Dwie legendy, sporo młodości i odrobina prywaty. Dziś w Nucie Do Piwa nie zabraknie różnorodności.
ERIC CLAPTON
„I Still Do”
Eric, oświadczenie z tytułu płyty jest zupełnie niepotrzebne. Przecież od lat wiemy, że będziesz grał nawet na łożu śmierci. Clapton to jeden z setek przykładów konserwujących właściwości bluesa (i substancji psychoaktywnych). W tym gatunku nie ma czegoś takiego, jak emerytura (a szkoda, Dżem mógłby przestać grać). Blues wrasta w krwioobieg każdego artysty i trzyma go przy gitarze/mikrofonie aż do ostatniego tchnienia. Co najlepsze, po Ericu w ogóle nie słychać tego, że się starzeje. Ciągle gra z taką samą żarliwością i energią. Wciąż promienieje entuzjazmem i serwuje kolejne świetne płyty. Nic, tylko brać i słuchać.
THE CLAYPOOL LENNON DELIRIUM
„Monolith Of Phobos”
Ale że Les Claypool wyciągnie z odmętów zapomnienia Seana Lennona to się nie spodziewałem. Młodszy syn słynnego Beatlesa w ogóle nie korzysta z możliwości, jakie daje jego nazwisko i w efekcie żyje gdzieś na obrzeżach muzyki. Po nagraniu wspólnej płyty z liderem Primus nic w tej kwestii się nie zmieni, ale przynajmniej co bardziej uważni słuchacze przekonają się, że Sean lubi taplać się w psychodeli równie głęboko, co tata. Z kolei Les na tym krążku udowadnia sobie i nam, że potrafi okiełznać swoją dzikość i zagrać „normalne” piosenki.
IF THESE TREES COULD TALK
„The Bones of a Dying World”
Jeśli uważnie śledzicie moje muzyczne wypociny, z pewnością zauważyliście, że wszystko co ma w nazwie post (no prawie – hardcore nie), budzi moje wielkie zainteresowanie. Moja przygoda z gatunkiem rozpoczęła się w 2006 roku – dokładnie wtedy swoją pierwszą płytę wydali chłopaki z If These Trees Could Talk, z miejsca zdobywając moją sympatię. Dziś można o nich pisać „instytucja w świecie instrumentalnego smęcenia”, bo choć nigdy nie zdobyli fejmu na miarę Mogwai i Explosions In The Sky, to i każde wydawnictwo jest mokrym snem fanów post-rocka. Nie inaczej rzecz ma się z „The Bones of a Dying World”. To pierwsza tak wyważona płyta Amerykanów, w której doskonale wiedzą, kiedy włączyć mocny przester, a kiedy postawić na klimat. Zakochanym.
VOLBEAT
„Seal The Deal & Let’s Boogie”
Z Volbeat jest trochę jak z papierosami. Niby wiesz, że to syf, popłuczyny i w ogóle przepompowana kopia kopii, ale jednak nie możesz się od nich uwolnić. Nawet wtedy, gdy ordynarnie pokazują ci środkowy palec i nie przyjeżdżają na koncert (patrz akcja z MetalFest 2013). „Seal The Deal & Let’s Boogie” to nic innego, jak powtórka z poprzednich płyt duńskiego składu: mocna muzycznie, lekka wokalnie (niektóre efekty kojarzą mi się z Zenkiem Martyniukiem…). A jednak słucha się tego z największą przyjemnością, szczególnie w czasie szybkiej jazdy samochodem. Odpalcie sobie poniższy singel za kółkiem – yummie!
TEGAN AND SARA
„Love You To Death”
Na rozluźnienie po kilku mocnych uderzeniach proponuję zagłębić się w dźwięki z najnowszego krążka dwóch uroczych Kanadyjek. Dziewczyny szyją piosenki z pokładów rozmarzonego indie popu. Lekkie, zwiewne, dźwięczne, mnie osobiście kojarzące się z popem lat 90. – nazwisko Natalie Imbruglia samo ładuje się do głowy. Tyle że Tegan And Sara są zdecydowanie bardziej subtelne, mocno stawiające na elektronikę. Że to dobry wybór chyba nikt nie będzie miał wątpliwości po przesłuchaniu poniższego singla.
SELFBURST
„Tales From The Slap Nun’s Bar”
Na koniec chciałbym oddać w Państwa ręce, a raczej uszy, pierwszy singel mojej wrocławskiej załogi. Nagrany totalnie partyzancko, w domach i salce prób. Tylko rosnącym skillom inżynierskim Kokosa zawdzięczamy całkiem przyzwoite brzmienie kawałka. Ale ale! Z wałka samego w sobie jesteśmy niesamowicie zadowoleni, bowiem pokazuje ścieżkę, jaką sobie wyznaczyliśmy. Mocno, agresywnie, z groovem, bez kompromisów. Gwoli wyjaśnienia: tekst opowiada o jedynym Polaku w mafii amerykańskiej. Gdyby miał więcej szczęścia, zastrzeliłby Ala Capone i to o nim dziś kręciliby filmy. A tak – jedynie piszą piosenki.
Nowa Katatonia daje radę, sporo djentu, odrobinę pożyczyli od kumpli z Opeth, ale wszystko bardzo spojne, ciężko się oderwać – bardzo polecam, podobnie jak In Mourning.
https://www.youtube.com/watch?v=0cZvQqAbGKU
Czegoś takiego bym się po nich nie spodziewał.
Słuchałem tej płyty, ale mam alergię na Katatonię i nawet takie wałki nie są w stanie mnie do niej przekonać.
No chyba że tak, chociaż się trochę dziwie. Ja bardzo ich lubię, a nawet wśród bardziej tró fanów death/blacku z którymi się zetknąłem, ten zespół był najczęściej tolerowany/szanowany.
Ja nie jestem bardziej tró fanem death/blacku – raczej pojedynczych zespołów, które z jakiegoś powodu wywarły na mnie wrażenie 😉
Chodziło mi o to, że lubią ten zespół nawet tacy tró metalowcy, więc tym bardziej się dziwię.