłem, że w teledyskach można robić takie cuda, jak zatrzymywanie obrazu vide „Freestyler” Boomfunk MC’s…

Świetną opcją było także zapraszanie gości do nagrywania przebitek. Polskie i zagraniczne gwiazdy opowiadały o rzeczach mniej, lub bardziej istotnych (zazwyczaj tych pierwszych), a my z zeszytami w rękach notowaliśmy co ciekawsze kwiatki. Do tego dochodziły notowania rozgłośni radiowych, listy sprzedaży, zapowiedzi koncertów…

I ja się pytam: kto wam ciule z TVP pozwolił zdjąć ten program z anteny? Że co: mody się zmieniły, internet rozszalał? To trzeba było pomyśleć nad modyfikacją formatu, a nie zmieniać prowadzącego i porę nadawania, ot co!
Niestety, takich telewizyjnych list przebojów już nie będzie. Smutek i nostalgia.

(Visited 182 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *