Możliwość spróbowania piw domowych to najlepsze, co daje nam rokrocznie Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa.
Nic w tym zaskakującego. WFDP wyrósł przecież na gruncie Wrocławskich Warsztatów Piwowarskich, które – jak miało się okazać – stanowiły zalążek piwnej rewolucji w Polsce. Tym bardziej cieszy, że trzymająca pieczę nad piwną częścią WFDP Marusia zawsze z należytym szacunkiem podchodzi do piwowarów domowych i zaprasza ich na Festiwal.
CENTRALNY PUNKT STADIONU
Początkowo – z racji ograniczonego czasu – nie wybierałem się na strefę, ale skusili mnie znajomi: Asia i Krzysiek z browaru domowego Aurora. Udałem się na spotkanie tym chętniej, że miałem na nie wejść jako osoba towarzysząca Grześka Sołtysika. Nie każdy może być parą Smakosza Grzegorza! 😀
W surowym pomieszczeniu ulokowanym mniej więcej na środku Stadionu Miejskiego zgromadziło się kilkudziesięciu piwowarów i drugie tyle chętnych na degustację. Główni bohaterowie rozłożyli swoje dobra na stolikach i beczkach imitujących nalewaki. Warunki wojskowe, ale był w tym jakiś urok, podbijający atmosferę DIY.
O tym, że piwowarstwo domowe jest u nas o dwa kroki do przodu przed rewolucją (co mnie zresztą nie dziwi, wszak w domu łatwiej jest eksperymentować) widać było po samych karteczkach z opisem dostępnych stylów. Barley Wine i Porter Bałtycki 30 Blg, kilkuletnie Geuze, Lambiki, pełen przekrój kwasów, najbardziej wymyślne dodatki z przyprawami do pizzy na czele. Nie raz i nie dwa z moich ust wydobywało się ciche „wow”.
BROWAR DOMOWY AURORA
Skoro już padło hasło „pizza”… Za owo dzieło odpowiada przywołany już Krzysiek Rewak. Miałem okazję sztachnąć się jego Pizza Ale Mamma Mia już miesiąc temu, w czasie butelkowania naszego Flandersa. Teraz piwo tylko potwierdziło aromatyczną klasę. Oregano, czosnek, bazylia, sos pomidorowy – czujesz się, jakbyś przed chwilą otworzył piekarnik. Smak bliższy jest chrupkom Peppies – wkręcam sobie, że czuję tu odrobinę bekonu (wyłącznie sugestia). Jedyna uwaga: piwo jest trochę zbyt płytko odfermentowane. Gdyby było bardziej wytrawne, mniej pełne, wtedy rwałoby papę z dachu.
Następne w kolejce było Gose Al-Bahr Al-Majit, solidnie posolone. Tak intensywnie, że sól czułem wyraźnie w aromacie. Robiliście kiedyś płukankę gardła z soli rozpuszczonej w wodzie? Jeśli tak, to możecie wyobrazić sobie aromat tego sztosu. To zasługa soli himalajskiej. W smaku dzieje sie zdecydowanie więcej. Słoność zrównoważona została kwaśnością od słodu zakwaszającego oraz odrobiną kolendry. Podobnie jak w przypadku piwa pizzowego – nieco za dużo tu ciała, a za mało wysycenia.
Następny punkt to pierwsza degustacja naszej Princesse d’Alderaan. Wstrzymam się od szczegółowego opisu, gdyż to piwo młode i nieułożone. Dam jednak głowę, że gdy dojrzeje, skopie wam tyłki. Już kapitalnie pachnie, a wkrótce zyska też na smaku. Po szybkiej próbce przyszła pora na zaznajomienie sie z Władymirem Władymirowiczem, czyli potężnym RISem z dodatkiem wanilii i płatków dębowych. Rzeczone cudownie mieszają się z czekoladą, kakao i kawą. Piwo jest zadziwiająco gładkie i smukłe jak na 28 Blg. Słodycz i wytrawność spotykają się gdzieś pośrodku, by dać pełnię satysfakcji degustującemu.
KOPYR I INNI
Po wizycie u Krzyśka, wbiłem na stoisko Kopyra, który lał grawitacyjnie swojego Bittera uwarzonego z brew-kitu dosłownie 10 dni wcześniej. Jak podkreśla sam autor, celem tej zabawy jest zachęcenie ludu do piwowarstwa i pokazanie, że przygotowanie piwa z gotowego zestawu to bułka z masłem, w dodatku dodająca ci +10 do respektu na dzielni.
A jak wyszło samo piwo? Oczywiście, wielkiego wrażenia nie robi, czuć w nim odrobinę aldehydu, ale i estrów jabłkowych. Mimo to pije się przyjemnie: jest rześkie, subtelnie nagazowane, z muśnięciem skórki od chleba i brzoskwini. Prędkość przygotowania plus sposób podania z pewnością wywołają szczękopad u twoich nieobeznanych z piwem ziomali.
Ale wróćmy do ambitniejszej rzeczywistości. Kolejny przystanek to stoisko Bartka Senderka z blogu Mój Kufelek. Koleżka polał mi Dunkela, który… pachniał i wyglądał jak American Amber Lager. Co prawda podobno według niektórych klasyfikacji Dunkel może być bursztynowo-czerwony, ale ja obstaję za czernią. Jako Amber – trunek Bartka robi robotę. Świetnie pachnie ziołami, jest jednocześnie karmelowy, jak i mocno chmielowy z wyrazistą goryczką na finiszu.
Niedaleko Bartka swoje piwa prezentował Michał Żankowski, pracujący także jako piwowar w Browarze Stu Mostów. Od niego spróbowałem Imperialnego Portera Bałtyckiego. Nie pamiętam, ile ów wywar ma Blg, ale wyróżnia się mocarnym aromatem czekolady i lukrecji, a także sporą gładkością. Jest pyszny, pięknie zbalansowany. Bardzo przyjemny okazał się także RIS Grześka Sołtysika, uwarzony wspólnie z Tomkiem Kuligiem. Chłopaki dodali marcepan w czasie warzenia – w aromacie nie czuć go praktycznie wcale (króluje kawa, czekolada i orzechy), w smaku zaś bonus objawia się charakterystycznym słodkawym akcentem, ale nie zamula.
***
Uprzejmie apeluję do organizatorów wszystkich największych festiwali, by także u siebie organizowali takie spotkania. Strefa piwowara domowego bywa zdecydowanie ciekawsze niż ta profesjonalna.
kurcze, szkoda że przegapiłem ten event. Jak dożyję, to za rok wbijam się tam na bank 🙂
Szkoda, że nie trafiłeś do mnie na Smoked APA – dymione drewnem wiśni. Ale to akurat szybko się skończyło, bo wiele osób było ciekawskich a piwo było nieco zaskakujące. A najlepsze co spróbowałem to RIS z Porto od Mata (browar Czarna Łapa).
Mam nadzieję, że jeszcze uda się spróbować 🙂
U panów z Profesji nie udało cie się spróbować 6 – cio i 3 letnich leżaków? Żaaaałuj 😀
No niestety – za krótko byłem