Czyli rzecz o tym, o czym wszyscy wiedzą, wszyscy piszą, ale ja też muszę.
Będąc młodym szczylem, w wieku okołogimnazjalnym, zakochałem się bez pamięci. Maria Szarapowa jej było – rok starsze ode mnie urodziwe dziewczę, co często gościło na plakatach w „Bravo Sport”, mniej lub bardziej ponętnie odziane. Wzdychałem sobie cichutko do Marysi nocami, nawet wtedy, gdym był starszy, zajęty, mądrzejszy.
I nagle Marysia kilka dni temu wychodzi na mównicę i oświadcza mi, że leci na dopingu. Od 10 lat. Bo wcześniej było to legalne, później nie otwarła maila, no i tak jakoś wyszło, że wpadła. Moja miłość legła w gruzach.
RETORYCZNIE
W tym miejscu powinienem wystrzelić z siebie salwę pytań pokroju: „no ale po co jej to było?”, „dlaczego sportowcy się szprycują? Przecież to nieuczciwe!”, „jak to możliwe, że sponsorzy i organizacje sportowe nie zauważają na co dzień takiego zachowania?”, bla bla bla. Doskonale znam odpowiedzi na te zagwozdki. I wy pewnie także.
Sport stał się biznesem, zresztą od początku nim był. Ten najlepszy zyskuje wieczną chwałę i pieniądze. My z kolei oczekujemy rywalizacji na niebotycznym poziomie, niedostępnym dla zwykłego człowieka. Pogoń za rekordami, całkiem podobna do kraftowej biegunki nowości, wymusza na sportowcach stosowanie nieuczciwych środków i liczenie na to, że jakoś uda im się umknąć kontroli.
OGLĄDAŁBYŚ?
Szczerze mówiąc, zastanawiam się, czy ktoś z was chciałby wrócić do czasów, gdy zawodnik nie miał dostępu do żadnych wspomagaczy, nawet tych dozwolonych. Zero. Nawet odżywek. Wszystko musisz wypracować treningiem. Jak by to wyglądało? Usain Bolt biegałby na 100 m w 11 sekund, Peter Prevc na HS130 latałby może ze 125 m, a Marysia Szarapowa serwowałaby z mocą poniżej 100 km/h.
Oglądalibyście takie zawody? Chcielibyście patrzeć na ludzi tylko trochę lepszych od was, zamiast na bogów powalających prędkością, precyzją, wytrzymałością? Mam pewne wątpliwości.
TEŻ JESTEŚ WINNY
Z upadkiem sportu jest trochę jak z beznadzieją i stronniczością współczesnych mediów. Jasne, wszystko sterowane jest odgórnie przez sponsorów, którzy wiedzą, że tylko na igrzyskach są w stanie zarobić. Jednak kluczem jest odbiorca. Jeśli ten będzie ślepo żarł papkę podstawianą mu pod nos, rzeczywistość stanie się jeszcze bardziej brutalna.
I się staje. To, co było nienormalne, niemoralne i uchodziło za dewiację kiedyś, dziś jest w porządku. Wyobrażam sobie, że w którymś momencie ktoś dojdzie do wniosku, że skoro wszyscy biorą, to może by tak doping zalegalizować. Że jeśli biegacz bez nóg, a z protezami, jest szybszy i bardziej wytrzymały, wielu kolegów po fachu zdecyduje się obciąć sobie kończyny, by mu dorównać.
BEZ DOPINGU
Brzmi jak paranoja? A czy uwierzyłeś 15 lat temu, gdy mówiono, że Lance Armstrong jedzie na wspomagaczach? Przyznaję, ja też nie.
Dlatego mam propozycję. Przestańmy oglądać sport wyczynowy (a już szczególnie ten indywidualny). Olejmy transmisje, nie chodźmy na stadiony, nie polujmy na autografy pseudo-idoli, czyniąc z nich celebrytów. Pozbawmy współczesny sport dopingu kibiców. Chyba tylko wtedy system jest w stanie oczyścić się z dopingu sportowców.
Ja mam inną propozycję: dajmy doping wszystkim. I tak większość bierze. Jak sam zauważyłeś, bez dopingu mieliby znacznie słabsze wyniki, i oglądanie by było mniej przyjemne. Skoro i tak godzą się na podtruwanie własnych ciał, czemu im tego zabraniać?
Kwestia oszukiwania- niektórzy podchodzą do tego na zasadzie „oszust, bo bierze, jakby nie brał to by nie wygrał”. Ale jeśli bierze cała stawka to i tak wygra najlepszy, a nie ten który wpieprzy najwięcej koksu. Bo sam koks nie robi wyników, doping pomaga ćwiczyć ciężej, częściej, szybciej się regenerować. Ale zapieprz dla takiej osoby jest taki sam a nawet większy, jak również poświęcenia.
Myślisz Jerry że w sportach drużynowych nie ma dopingu? Ja założę się że jest. Kwestia tego na jaką skalę wśród najlepszych, i jak często są badani. Ale gdybyś zapytał koszykarza czy chce mieć zregenerowane mięśnie następnego dnia po meczu, to myślisz że któryś by powiedział że nie?
Heh, wspominałem o tym, że na pewno ktoś wpadnie na pomysł „dajmy wszystkim”. To znakomite podejście, w myśl którego „skoro nie możemy wyegzekwować prawa, to je zmieńmy”. Jestem totalnie na nie.
Jako pięknoduch i człowiek naiwnie wierzący w sens uczciwości, stawiałbym na edukację kibiców. Acz czuję, że na to nikt nie pójdzie.
I nie – nie myślę, że w sportach drużynowych mniej się bierze. Sądzę jednak, że odpowiedzialność grupowa pociąga za sobą trochę inne standardy, niż w sporcie indywidualnym.
Co do odżywek: rozumiem ich znaczenie dla regeneracji, co nie zmienia faktu, że cały syf dopingowy rozpoczyna się właśnie od nich. Acz przyznam: nie znam rozwiązania tego problemu.
Pingback: RIO 2016 - mimo wszystko