Sportu uprawianie

uprawianie-sportu-hantle

Zebrałem się w sobie i wreszcie – wracam do regularnego uprawiania sportu! Także dzięki wam.

Na dzień dobry chciałem Państwu podziękować za spory odzew na mój tekst dotyczący przejścia na dietę i zrzucenia kilogramów. Otrzymałem sporo ciekawych porad i wirtualnych klepnięć w plecy. Jeszcze raz: dzięki!

Poczułem się naprawdę zmobilizowany, dlatego nie czekając na jutro zacząłem działać. Po pierwsze: pojechałem do Decathlonu po hantle, by móc sobie trochę „popakować” w domu, zamiast chodzić na siłownię, na którą nie mam ani czasu, ani zbyt wielkich chęci. Gdy tylko zmienię mieszkanie, dokupię do tego ławeczkę, by mieć większą wygodę ćwiczenia.

WRÓCIŁEM DO TENISA!

Po drugie wróciłem do uprawiania sportu. Jako że wszelkie indywidualne albo mnie nudzą (bieganie), albo nie dana jest mi ich umiejętność (pływanie), postawiłem na wersję towarzyską. Tenis. Ugadałem się z mym dobrym ziomem Kubą, z którym parę lat temu regularnie tłukliśmy się na korcie, że będziemy przynajmniej dwa razy w tygodniu, na godzinę,, wychodzili poodbijać seledynowo-żółtą kulę.

Na razie idzie nam całkiem nieźle, a nawet lepiej, niż się spodziewałem. Myślałem, że po tylu latach – jako zawodnik, mówiąc delikatnie, dość kiepski – nie będę w stanie trafić w lecącą w mym kierunku piłkę. Na szczęście nie jest tak źle, choć nad wieloma elementami muszę jeszcze popracować, przede wszystkim nad backhandem przy crossowych piłkach.

KOSZ NA WIDOKU

Jesienią mam zamiar dorzucić do tego grę w kosza. Trzeba wam wiedzieć, że za czasów licealnych regularnie chodziłem na treningi i nawet byłem powołany do reprezentacji szkoły (nie zagrałem ani minuty, ale to drobiazg), bowiem rozegranie szło mi całkiem nieźle.

Na studiach ostatecznie przekonałem się jednak, że mój wzrost to dla trenerów koszykówki kalectwo. Nic to, że mierzę tyle, co Nate Robinson – solidny rozgrywający wielu klubów NBA. Masz 175 cm, nie pokazuj się na AZS. Dziękuję, dobranoc.

Szczęśliwie koledzy nie mają takich oporów i chętnie przygarną mnie do ekipy, która regularnie grywa w kosza na jednej z krakowskich hal. Znów mogę tylko żyć nadzieją, że po kilku latach przerwy będę w ogóle w stanie dobrze kozłować piłkę, o celnych rzutach z półdystansu nie wspominając.

NAJŁATWIEJ JEST SKOŃCZYĆ…

No właśnie, to jest gwóźdź tego tekstu, do którego dążę. Piszę o tych swoich powrotach, jakby stała się rzecz niesłychana i wyjątkowa w dziejach świata. I pewnie dla osób, które od lat regularnie uprawiają sport wyda się to śmieszne, jednak jestem przekonany, że wśród was jest sporo „sportowców” takich, jak ja. Niegdyś relatywnie aktywnych, którzy na pewnym etapie życia przestali się ruszać.

Zadałem sobie pytanie dlaczego tak się stało. Pewnie mógłbym wskazać wiele przyczyn, Wyjazd do innego miasta i rozpad zgranej sportowej paczki. Rosnąca ilość obowiązków, których z każdym rokiem przybywa. Tłumaczenie sobie, że uganianie się za „gałą” to zajęcie dla dzieciaków. Pokrętne myślenie, że skoro regularnie gram próby i koncerty z zespołem (na których przecież sporo się ruszam!), to można uznać, że „uprawiam sport.

Odpowiedź jest inna: lenistwo. Brak chęci ruszenia się z domu. Wygodny fotel przed komputerem, ciepłe łóżeczko. Albo impreza u znajomych, wyjście do knajpy itd. Wykrętów przed sportowym zebraniem się do kupy można znaleźć sporo. Rozbrat z aktywnością fizyczną jest naprawdę banalny do podjęcia.

… NAJTRUDNIEJ ZACZĄĆ

Powrót na łono sportu (że pozwolę tak sobie nazwać moją aktywność) nie jest łatwy i przebiega trochę jak odwyk. Najpierw musisz sobie zdać sprawę sam przed sobą, że masz problem. Tu nie chodzi nawet o zbyt ciasne spodnie czy za duży brzuch. Po prostu widzisz, że twoje barki wyglądają jak u dziesięciolatka. Rano ciężko ci wstać bez bólu, bowiem ścięgna i mięśnie są maksymalnie skurczone. Dźwigając zakupy po paru minutach robisz się czerwony i mokry od potu.

Ja, gdy już przeszedłem przez ten etap, postanowiłem poszukać mobilizacji. Dlatego właśnie powstał tekst o przechodzeniu na dietę, którego jedzenie okazało się być bohaterem drugoplanowym, a zwyciężyła aktywność fizyczna.

Wasze podpowiedzi i słowa otuchy naprawdę mi pomogły, dlatego postanowiłem działać. To raptem cztery tygodnie, ale już zauważyłem kilka pozytywnych zmian. Przede wszystkim z większą radością podchodzę do ruszania się – naprawdę sprawia mi to przyjemność. Poza tym już teraz dostrzegam, że lepiej się wysypiam i wstaję całkiem rześki. No, może nie licząc dni, gdy o 7:00 było na zewnątrz ponad 30 stopni.

Dlatego kłaniam się wam nisko po raz kolejny i zapewniam, że zrobię wszystko, by nie zawieść tych, którzy mojej pozytywnej zmianie kibicują.

PS: Biegać mimo wszystko nie zacznę 😛

(Visited 183 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *